23 maja 2016

c a r p e d i e m, m a ł a

 i think with my heart and i move with my head 
afraid to lose control and caught up with this world 
M A A I K E    A L I S S A    M A X W E L L 
MAYA, ALLIE LUB MAX, EWENTUALNIE EJ TY!
LAT 16, TELEPATIA, DWIE KRESKI I PIES 
MUZYKA  W SERCU, KŁĘBOWISKO W GŁOWIE
A NOCE W PRZEDSZKOLU
i think i've thought myself to death

   Dwupiętrowy dom na skrzyżowaniu Sherman Avenue i Pacific Boulevard zawsze witała z uśmiechem, ale tylko w weekendy, i to nie wszystkie! W niewygodnym łóżku w internacie, opatulona kołdrą i pluszakiem fenka, często myślała z utęsknieniem o Jake'u, o spaniu do czternastej i nadrabianiu seriali z wielkim dzbanem herbaty i trzema pudełkami pizzy. Marzyła o wolnym mieszkaniu, marzyła o wysłaniu rodziców do babci na drugim końcu Kalifornii, marzyła o porzuceniu mundurka szkoły, marzyła o spontaniczności, marzyła o chwili prawdziwej wolności.
     Generalnie dostała to, o co prosiła. Jednak jej wizja spisana na kartkach poplamionego notesu różniła się od tego, co widziała na ulicy, gdy tylko wychyliła nos za okno. W ciągu tego tygodnia zdążyła mieć wszystkie stany emocjonalne, pięć razy się załamać i wesprzeć duchowo, popłakać się z bezsilności, smutku czy po prostu bez powodu. Nawet Jake już się pogubił. Widziała to w jego spojrzeniu, kiedy czekał w kuchni na mamę, która zawsze przemycała mu smakołyk. Ale kiedy leżeli razem w rytmie spokojnej muzyki, Maaike zrozumiała, że nie może się poddać, nie może ulec emocjom i nie może pozwolić, by chaos zapanował wewnątrz tej całej... bańki. Nie miała zielonego pojęcia jak to zrobi, jednak obiecała sobie, że dopóki nie dowiedzą się o co tak właściwie chodzi, będzie miała podniesioną głowę, będzie się uśmiechać i zaprosi na rozmowę każdego, kto tylko będzie chciał. 
     I to wcale nie dlatego, by odgonić własne demony.
     Podobno jej wzrok uspokaja, a w czarnych oczach można utonąć i zastanawiać się, czy to źrenice są takie wielkie, czy to po prostu tęczówka? Podobno jej uśmiech zaraża, jeden dołeczek dodaje jej uroku, a blade piegi podkreślają delikatność. Podobno bije od niej ciepło,  a smutki ulatują jak popiół na wietrze. Podobno zawsze znajdzie wyjście, podobno zawsze pomoże, podobno jest zawsze pierwsza do zabawy.
     Dlaczego więc nie może spać? 
     Dlaczego jej źrenice zawsze są takie duże?
     I skąd weźmie kolejne opakowanie tabletek?
i need to move, i need to fight 

160 centymetrów uroczości - 50 kilogramów dredów - 22 milimetry w uszach - koraliki i piórka we włosach - kolekcja czaszek, lamp z lawą i światełek z choinki w pokoju - chodzący wyżalnik i umoralniacz dla ludzi powszechnie uważany za pseudopsychologa - kompan właściwie do wszystkiego - chce dobrze, nie wie jak - bajki, fantasy i głupie filmy - podstawy survivalu zapamiętane z gier - podobno ćpun i lekoman, ale ona chce tyko zasnąć i nie myśleć - odcina się od swojej głowy - ciągnie ją do złego - początek syndromu sztokholmskiego względem pewnej osoby - czasami skacze po murkach i udaje, że jest parkourowcem - ej, baby są ładne - facety zresztą też - delikatne dłonie i długie palce - kruk pod piersiami - jakimi piersiami? 

confused what i thought with something i felt
confuse what i feel with somethings that's real 
_______
Hej, hej i czołgiem, karabinem i tak dalej!
Pani ze zdjęcia niestety mi nieznana, piesek także (kto zgadnie z jakiej bajki wzięłam imię dla niego? brawo Bucky!). Z chęcią narobię zamieszania w powiązaniach, w Perdido, w Coates, wszędzie! A Maya to wcale nie taka ciapa! 

