Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego...
wiek: 3 miesiące do 18 = kriokineza = Irlandczyk = młodszy brat = przeszukuje domy w celu znalezienie broni, leków (...) = świetna pamięć = klaustrofobia spowodowana traumatycznym urazem z dzieciństwa = insomnia = biseksualizm = cichociemny = perkusista = przezwisko: Jeff
Wysoki na metr osiemdziesiąt siedem, najczęściej okryty czarną bluzą z kapturem gnojek o lodowato błękitnych oczętach i włosach tak jasnych, że niemal białych. Psotny rozrabiaka - bo co z tego, że świat się sypie, zawsze znajdzie się czas na głupie żarty i sarkazm. Bez tego wszyscy by zginęli, Realista, mający w głębokim poważaniu władzę i zasady - jest w końcu panem samego siebie i będzie walczył do ostatniego oddechu, byle tak pozostało. Chaotyczny arogant - dba tylko o swojego brata i własny tyłek. Dziwny, bo normalność jest taka nudna. Odważny, a między odwagą, a szaleństwem istnieje cienka, przecierająca się granica. Niezależny mol książkowy. Książki to przeszłość, teraźniejszość i przyszłość (mimo, że bezmózgie małpoludy uważają inaczej). Czasem nawet pisze, musi gdzieś wylać ten cały bałagan. Pewny siebie ryzykant - bierze wszystko albo nic. Och i ach. Bla bla bla...Czy ktoś zdoła ocieplić jego zlodowaciałe serduszko? Wbrew pozorom ma duszę, chociaż czasem tego po nim nie widać. Taa, chyba.
...koniec psot
________________________________________________
KP w budowie
FC: Lucky Blue Smith
Krótka karta, bo postaci poznaje podczas wątków
Nie lubie: jak osoba z którą pisze nie popycha akcji do przodu i zlewania - jak nie chcesz wątku to mi szczerze napisz
Zapraszamy do wszelakich wątków i powiązań
Mile widziane szalone pomysły C:
[ Bluuuu <3
OdpowiedzUsuńPorywam cię na wątek. Chcę skruszonego Cole'a, który będzie błagał na kolanach Phil o pomoc :D ]
Pani Szeryf, która chętnie ociepli serduszko Cole'a, wrzucając je do ognia, hue hue <3
[Jak sarkazm i głupie żarty, a najlepiej suchary i dziecinne wygłupy, to dogada się z Maaike! Chociaż często byłby nazywany dupkiem przez tę arogancję. W każdym razie witam się ładnie i życzę dużooo, dużo weny!]
OdpowiedzUsuńMaaike
[O matko, kocham jego brata. :D
OdpowiedzUsuńOgólnie to przyszłam się przywitać i w razie czego może zaprosić do wątku. Jak na razie nie mam konkretnych pomysłów (trochę się ich wyzbyłam), ale przecież zawsze możemy coś wykombinować.
Ogólnie życzę dobrej zabawy. ]
Wanda
[Cytaty z Harry'ego zawsze mile widziane, podobnie jak wizerunek. Sama rozważałam Pyper Americę, ale zobaczyłam, że Lucky Blue zaklepany i stwierdziłam, że takie podobieństwo by nie przeszło bez echa ;)
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie, życzę wielu ciekawych wątków i od razu zaklepuję sobie jeden, bo chętnie stworzyłabym coś szalonego <3 Pod wieloma względami Chey i Cole się różnią, ale mają kilka wspólnych cech, jak choćby dbanie tylko o swój tyłek, w dodatku on ma zlodowaciałe serduszko, a ona jest Królową Lodu. Przypadek? Nie sądzę xD]
Cheyenne
[Porywam cię na romansa z Kaiem :D]
OdpowiedzUsuń[ Chyba pierwszy raz spotykam ten wizerunek z orientacją biseksualną, miła odmiana. Postać bardzo przypadła mi do gustu, więc oczywiści nie może obejść się bez wątku. Poza tym uwielbiam za imię!
OdpowiedzUsuńPomyślałam żeby najpierw wpisać im coś do przeszłości, raczej przykrego, dla ulepszenia ich relacji. W sumie mogli być parą przez dwa tygodnie, a później on zdradził ją z jej kolegą/koleżanką żeby wygrać jakiś zakład albo jego młodszy brat kręcił z jej siostrą, a Alex bywa nadopiekuńcza i jej się to nie spodobało… Później, na samym początku ETAP'u mogliby znaleźć się razem w trudnej sytuacji. Coś by ich zaatakowało albo byłyby jakieś problemy z budynkiem, mianowicie pożar lub zawalenie. Oni byliby tam rzecz jasna razem i doszłoby do krytycznej sytuacji, podczas której Cole zdecydowałby się zostawić dziewczynę. Ma młodszego brata, więc musi dbać o swoją skórę nade wszystko. Na szczęście ona, gdy ten zniknął, jakoś sobie poradziła, używając telekinezy i tak dalej…
Teraz w ramach tej ekipy przeszukującej domy, połączyliby ich w parę. Dorzucilibyśmy do tego jakieś zamknięcie w ciasnej piwnicy, następnie atak skrzydlatych węży albo wygłodniałych kojotów… Pod koniec on też mógłby wpaść w kłopoty, a Alex wahałaby się czy w ramach rewanżu może po prostu go zostawić. ]
Alexandra
[Lucas i Cole są do siebie podobni :D Jestem więcej niż pewna, że się ze sobą dogadają!]
OdpowiedzUsuń[Kłopoty zawsze brzmią dobrze! <3 A przyjaźnie brzmią jeszcze lepiej, więc jak najbardziej za :D Mogą wpakować sid w jakieś bagno szukając pieska, na którym bardziej zależy małej siostrze Lucasa niż jemu samemu, a że jej odmówić nie umie mimo coraz gorszego stanu biodra to łazi ciągle i go szuka :D]
OdpowiedzUsuń[Wow! Super pomysł, podoba mi się.
OdpowiedzUsuńRozumiem, że to mnie przypadł zaszczyt rozpoczęcia wątku. Postaram się przysłać początek dzisiaj albo jutro. :) ]
Wanda
[Irlandczyk, Lucky, Cole-cichociemny plus to słodkie dziecko, jako brat. Masz mnie. ;> Dziękuję, że starszy brat tak się podoba. Świetnie, jak coś mów to wal, a ja w ramach tego zobowiążę się do zaczęcia. <3]
OdpowiedzUsuńBuck
[No to zaczynam! Od razu uprzedzam, że nie jestem w tym najlepsza i miałam długą przerwę od blogowania, więc może być średnio :/ ]
OdpowiedzUsuńKiedy w życie weszła zasada, że każda osoba powyżej dwunastego roku życia musi objąć jakąś funkcję, Cheyenne niemal od razu zaklepała posadę szeryfa na stacji benzynowej Chevron. Była to najbardziej oddalona od centrum i innych dzieciaków placówka, której należało pilnować, a jej zależało na samotności. Ze względu na nowo nabyte umiejętności Chey unikała ludzi, bo nawet przypadkowy kontakt wzrokowy czy muśnięcie nagiej skóry w wąskim korytarzu mogły doprowadzić do tragedii. Już teraz ludzie krzywo patrzyli na mutantów z nieszkodliwymi, a wręcz przydatnymi mocami, z upływem dni narastała jednak frustracja i agresja wśród dzieciaków pozbawionych mocy i dziewczyna wiedziała, że podobna demonstracja nadnaturalnej siły mogłaby przyczynić się do eskalacji konfliktu. Cheyenne nie chciała być iskrą zapalną. Sama nie rozumiała swojej mutacji, ale czuła, że obudziło się w niej coś mrocznego, nad czym trudno będzie jej zapanować. Nie bez powodu nazywano ją Bazyliszkiem. Dlatego wolała trzymać się z daleka od innych, przynajmniej do czasu, aż przestanie być trująca dla otoczenia.
Nie zapowiadało się jednak na szybką zmianę jej sytuacji.
Na stacji benzynowej, odkąd objęła stanowisko, niewiele się działo. Chey wiedziała jednak, że było to tylko kwestią czasu; składowana tutaj benzyna i gaz mogły przyczynić się do wielkich zniszczeń w mieście, gdyby ktoś wpadł na bardzo głupi pomysł wysadzenia stacji w powietrze, a z tymi nieodpowiedzialnymi gnojkami wszystko było możliwe. Dziewczyna z przerażeniem patrzyła na to, co się działo w mieście i jednocześnie cieszyła, że jej to nie dotyczy. Przynajmniej na razie.