W tekście przeplata się "come with me" wykonawcy Kongos
3/5

Tommy - Bucky - Drakey

23 komentarze:

  1. (Hej, cześć i czołem! Z Thomasem są do siebie tak podobni (nawet jeśli nie widać tego po mojej żałosnej karcie, którą jeszcze zedytuję), że aż muszą mieć wątek! Tom zawsze wszystkim pomoże jeśli tylko ów pomoc będzie na miarę jego (nie tak wcale małych) możliwości. Jak myślisz, pomogą sobie nawzajem ze swoimi demonami? :D)

    Thomas

    OdpowiedzUsuń
  2. (Tak, tak. Ja wiem. Wiem, że stać mnie na więcej, ale gdybym chciała tę kartę porządnie dopieścić to pewnie przybyłabym tu dopiero za miesiąc. :>
    Tom to bardzo empatyczna, ciepła postać. Jeśli założymy, Maaike była ciapą, to pewnie często i gęsto jej doglądał. Mogli się nawet przyjaźnić i tak jakby siebie "zgubić" po pojawieniu się bańki. Teraz po tej ciszy możemy ich spotkać, żeby się cieszyli na swój widok - cali i zdrowi (wykluczając mutacje). Chyba, że wolisz jakiś mały dramat, np. akcję ratunkową. I już bez znaczenia czy to Tom wyciągnie Ike z tarapatów czy ona jego zauważy gdzieś rannego. Ach, te dramy.)

    Thomas

    OdpowiedzUsuń
  3. [PIES <3! Ogólnie to dziąbry, witam na blogu śliczną panią i cudnego pieseła, mam nadzieję, że będziesz się świetnie bawić. :)]

    Drake

    OdpowiedzUsuń
  4. [Imię psa to z Pory na przygodę, nie?. :D Panna fajna, z fantastycznymi włosami i super imieniem. Dogadałaby się z Buckiem, tak czuję. ;D Zaprzyjaźnijmy ich, co?, ładnie proszę.Baw się tu z nami dobrze! :>]

    Buck

    OdpowiedzUsuń
  5. [To wykorzystam mój talon na to, abyś zaczęła tę epicką historię. <3 Oj, skoro oni są takimi bff, to Max na pewno wie, co Buck chowa pod schodami i mogą sobie czasem razem popalać ziołka.

    Buck

    OdpowiedzUsuń
  6. [Co prawda miałam ograniczać liczbę wątków, a nie ją powiększać, no ale przekonałaś mnie - najwyżej będę nie wyrabiać, a co! Drake na pewno ucieszy się, że ledwo co uciekł od psychologa szkolnego, to znalazł sobie zastępstwo na jego miejsce. Ich ''współpraca" będzie ciekawa. Może faktycznie zgodzi się na nauczenie jej posługiwania się bronią, jeśli Maya bardzo ładnie poprosi i zaproponuje coś w zamian. :D]

    Drake

    OdpowiedzUsuń
  7. [Bardzo podobają mi się takie dziwne relacje - ta akurat właśnie wydaje mi się taka bardzo w typie Drake'a, przecież specjalizuje się w szeroko pojętym szkodzeniu ludziom. Na pewno nie ściągałby jej na swoją stronę, gdyby chciał zrobić coś przyjaznego dla otoczenia. Dla tego pomysłu trzy razy tak, więc kto zaczyna? Mam to być ja czy może ty masz wenę na wyskrobanie czegoś fajnego? :D

    Drake

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Pani ze zdjęcia nieznana, ale za to jaka śliczna *O* Myślę, że fajnie by się dogadali. Zrobiłabym z nich parę dobrych kumpli...Ona by mogła trzepnąć go po głowie, gdyby powiedział za dużo,a on ją gdyby...no cóż. Poza tym - robienie głupich żartów i komentarzy łączy ludzi! Co powiesz? ]