Cheyenne siedziała na podłodze pod ladą, przegryzając zmiażdżony batonik proteinowy, który znalazła na zapleczu stacji benzynowej, kiedy nagle usłyszała krzyki. Nie wiedziała, o co chodziło, ale ktoś znalazł się zdecydowanie za blisko jej posterunku, wszyscy wiedzieli, że należało trzymać się z daleka od Chevron. Nie potrafiła rozpoznać głosów ani określić liczby osób. Schyliła się i przemknęła do okien, wyglądając przez żaluzje. Na zewnątrz było już ciemno, jedynym źródłem światła był słaby, księżycowy blask, widziała okolicę tylko w odległości kilku metrów. Usłyszała kolejny, mrożący krew w żyłach wrzask i dreszcz przebiegł przez jej ciało. Zimna strużka potu spłynęła jej po plecach, gdy zdała sobie sprawę, że grupa jeszcze bardziej zbliżyła się do stacji benzynowej. Chey zwilżyła spierzchnięte wargi, mocniej zaciskając dłoń na ciężkim kiju baseballowym. Nie lubiła się mieszać w cudze sprawy. Rzadko kiedy się wychylała, wiedząc, że lepiej pozostać w cieniu i nie zwracać na siebie uwagi. Sytuacja na zewnątrz stawała się jednak z minuty na minutę coraz bardziej poważna i Cheyenne wiedziała, że będzie musiała podjąć decyzję. Kiedy rozległ się kolejny jęk agonii, kopniakiem otworzyła drzwi i wyszła na zewnątrz, kierując się w stronę odgłosów walki i szyderczych śmiechów.
Grupa nastolatków ciasnym pierścieniem otaczała dwójkę chłopaków. Chey zmarszczyła nos, czując zapach potu i alkoholu. Wielu z nich niepewnie stało na nogach, ściskając w dłoniach puste butelki po piwie i wydając z siebie zwierzęce odgłosy, podczas gdy na ich oczach toczyła się nierówna walka. Jasnowłosy chłopak leżał na ziemi, jego twarz i ubranie były pokryte pyłem. Prawdopodobnie miał złamany nos, z którego kapała jasnoczerwona krew. Stojący nad nim napastnik kopał go brutalnie w brzuch, bełkocząc groźby pod nosem, ale Cheyenne była zbyt daleko, by zrozumieć, o czym mówi. Nie miała zamiaru jednak pozwolić, by skatował tego chłopaka.
Usuń- Ej ty! - No dobra, to nie była może najlepsza zaczepka, jednak nie miała czasu, żeby się zastanowić. Musiała działać szybko, a presja nie wpływała korzystnie na jakość jej pyskatych odzywek. - Może zmierzyłbyś się z kimś równym sobie?
Chey prowokująco uniosła brew, od niechcenia kręcąc młynka kijem baseballowym. Otaczająca ją grupa ryknęła śmiechem, ale ona patrzyła tylko na pobitego chłopaka.
Cheyenne
[A może na tak zrobić, że nasi panowie znali się już wcześniej, jeszcze przed ETAPem, ale jak powstała kopuła to ich kontakt się urwał. No i teraz spotykają się ponownie przez przypadek (według twojego pomysłu z ucieczka Cola przed bestiami). Mam zacząć czy ty to zrobisz?]
OdpowiedzUsuńSłoneczne popołudnie i za razem bardzo upalne dawało się chyba każdemu we znaki. No, a przynajmniej Nice, która teraz leżała sobie na hamaku i pila przez słomkę zimna lemoniadę. Artemisowi też było gorąco, gdyż wyciągnął się pod cienistym drzewem z wywalonym jeziorem na zewnątrz. A dla mnie to już było tak upalnie, że aż sciagnalem z siebie koszulkę i leżałem na trawie, oglądając chmury i polewając się co jakiś czas woda z węża ogrodowego.
OdpowiedzUsuńTak więc sobie leniwie spędzaliśmy dzionek z błogą myślą, że nic nie musimy robić. A to dlatego, bo już to wcześniej zrobiliśmy. Żyć nie umierać. Jako iż słoneczko zaczęło mi napierdzielac po oczach nasunalem na nos okulary przeciwsłoneczne. Było tak przyjemnie, że aż chciało się z całych sił krzyknąć: "Chwilo trwaj!"
W pewnym momencie owczarek niemiecki zaczął głośno szczekać. Ot, człowiek pochwalił dzień przed zachodem słońca. A mogło być tak miło i przyjemnie... Ech, co się polepszy to się lada chwila spieprzy. Już miałem iść sprawdzić co lub kto śmiał zakłócić mój (a także i innych) spokój, kiedy nagle jak ktoś nie hycnie przez ogrodzenie i nie wtargnie na moją posesję! No tego to już do groma jasnego było za wiele. A za tym kimś wyskoczyło jakieś ogromne włochate bydle. No tego to jeszcze nie grali.
Młoda spojrzała na to wszystko ze stoickim spokojem w oczach i z równie stoickim spokojem wystrzeliła ogromną ognista kulę w tego futrzastego sukinsyna co mi w rabate wbiegł. Śmierć na miejscu. Ale krzewiki poszły w... No poszły sobie się chedozyc w lesie.