    Cole

    OdpowiedzUsuń
  9. Drake ocknął się gwałtownie. Nie pamiętał, kiedy zasnął, nie pamiętał, kiedy w ogóle dotarł do swojego nowego domu w Perdido Beach. Bolała go głowa, zaschnięta krew pokrywała dużą część jego twarzy, dłonie chłopaka były obolałe i opuchnięte. Pieprzone mutanty - pozwalali sobie na wszystko, uważali się za władców całego świata, szczycili się swoimi umiejętnościami publicznie. To nie tak, że zazdrościł im posiadania super mocy, która wzbudzała strach w innych. Nie musiał strzelać piorunami z oczu i rakietami z tyłka, aby dzieciaki uciekały przed nim w podskokach - Drake Merwin też w pewnym sensie był mutantem. Ten psychopatyczny, wyjątkowy, ekstremalny charakter był czymś mało powszechnym, nie tylko w ETAPie, lecz na całym świecie.
    Nie potrafił sobie przypomnieć poszczególnych chwil z poprzedniego dnia. Z pewnością poszedł spuścić wpierdol mutantowi, który kopnął go prądem na oczach innych dzieciaków. Drake Merwin nie mógł darować chłopakowi tej zniewagi, jednak nie chciał skatować go na oczach tylu ludzi. Śledził go dosyć długo, ukrywał się w różnych dziwnych miejscach, aby nie zostać dostrzeżonym przez swoją przyszłą ofiarę. Zaatakował dopiero wtedy, kiedy stwierdził, że chłopak poczuł się komfortowo, zapomniał o tym, iż naraził się najgroźniejszej osobie pod Kopułą (ta skromność!). Wyczuwając odpowiedni moment,wyskoczył ze swojej kryjówki i zaatakował. Walka była ciężka, sam Drake musiał to przyznać - chłopak był wyższy i cięższy od niego, ponadto potrafił na zawołanie strzelać piorunami. Jakimś cudem jednak Merwin go pokonał. Jego ostatnim wspomnieniem było to, iż ledwo żywy dotarł na rynek - tam padł na trawę i momentalnie zasnął. Nie miał pojęcia jak znalazł się we własnym łóżku - być może jakaś dobra, anonimowa duszyczka sprawowała nad nim opiekę?
    Jasne, przecież Drake Merwin to kochany przez wszystkich, wzorowy obywatel i idealny przyjaciel, człowiek do rany przyłóż.
    Jęknął cicho, gdy dotknął rozcięcia na swoim czole - rana z pewnością nie była bardzo głęboka, lecz tak koniecznie musiał ją odkazić. Nie mógł sobie pozwolić na to, aby jakikolwiek syf wpełz do jego organizmu przez te otwarte wrota i zaczął się w nim panoszyć. Nie zdążył jednak zrobić nawet kroku w kierunku łazienki, gdyż usłyszał natarczywe walenie w drzwi wejściowe. Cichutko podreptał w kierunku wejścia i zerknął przez Judasza. Z jego ust wydobył się kolejny jęk, tym razem zdecydowanie głośniejszy i przesycony rozpaczą.
    O nie. Nie, nie, nie, nie, nie, nie.
    -Jezu, kobieto, wiesz która jest godzina? - warknął, zerkając na Mayę spode łba. Ostatnie, czego w tym momencie pragnął to wykładu na temat demoralizacji jego skromnej osoby.

    [Błagam, nie pobij mnie za to wyżej. :<]
    Drake

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Pfu, a judasz miał być z małej litery, tak bardzo autokorekta. :D]

      Usuń
  10. - Nie, dziękuję, jestem dużym chłopcem i potrafię przykleić sobie plaster na czoło - warknął, wymijąc dziewczynę. Niestety w przypadku rany na czole nie wystarczało przykleić plasterka z Kubusiem Puchatkiem i bawić się dalej. Z nieufnym wyrazem twarzy zaczął czytać etykietę specjalnego płynu do odkażania ran - Drake rozluźnił się nieco, gdy wyczytał, iż producent zachwalał specyfik jako taki, który w ogóle nie powoduje pieczenia. Zachęcony obietnicą, wylał na skaleczenie niemal pół opakowania. W efekcie przez następne pięć minut skakał po całym domu, niemal wyjąć z bólu niczym dziki zwierz. Nie ma co, w oczach Mayi z pewnością wyszedł na prawdziwego mężczyznę, zwłaszcza kiedy poślizgnął się na swojej brudnej koszulce, którą wcześniej rzucił na podłogę. Do bólu głowy i dłoni dołączył teraz ból dupy - w bardzo dosłownym znaczeniu.
    - Dobra, jeśli znasz się na takich rzeczach to ewentualnie możesz pomóc - odparł cichutko, niemal zawstydzony swoim pokazem niezdolności. Pocieszający był jednak fakt, iż dziewczyna nie należała do tych osób, które wykorzystałyby każdą okazję, aby ośmieszyć Merwina.
    - Ławka mnie pobiła, to wiem na pewno. Do innych grzechów się nie przyznaję, nic nie pamiętam oprócz tego, że potknąłem się, wyryłem głową o ławkę, zasnąłem, a jakaś nieznana siła teleportowała mnie do domu zanim się obudziłem. Może to twoja sprawka? - zerknął na Mayę, wciąż siedząc na podłodze z nadąsaną miną.
    Telepatia, teleportacja - jedno i to samo, zaczynają się przecież na 'tele'! Kiedy tak myślał nad tym, do głowy przyszedł mu wybitnie szatański pomysł. Przecież posiadanie lojalnego pomocnika zaopatrzonego w moc wlamywania się do umysłów to świetna opcja! Mógłby szantażować swoje potencjalne ofiary, gdyby znał ich najskrytsze sekrety! Cóż, to wszystko brzmi wspaniałe, ale jak przekabacić Mayę na swoją stronę?
    -Chciałbym także wiedzieć, jaki powód sprowadził taką damę wprost do pieczary prawdziwego potwora? To wręcz godne podziwu, że tak delikatna niewiasta postanowiła udać się w tak niebezpieczne miejsce.

    [Zróbmy coś szatańskiego! :D]

    OdpowiedzUsuń
  11. - Co z ciebie za pani doktor, skoro nie zatroszczyłaś się o wszystkie moje urazy, hm? Mój tyłek wręcz płonie z bólu, chyba zasłużyłem na jakiś terapeutyczny masażyk, czyż nie? - jego usta rozciągnęły się w firmowym, rekinim uśmiechu, jednak oczy chłopaka pozostały zimne i przenikliwe.
    Zaniepokoiły go pytania Mayi. To nie tak, że bał się przyznać, bał się, że odkryje nieprzyjemną prawdę i doniesie na niego chociażby Samowi czy Astrid. Zawsze mógł uciec lub wypisać się z tego malutkiego projekciku - obawiał się jednak gniewu Caine'a. Drake już i tak wystarczająco mu się ostatnio naraził, wiedział, iż każda kolejna porażka zakonczyłaby się najprawdopodobniej jego śmiercią. Merwinowi natomiast nie spieszyło się do grobu, zwłaszcza takiego prowizorycznego.
    - Caine chce stworzyć swoją prywatną armię niewolników - Drake powoli podchodził do dziewczyny, zmuszając ją, aby ciągle się cofała. Kiedy jej plecy dotknęły ściany, Merwin pochylił się nad nią, opierając dłoń zaciśniętą w pięść na ścianie za jej głową. Świdrował ją wzrokiem zupełnie tak, jakby miał zamiar ją zahipnotyzować.
    - Próbuje zdobyć wasze poparcie, żeby zostać burmistrzem. Kiedy już osiągnie swój cel, wszystkim zagrażającym mu mutantom zabetonuje dłonie, aby nie mogli używać mocy przeciwko niemu, a całą resztę dzieciaków zmusi do ciężkiej, niewolniczej pracy, aby jemu żyło się wspaniale, w dobrobycie, żeby nie musiał zaznawać głodu, który nas, zwykłych śmiertelników zapewne niedlugo dotknie.
    Po części nawet nie kłamał. Caine faktycznie chciał zdobyć władze, jednak miał na nią nieco inne plany - nieco lepsze i z pewnością bardziej humanitarne, gdyż nie miał zamiaru betonować ludzi. Teraz jednak Drake uświadomił sobie, że gdyby przeciągnął Mayę, a potem innych mutantów na swoją stronę, to mógłby zdetronizować Caine'a i odsunąć go od władzy. Wtedy fotel burmistrza przejąłby Merwin.
    - Chcesz, żeby taka osoba sprawowała władzę? Pamiętaj, że możemy to zmienić. Możemy zebrać armię i nie dopuścić do tego, aby ten kretyn zaczął rządzić. Uwierz mi, mnie też będzie chciał się pozbyć i z pewnością to zrobi, kiedy już przestanę być potrzebny. Nie wiem jak ty, ale ja nie chce umierać - odparł, ciągle wpatrując się w jej oczy. Zdobywał zaufanie, manipulował - trzeba było przyznać, że jeśli mu się chciało, to naprawdę potrafił wywrzeć na kimś wpływ swoimi słowami.