Sam zaś korzystając z mocy telekinezy przyciagnalem uciekiniera, który to chyba mało orientował się w tym co właśnie przed chwilą się stało. Siostra jak gdyby nigdy nic wróciła do picia lemoniady, kładąc się ponownie na hamak.
- Słuchaj, nie wiem kim... - Zaczalem mówić, by za chwilę zamilknąć i wytrzeszczyc oczy ze zdumienia. - Cole? A co ty tutaj robisz? - Zapytalem się jego.
Nerwowo stukała w blat, rozglądając się dookoła. Na chwilę spojrzała w dół, szybko jednak podnosząc głowę. Przecież to było takie naturalne - dlaczego więc wyprowadziło ją to nieco z równowagi? Kiedyś z pewnością z uśmiechem pomogłaby małemu chłopcu, który wesoło wbiegł do baru i prawie od razu podbiegł do niej, chcąc schować się przed starszym bratem. Co prawda pozwoliła mu to zrobić - schował się pod ladą, starając się nie chichotać, nawet uśmiechnęła się delikatnie, gdy wpuszczała go za blat. Czuła jednakże w sobie swego rodzaju obawy, których przyczyny nie do końca umiała zdefiniować. A może po prostu zmieniła się do tego stopnia, że kontakty międzyludzkie wydawały się być czymś strasznym? Cokolwiek to było, postanowiła spróbować, stwarzając pozory całkowitej normalności. Przecież póki nie wyprowadzi jej ktoś z równowagi, ona może być w miarę spokojna, a jedynie uważać na słowa, które nawet miłym głosem mogły wpłynąć na czyny kogokolwiek. Bo w tym właśnie leżał jeden z jej problemów - nie do końca panowała nad umiejętnościami. Raz wypowiedziane żądanie nie przynosiło żadnych efektów, by kolejnym razem osoba automatycznie zrobiła coś, co Wandzie się wymsknęło. Nieprzewidywalność tychże umiejętności i brak jakiegokolwiek “królika doświadczalnego”, któremu szatynka by zaufała, tworzył ryzyko. Tylko kiedyś nie bała się go tak, jak teraz.
OdpowiedzUsuńNajtrudniej było jej omijać tych słów, które lubiła mówić w przypływie irytacji, szczególnie do typowych chuliganów, czekających na okazję do zaczepek. Bo przecież nie miała ochoty przyglądać się, jak tamten zwykłe odczepne “pieprz się” wprowadza w czyn.
Co chwila rozglądała się dookoła, spodziewając się że osoba poszukująca chłopca, szybko zjawi się w barze, znajdzie brata i wyjdzie, kończąc tym samym zabawę w jej miejscu pracy. Nagle jednak jak na złość pojawili się klienci, a ona musiała ich obsłużyć. Jej uwaga po czasie skupiła się na aktualnej robocie, a gdyby nie to, że co jakiś czas niechcący trącała nogą małego łobuziaka, zapomniałaby o nim.
Zamawiający usiedli, a ona zajęła się przygotowywaniem zamówień, co jakiś czas jednak zerkając to na drzwi, to na chłopca. Nie mogła jednak tego robić przez cały czas, a w końcu doszło do tego, że jej myśli odeszły od wszystkiego, skupiając się na czynności. Myśli uciekły, a dla niej najważniejsze było położenie prawidłowej ilości sałaty itd.
Nagle w pomieszczeniu rozległ się dźwięk dzwonka, który ona jednak zignorowała. Dopiero gdy podała zamówienie odpowiedniej osobie, jej uwaga skupiła się na nowo przybyłej osobie, która wyraźnie czegoś szukała. Albo kogoś.
Wanda wciągnęła gwałtownie powietrze, starając się zachowywać normalnie. Nie mogła jednak nie obserwować chłopaka, co na jej szczęście mogła usprawiedliwić jej posada. Po kilku już chwilach stwierdziła, że przybysz jest dość poddenerwowany. Rozglądał się, a cierpliwość wydawała się go powoli opuszczać. Nagle Wandzie przyszło coś do głowy - co jeśli ma do czynienia z mutantami? Chociaż nie obawiała się o siebie, to też nie miała ochoty na żadne nieporozumienia.
- Ogarnij się Wanda, przecież on szuka tylko brata. Przecież nie zrobi ci tu zadymy tylko dlatego, że brat postanowił się schować przed nim. Co najwyżej pokrzyczy sobie, a potem przy odrobinie szczęścia wyjdzie. - pomyślała, nerwowo jednak odwracając się na chwilę, chcąc sięgnąć po kubek herbaty uspokajającej. Pociągnęła dość sporawy łyk, szybko odkładając naczynie na bok, gdy dostrzegła że jasnowłosy podchodzi do niej.
- Hej, w czym mogę służyć - spytała automatycznie, przekrzywiając głowę lekko w bok.