    [Ojejku, bardzo Ci dziękuję, naprawdę miło mi słyszeć twoje słowa, zwłaszcza że wydało mi się, iż piszę niezbyt dobrze - miałam całkiem sporą przerwę od blogowania. Też nie chciałam robić z niego takiego psychola sto pro, bo to całkiem poważnie by ograniczyło mi dobrą zabawę na blogu. :D]

    OdpowiedzUsuń
  12. - Uspokój się, kobieto, nie musisz się tak drzeć, zresztą nigdy nie pomyślałbym, że ktoś mógłby się tak bardzo martwić o moje dobro. Niemal się wzruszyłem – wyszczerzył się w kpiącym uśmiechu, chwilowo zapominając o tym, że właśnie zdołał wcisnąć jej kit, jakoby nadchodził prawdziwy koniec świata dla biednych mutantów.
    Skierował się w stronę szafy, w której trzymał pokaźną kolekcję broni. Wyciągnął z niej jeden ze swoich ulubionych pistoletów. W jego oczach zalśnił prawdziwy zachwyt zmieszany z czymś, co przypominało nieco prawdziwą miłość – bądź co bądź, ale broń palna to jedyna kobieta w pełni odwzajemniającego płomienne uczucia naszego uroczego psychopaty. Żadna inna go nie kochała, to smutne, prawda? Biedny Drake'a i jego niespełnione marzenia o zakochaniu, nikt nie dostrzega tego niewątpliwego uroku osobistego!
    Dłonią pogładził zimną, nieczułą stal, jego oczy podziwiały jej wykonanie, piękno tak wspaniałego majstersztyku. Wpadł w prawdziwy trans, z którego wyrwało go ciche chrząknięcie. Drgnął lekko i pospiesznie schował broń za paskiem od spodni, zaś zapasowe magazynki poupychał wszędzie – w kieszeniach, skarpetkach, a nawet w majtkach. Halo, kolego drogi, może nie przy ludziach! Zerknął na Mayę, niemalże zawstydzony swoim pokazem uczuć względem potencjalnie zabójczego kawałka stali.
    -Nie będziemy donosić Radzie, oni tylko pogorszą sytuację. Myślisz, że mi uwierzą? Nawet jeśli pójdziemy tam razem, na pewno oskarżą mnie o zaszantażowanie cię. Nie ufam tej bandzie świętoszków. Te dwulicowe, niekompetentne mendy z pewnością poprą Caine'a, zwłaszcza że wśród nich jest Diana. Nie liczyłabym na jej przychylność, biorąc pod uwagę to, jakie uczucia do mnie żywi – odparł, przybierając śmiertelnie poważny ton. Próbował ostudzić jej entuzjazm, próbował przekonać ją do tego, co sam miał zamiar zrobić. Rzecz jasna nie planował pokojowych negocjacji, nie miał najmniejszego zamiaru grzecznie prosić Caine'a, aby się ogarnął i przestał gwiazdorzyć. Drake Merwin nie został stworzony do przeprowadzania spokojnych rozmów, nie przemawiały przez niego rozsądne argumenty. Był prawdziwym bogiem zniszczenia i szeroko pojętego zła – mogliby już stawiać mu pomniki.
    -Caine'a nie da się pokonać za pomocą dyplomacji i pustych słówek, które zresztą nie zrobią na nim żadnego wrażenia. Musimy działać, ale działać tak na poważnie. Tutaj będzie liczyła się szybkość, bezwzględność i spryt. Caine myśli, że ma moc, jednak się myli. Może sobie rzucać meblami, jednak prawdziwa moc to to, co właśnie siedzi w moich gaciach – zaśmiał się, zadowolony z tego, jak dwuznacznie zabrzmiała końcówka jego wypowiedzi. Ach, ci mężczyźni – nawet w tych najmniej odpowiednich sytuacjach myślą tylko o jednym.
    Po chwili jednak, ku podkreśleniu prawdziwego znaczenia swych słów, wyszarpnął zza paska pistolet i, po chwili głębszego zastanowienia, przytknął lufę do skroni dziewczyny. Budował napięcie przez kilka sekund – w końcu z powrotem schował broń i zmierzył Mayę rozbawionym spojrzeniem.
    -Nie martw się, nie zabiję cię. Prędzej zabiłbym jakiegoś faceta, gdyż na nich nie można sobie popatrzeć.
    Ależ z ciebie żartowniś, panie Merwin. Kto by pomyślał, że nasz psychopata jest zdolny do produkowania tak niewybrednych żartów na temat płci przeciwnej. Do tej pory zdawał się nie dostrzegać oczywistych różnic między kobietami a mężczyznami. Nawet podczas rozmowy z dziewczynami często traktował je jak facetów, o ile te w ogóle chciały z nim rozmawiać – z reguły większość na jego widok po prostu uciekała.

    [Phi, prowadzimy prawdziwych profesjonalistów, którzy wykonają zamach wzorowo. No właśnie mi też się z tobą świetnie tworzy, dlatego jestem bardzo za, żeby coś jeszcze razem kiedyś napisać, tylko póki co nie pojawiam się na żadnym innym blogu. :D]

    OdpowiedzUsuń
  13. Drake bawił się wybornie, kiedy tak pogrywał sobie z Maaike. Najpierw udawał spokojnego, całkiem normalnego chłopaka, zaś następnie pokazywał się od tej gorszej, o wiele bardziej mrocznej strony. Nigdy nie potrafił jej w pełni zamaskować - zawsze w jego błękitnych oczach, nieważne czy pojawiały się w nich także wesołe ogniki, zawsze można było dostrzec czający się cień, zimny, nieprzyjazny poblask, który zdawał się pokrywać także całą twarz Merwina. Każdy uśmiech był pozbawiony humoru, nawet jeśli natrafiło się na lepszy nastrój Drake'a, kiedy to śmiał się, produkował suche żarty i całkiem normalnie rozmawiał.
    - Wiesz, Twoje włosy wyglądają trochę jak takie owłosione robaki - wypalił bez zastanowienia. W zasadzie to sam zdziwił się tym, iż takie słowa wydobyły się z jego ust. Czyżby nasz mały figlarz niezdarnie próbował sprezentować jakiś komplement? Cóż, psychika Drake'a Merwina jest niezwykle złożona, więc tak naprawdę nawet najlepszy telepata nie dowiedziałby się, dlaczego pan psychopata zaczął popisywać się tak kreatywnymi porównaniami. Ze swoją elokwencją z pewnością zasługiwał na fotel burmistrza - klękajcie narody, oto nadchodzi nasz wspaniały przywódca, który wygłosi poemat stulecia!
    - W zasadzie to wolałbym najpierw porwać Caine'a. Najpierw poddałbym go nieludzkim torturom, mniej więcej takim, jakie zaprezentowane są w Pile, a gdyby taka zabawa mi się znudziła, to po prostu w końcu bym go zabił. Nikt nie tęskniłby za nim. Natomiast Diana... - roześmiał się okrutnie, zaś potem westchnął głęboko. Na jego twarzy wymalowało się najprawdziwsze rozmarzenie. - Wtedy Diana wiedziałaby, że nikt jej nie uratuje z moich szponów. Zabrałbym ją w jakieś ładne miejsce na pustkowiu, gdzie nikt by nas nie znalazł. Pastwiłbym się nad nią całymi dniami, nie dawał ani chwili wytchnienia. Płakałaby, błagała, ale w niczym by jej to nie pomogło. Nie da się uciec z mojej pułapki - jeśli tylko ich w nią złapię, już nigdy nie musiałbym się martwić o to, że ktoś zabije mnie we śnie. Minie strach, iż za jedno głupie słowo mógłbym wylecieć przez okno i zginąć. To wspaniała perspektywa, prawda?
    Kiedy prowadził swój monolog, krążył wokół dziewczyny niczym lew, który osaczył swoją ofiarę i teraz tylko podsycał jej strach. Uśmiechał się złowieszczo, bacznie obserwował jej wyraz twarzy. Po chwili znowu do niej podszedł i uniósł jej podbródek w taki sposób, aby patrzyła mu prosto w oczy.
    - Dobrze wiem, że oni wszyscy się mnie boją. Ty także, widzę to w twoich oczach. Chyba nawet słyszę, jak twoje serce przyspieszyło, czyżbym posuwał się za daleko? - zaśmiał się głośno, może nieco zbyt głośno. Świdrował ją wyczekującym spojrzeniem. - Podobno strach to nic złego. Gdybym znajdował się na twoim miejscu, sam z pewnością miałbym już sto kilo w gaciach, na szczęście to ja tu jestem tym złym. Ale tak, nie zabiję Cię. Kto wie, może nawet będę całkiem miły, jeśli ty będziesz grzeczna i nie wykręcisz żadnego numeru.
    - Jesteś telepatką, prawda? Jeśli tak, to bardzo mi się przydasz. Plan jest taki: teraz cichutko zakradniemy się w miejsce, gdzie przebywa Caine, a ty, jak na grzeczną dziewczynkę przystało, wyłapiesz wszystkie jego myśli. Czego się boi, czego pragnie, o czym marzy. Wszystko, rozumiesz? Każda informacja może nam się przydać.
    Drake miał nadzieję, że go posłucha i będzie ślepo wykonywała jego rozkazy. Na chwilę obecną nie miał przy sobie lepszego kandydata, a bardzo, bardzo mu się spieszyło, aby zniszczyć Caine'a.

    [To jest dobra myśl, ale póki co tylko przez maila, bo nie mam dostępu do GG. Ja popieram ten syndrom sztokholmski, wtedy na pewno będzie ciekawie. :D]