Przybysz jednak nie chciał zamawiać, a jego słowa dotyczyły jednej osoby. Wanda powstrzymała się przed zerknięciem w dół, patrząc w oczy chłopaka. Przez chwilę zastanawiała się nad tym, czy powinna powiedzieć mu prawdę czy też jednak trzymać z młodszym bratem i dalej ciągnąć ten teatrzyk. Mimowolnie na jej twarzy na chwilę pojawił się uśmiech, który szybko jednak ukryła, udając, że na chwilę zagryzła wargę.
Usuń- Chyba nie mogę pomóc w tej sprawie - powiedziała w końcu, wypowiadając jednak dość wolno, jednocześnie pozwoliła sobie jeden raz zerknąć na dół, widząc chłopczyka uważnie się jej przyglądającego. - Ale jak go zobaczę to przekażę, że ktoś go szuka.
[Mam nadzieję, że nie jest źle. Zaczynanie nie jest moją mocną stroną, tak więc z góry przepraszam jeżeli coś jest nie w porządku. :)]
Wanda
[To może jakieś leczonko na NFZ?]
OdpowiedzUsuń[Lecimy na spontana.]
OdpowiedzUsuńSzczerze powiedziawszy to powinienem zignorować go. Tak samo jak idealnie ignorowałem innych. Puścić go by sobie dalej biegł przed siebie. Ale jakoś nie mogłem. Jakoś tak po prostu nie umiałem. Czasami nawet i ktoś taki jak ja potrzebował otworzyć do kogoś gębę. Nika dosyć często mi wypominała, że "powinniśmy odnaleźć naszych znajomych". Jest taka młodziutka, naiwna i wierzy w to, że ludzie tutaj są dobrzy. Ja sam zaś miałem okazję przekonać się, że jest na odwrót. Ale... Ale kiedy widziałem jakąś znajomą twarz, jeszcze sprzed tego piekiełka, miałem ochotę zapytać "co tam, jak tam?". Jednakże wtedy włączała się moja blokada i przechodziłem obok. Udając, że się nie znamy. Tak było mi po prostu wygodniej.
OdpowiedzUsuń- Och, kochanie, trochę się spóźniłeś. Herbatka już zdążyła wystygnąć. - Odpowiedziałem mu. - A tak poza tym to miłe powitanie z twojej strony. - Założyłem rękę na rękę. - No, już jest o wiele lepiej. - Stwierdziłem, kiedy nam podziękował. Moja siostra podeszła do niego, przyglądając się bacznie.
- A gdzie twój młodszy brat? Myślałam, że dzisiaj też przyjdzie ze mną się pobawić. - Powiedziała smutnym głosikiem.
- Jeżeli chcesz tej herbaty to wchodź. - Gestem dłoni zaprosiłem go do domu. Nie było to zbyt miłe zaproszenie, ale ode mnie miłych rzeczy się nie wymagało. Już samo to, że nie wypierdzieliłem go dalej, było jak na mnie dosyć miłym czymś.
Złapałem Cole'a pod ramię, przekładając jego rękę przez moją szyję, aby było lepiej iść. A ja przynajmniej byłem pewien, że tak łatwo się nie wywróci.
- Co ci jest? - Zapytałem. Doprowadziłem go do salonu i położyłem na kanapie. Podałem mu szklankę wody mineralnej. - Czym podpadłeś tamtemu... czemuś? - Spojrzałem na niego, wyczekując odpowiedzi. - Tylko mi tutaj nie kłam. Mów wszystko jak na świętej spowiedzi. Psia mać, krwawisz. - Zerknąłem na jego nogę. - Nika! Podaj apteczkę i zaparz wodę na herbatę! - Zawołałem do blondyneczki. Ta tylko skinęła lekko głową i pogrzała do kuchni. - Będziesz musiał zadowolić się jedynie suszoną miętą. Niczego innego do picia oprócz tego i wody niestety nie mam. - Rzekłem do blondyna. - Dobrze ciebie widzieć w jednym kawałku. - Uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem. Ni to do siebie, ni to do niego.