    OdpowiedzUsuń
  14. -Czasem miewam specyficzne skojarzenia – wzruszył ramionami, tępo wpatrując się w widok za oknem. Banda młodszych dzieciaków zatrzymała się nieopodal jego posesji – krzyczeli głośno i popisywali się swoimi mocami, które, na pierwszy rzut oka, nie wyglądały groźnie. Jeden z chłopców prezentował kompanom, jak zmienia się kolor jego włosów, natomiast inny pokazywał swoją umiejętność kontrolowania wody. Bezsensowne, szczeniackie zachowania. Naprawdę myśleli, że zaimponują komuś tym, że potrafią siłą woli wylać wodę z butelki? Drake zaśmiał się z politowaniem, zaś następnie zwrócił wzrok z powrotem na Mayę. W jego oczach pojawiły się wesołe ogniki.
    -Mój dotyk aż tak cię obrzydza? Nie martw się, nie przenoszę żadnych chorób, pasożytów raczej też nie mam. Prawdę mówiąc jeszcze nie zdążyłem się umyć, ale to nie moja wina, że tak nagle tutaj wparowałaś i nie dałaś mi nawet pięciu minut na wzięcie szybkiego prysznica – uśmiechnął się szeroko. Kpił z dziewczyny, z jej nieco paranoicznej i przesadzonej reakcji. Nie miał żadnych okrutnych planów względem Maaike, więc jego zdaniem nie musiała się niczego obawiać. Zwodził ją, straszył, budował atmosferę przesiąkniętą groźbą i niepewnością, lecz jednocześnie obiecywał, że nie musi się niczego obawiać z jego strony. Drake Merwin dotrzymywał złożonych przez siebie obietnic.
    -Wiesz, tak naprawdę nigdy nikogo nie zabiłem. Muszę przyznać, że często zdarza mi się obmyślać szczegółowe, barwne plany dotyczące morderstwa mniej lub bardziej przypadkowej osoby, ale to akurat zdarza się każdej myślącej istocie – Drake usiadł na stole, wciąż utrzymując kontakt wzrokowy z dziewczyną. Próbował zdobyć jej zaufanie, nawet takie cząstkowe. Chciał, aby mu wierzyła. Chciał, aby robiła to, co jej zleci. Miała być bezwolną marionetką w jego rękach, miała być istotą, której mógłby bez ograniczeń narzucać swoją wolę. Prawdę mówiąc przydałby mu się pomocnik – wszyscy najwięksi złoczyńcy mieli przy sobie ładną dziewczynę odwalającą za nich czarną robotę. - Nie wmówisz mi, że sama nigdy nie myślałaś sobie, jak pięknie wyglądałby świat, gdyby nie byłoby na nim pana X czy pani Y. Wyglądałaś na zadowoloną, kiedy nasz wspaniały Caine wysłał na Intensywną Terapię psora od fizyki. Okrucieństwo siedzi głęboko w każdym, nawet najmilszym człowieku – ono czeka tylko na okazję, aby się ujawnić.