[Dziękuję za pomoc z tą szopą, bo ja oczywiście przeoczyłam taki okropny błędzior! ;-; Miło, że karta się podoba. Może zróbmy z naszych postaci w wątku złodziei książek, bo przecież obydwoje uwielbiają czytać. W miasteczku musiała być jakaś biblioteka, która po zniknięciu dorosłych na pewno nie była licznie odwiedzana, a takie spotkanie między regałami może być ciekawym początkiem relacji. A tak poza tym, na czym dokładnie polega mutacja Cola? Bo szukałam, ale jest tylko pirokineza, a to raczej nie to samo :D]
OdpowiedzUsuńSunny
[Prawiąc Nick'owi takie komplementy tylko utwierdzasz go w jego własnym przekonaniu o tym, że jest lepszy od innych, tak odrobinkę ;) Miałam wpaść to wpadam chętna na wątek, przyjaciel do wzięcia! ]
OdpowiedzUsuńNicholas
- Serio? Nie stać cię na lepszy tekst na podryw? Chociaż z tak szpetną gębą nie wyrwałbyś żadnej - stwierdziła szyderczo Cheyenne, mimochodem cofając się do tyłu, a tym samym odciągając napastnika od leżącego chłopaka. Było zbyt ciemno, by dziewczyna mogła go sparaliżować wzrokiem, musiała więc podejść bliżej i go dotknąć, ale nie uśmiechało jej się bliskie spotkanie z tym obrzydliwym typem. To nie był pierwszy raz, kiedy Gavin pozwalał sobie na dwuznaczne komentarze w jej kierunku, wielokrotnie kręcił się w pobliżu jej posterunku na stacji benzynowej Chevron, dając do zrozumienia, że kiedy na chwilę straci koncentrację i nadarzy się okazja, będzie próbował się do niej dobrać. Chey usilnie wmawiała sobie, że nie boi się nikogo, ale zdarzało jej się rzucać po łóżku pod wpływem sennych koszmarów, podczas których chłopak dopadał ją w ciemnych zaułkach i brutalnie ją krzywdził. Najchętniej nauczyłaby go szacunku do kobiet, tym samym likwidując u siebie poczucie bezsilności, kilkoma mocnymi kopniakami w jaja, co zresztą byłoby szlachetnym, bezinteresownym uczynkiem; bezpłodny osiłek nie mógłby się rozmnażać i zaniżać średnią IQ populacji swoimi małymi kopiami.
OdpowiedzUsuńNie miała jednak czasu do niego doskoczyć, bo asfalt pokryła gruba warstwa lodu, dosięgając również bandytów i przykuwając ich w miejscu. Chey podeszła do przywódcy grupy i splunęła mu w twarz, ale to jej nie wystarczyło. Wyprowadziła mocny prawy sierpowy, który bezbłędnie dosięgnął celu. W powietrzu rozległ się charakterystyczny chrzęst łamanej kości, ale Gavin nie zdążył nawet krzyknąć. Niemal od razu zwiotczał i runął na ziemię. Kontakt fizyczny był krótki, więc dziewczyna nie wątpiła, że za niedługo się obudzi i będzie naprawdę wściekły, jednak na razie miała inne problemy na głowie. Grupka dryblasów wykorzystała trzymane w rękach butelki po piwie, by odkuć stopy z pokrywy lodowej, więc musiała działać szybko. Uskoczyła przed wyciągniętymi w jej stronę napakowanymi ramionami i podbiegła do chłopaka, kucając u jego boku. Dopiero wtedy go rozpoznała.
- Cole? Co ty tu, do kurwy nędzy, robisz? - warknęła, czując, jak w jej klatce piersiowej narasta wściekłość. To nie był jednak czas na robienie wyrzutów i krzyki. - Dasz radę wstać? Nie mamy wiele czasu, musimy się zwijać - mruknęła, rozglądając się gorączkowo po ulicy. Nie po raz pierwszy przeklinała własną umiejętność, która nie pozwalała jej dotknąć chłopaka i mu pomóc. Przebiegła wzrokiem po jego sylwetce, starannie omijając twarz, panowały jednak takie ciemności, że Cheyenne nie mogła poprawnie ocenić jego stanu. Dziewczyna usłyszała kolejne krzyki i zobaczyła, że w ich stronę biegnie kolejna trójka neandertalczyków, a pozostali byli blisko uwolnienia się z lodowej pułapki.
- Jezu, musiałeś kogoś naprawdę porządnie wkurwić - wymamrotała pod nosem, żałując, że się w to wszystko wplątała. Nie zdążyła dodać nic więcej, bo ktoś za jej plecami chwycił ją za włosy i mocno szarpnął. W oczach stanęły jej łzy z bólu. Próbowała się wyrwać i kopać, ale trzymał mocno. Boleśnie zagryzła wargę i na oślep wyciągnęła dłonie do tyłu, próbując chwycić napastnika. Opuszkami palców musnęła jego zimną skórę, ale to wystarczyło, by uścisk natychmiast zelżał, a przeciwnik upadł na ziemię. Dla pewności Cheyenne zacisnęła rękę na jego kostce, co eliminowało nastolatka z gry na dobrych kilkanaście minut. Szybko podniosła się z ulicy, podczas gdy Cole szarpał się z jakimś osiłkiem. Nie miała czasu na zastanowienie, jej czynami kierowały teraz instynkt i adrenalina krążąca we krwi, którą dodatkowo napędzał strach. Dziewczyna chwyciła kij bejsbolowy i zaszła napastnika od tyłu, z całej siły uderzając dryblasa w głowę. Nie ma to jak rozróba, czyli kolejny zwyczajny dzień w ETAPie!
Cheyenne
Chyba po raz pierwszy w życiu usłyszałem, że ktoś ucieszy się widząc jego uśmiech. Nikt nigdy jakoś nie wspominał mi, że za mną tęskni... No może wyjątkiem od tej reguły była Nika, która zawsze po dłuższej nieobecności (czytaj: więcej niż cztery godziny) rzucała się niemalże na mnie, mówiąc, że za mną tęskniła i martwiła się, czy wszystko jest w porządku. Ale jakby nie patrzeć to była moja siostra. Było mi tak trochę jakoś dziwnie, słysząc to z jego ust. Poczułem się lekko zakłopotany. Co powinienem teraz zrobić?
OdpowiedzUsuń- Eee... - Zająknąłem się. - Dzięki. To miłe z twojej strony. - Powiedziałem, kiedy zacząłem już lepiej myśleć. - Powinieneś to odkazić czymś i zakleić, aby ci się jakaś paskudna infekcja nie wdała. Albo zakażenie. - Przyjrzałem się ranie na nodze chłopaka. - Wiesz to coś... Te zwierzęce mutanty coraz częściej są spotykane na mieście. Poszukują jedzenia. Z tego co zauważyłem to coraz częściej polują na ludzi. Więc możliwe, że już wcześniej... Bez urazy Cole... To coś mogło już sobie wcześniej upatrzeć ciebie na ofiarę i potencjalne jedzenia. Nie wykluczam też twojego rozumowania, ale wiesz, teraz pod uwagę trzeba brać każdą opcję. Nawet tą najmniej możliwą. - Spojrzałem na chłopaka uważnie. - Jeszcze nie zwariowałem, ale momentami wydaje mi się, że niedługo to nastąpi. Nie jest wcale łatwo żyć z mutacją. Normalni ludzie chcą ciebie zabić za to, że jesteś mutantem, chociaż nigdy im w życiu niczego nie zrobiłeś. Zmutowane zwierzęta chcą ciebie zabić, bo jesteś dla nich chodzącą lodówką, chociaż nigdy nie zdawałeś się tak o sobie myśleć. Szeryfowie chcą mnie dorwać, bo myślą, że coś kombinujesz, skoro nie jesteś z nimi, ani też przeciwko nim. - Uśmiechnąłem się delikatnie w kierunku chłopaka, wzdychając ciężko. - To ciebie zawsze do mnie ciągnęło. - Parsknąłem śmiechem.
"A czasami mnie do niego. Jakby jakaś chemia." - Przeszło mi przez myśl.
- A ty uległeś jakiejś mutacji? - Zapytałem, otrząsając się z zamyślenia.
[Jak zwykle jestem człowiekiem, który wita wszystkich w porę, ale podobno lepiej późno niż wcale, więc witam. Wydaje mi się, że wszystko zostało powiedziane i nie miałabym od siebie zbyt wiele do dodania, więc życzę ci tylko dobrej zabawy wśród nas i ciekawych wątków. c:]
OdpowiedzUsuńLeah Denvers
- Prawie jak Elsa z "Krainy Lodu". - Stwierdzilem nieco rozbawiony, kiedy zaprezentował mi swoją umiejętność. - Nawet kolor włosów się zgadza. - Nadal robilem sobie z niego tak trochę jaja. - A co do mutozwierzat to ostatnio miałem nieprzyjemnosc je spotkać i uciekac przed nimi. Nie skończyło się to dla nich dobrze. Z drugiej strony jest ich mały cmentarzyk. Wiesz, najpierw wbiegly w pułapki. Ci co pobiegli dalej... Porozrywalo ich na mini polu minowym. A niedobitki poczestowalem granatami. Cały arsenał znalazłem w piwnicy tego domu. - Usmiechnalem się delikatnie w jego kierunku. Zaraz zawołałem Nike, pytając jej co w końcu z tą herbatą jest. Odpowiedz była prosta: sam sobie ją zrób.
OdpowiedzUsuń- Dlaczego akurat takie niewdzieczne dziecko musiało mi się trafić? - Zapytalem żartem, wznosząc rękę ku niebu. No w sumie tutaj to raczej w kierunku sufitu. W pewnym momencie kaszlnalem kilka razy nieprzyjemnie. - Jeszcze tylko tego brakuje abym się rozchorował... - Meuknalem cicho pod nosem. - Zaraz zrobię ci ta miętę. - Rzucilem do blondyna. - I szczerze powiedziawszy to jesteś tyci apetyczny. Ale tylko tyci. - Puściłem do niego oczko. Sam nie wiedziałem co się ze mną dzieje.
[A pomysł z pułapką jest super! Mogą wracać skądś późnym wieczorem, a jak wiadomo o tej porze po ulicach kręci się najwięcej takich nieprzyjemnych typów c:]
OdpowiedzUsuńNicholas
Cheyenne stanęła po lewej stronie chłopaka, asekurując go na wypadek, gdyby musiał skorzystać z jej pomocy w dojściu do celu, jednocześnie rozglądała się uważnie, pilnując, by nikt nie zaatakował ich z zaskoczenia. Nerwy miała napięte do granic możliwości, a jej serce obijało się o żebra w dzikim rytmie. Udało im się jednak dotrzeć do sklepiku, zanim reszta przeciwników oswobodziła się z lodowej pokrywy.
OdpowiedzUsuńDziewczyna zaświeciła światło i rozejrzała się po pomieszczeniu. Strach o Cole'a, który do tej pory odczuwała Chey, w bezpiecznym miejscu przerodził się w furię.
- Niezła przygoda? NIEZŁA PRZYGODA?! Gdyby nie to, że banda mięśniaków omal nie zakatowała cię na śmierć, sama bym ci w tej chwili przywaliła! - krzyknęła Cheyenne. Była tak cholernie wściekła na tego idiotę. Dlaczego zawsze musiał zgrywać twardziela i ściągać na siebie kłopoty?! Miała ochotę nim porządnie potrząsnąć, ale do jego zakutego łba nic nie docierało! Dziewczyna drżała na ciele, ale nie była pewna, czy było to spowodowane opuszczającą jej ciało adrenaliną, ulgą czy może gniewem. Rzadko troszczyła się o kogoś innego niż o samą siebie, ale mimo wszystko chłopak nie był jej obojętny. Odwróciła się do niego plecami, odchodząc kilka kroków, ale zatrzymał ją jego głos.
- Właśnie pobiło cię stado napakowanych dryblasów, a ty pytasz się mnie, czy jestem cała? - spytała z niedowierzaniem Chey, kręcąc głową z dezaprobatą, mimo że na jej ustach błąkał się lekki uśmiech, gdy do niego podeszła. - Jestem dużą dziewczynką i potrafię o siebie zadbać, w przeciwieństwie do ciebie, Cole - zauważyła z ironią, chociaż miała rozbity łuk brwiowy, z którego sączyła się cienka strużka krwi i lewa strona jej twarzy zaczynała puchnąć od potężnego uderzenia jednego z napastników. Położyła dłonie na jego barkach, popychając go delikatnie do tyłu, żeby usiadł na krześle. Sama znalazła apteczkę, która schowana była pod ladą i naciągnęła na dłonie białe, jednorazowe rękawiczki, dzięki którym będzie mogła w miarę swobodnie go dotykać. Bała się, że chłopak ma złamany nos, co wbrew pozorom było poważnym urazem, lub wstrząśnienie mózgu. Cole zawsze się wyśmiewał z uwielbienia dziewczyny do Chirurgów czy Ostrego dyżuru, a teraz będzie musiał wszystko odszczekać, bo dzięki namiętnemu oglądaniu seriali medycznych Cheyenne mniej więcej wiedziała, jak poprawnie ocenić jego stan.
- To może zaboleć - ostrzegła go cicho, uciskając jego nos, z którego wciąż leciała krew. Nie wyczuła pod palcami żadnej wypukłości ani przemieszczenia kości, nie pojawił się też obrzęk ani krwiak w pobliżu oka, więc wyglądało na to, że wszystko było w porządku. Odetchnęła cicho, czując, jak przygniatająca jej ramiona troska nieco zmalała. Cole odpowiadał na jej pytania bez opoźnienia i nie wpatrywał się w jeden punkt, więc może jego mózg także nie doznał uszkodzenia.
- Bardzo boli cię głowa? Pamiętasz, co się stało? - upewniła się Cheyenne, ale wyglądało na to, że wszystko z jego głową było w porządku. Cofnęła się o krok, w zamyśleniu zabawnie marszcząc nos i przegryzając dolną wargę.
- Ściągnij koszulkę - poleciła chłopakowi, a na widok jego uśmiechu, demonstracyjnie wywróciła oczami, a w jej głosie zadźwięczała kpina - Nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego, Jefferson. To zdecydowanie nie twoja liga.
Cheyenne