    Kto by pomyślał, że Drake Merwin jest zdolny do układania tak długich, całkiem sensownych monologów. Nigdy nie interesowała go psychologia, praktycznie nie czytał żadnych książek, a zwłaszcza już tych naukowych. Tajniki ludzkiej psychiki zgłębia nieprzerwanie od kilku dobrych lat, lecz robi to na przykładzie zachowania ludzi, z którymi miał do czynienia na co dzień.
    -Kiedyś coś takiego obiło mi się o uszy, wiesz, ani w ETAPie, ani w Coates nie da się zbyt długo ukrywać swoich mutacji, zwłaszcza jeśli Diana Ladris zostanie oddelegowana do zmacania twojej ręki. Ja nie walczę o to, by moc bez żadnych ograniczeń karmić siedzącego we mnie psychola. Chcę tylko mieć pewność, że władzę obejmie ktoś normalny, ktoś, kto zatroszczy się o sprawiedliwie rozdzielenie żywności, ktoś, kto nie pozwoli nam umrzeć z głodu. Dobrze wiesz, że Caine'owi zależy tylko na jego własnym dobru – odparł z przekonaniem, przyjmując ton nieco zaniepokojonego, aczkolwiek pewnego własnych słów. - Naprawdę wydaje ci się, że Caine myślałby o tych wszystkich okrutnych rzeczach, skoro wie, iż w pobliżu zawsze czai się paru telepatów, którzy mogą na niego donieść do Sama? Nie jest taki głupi, żeby nie potrafić zakamuflować swoich prawdziwych zamiarów.
    -Więc jak, pomożesz mi? Naprawdę chcesz umrzeć jako zwierzę przykute do ściany, dźwigające dwa ogromne bloki betonu?

    [W sumie to bardzo ciekawi mnie fakt, jak rozwinie się później ich relacja. c:]

    OdpowiedzUsuń
  15. Twarz Drake'a wykrzywiła się we wściekłym, pełnym nienawiści grymasie. Podbiegł do drzwi i otworzył je na oścież, jednak nie pobiegł za tymi małolatami. Nie chciał marnować swojego cennego czasu na paru kretynów, którzy zapewne chcieli tylko pokazać, jak bardzo są twardzi i że niczego się nie boją. Wolał także nie zostawiać Mayi samej w jego domu – nie chodziło nawet o to, iż w wszędzie poukrywane były przeróżne bronie, przez które mogłaby się jej stać krzywda. W domu trzymał papiery, w których szczegółowo została opisana jego przeszłość – i tutaj nie chodziło wyłącznie o spis jego licznych występków podczas pobytu w Coates.
    -Jeszcze jedna taka akcja, a wam nogi z dup powyrywam – wydarł się, mając nadzieję, że banda młodocianych wandali go usłyszy. Istotnie usłyszeli, gdyż zaczęli biec jeszcze szybciej, potykając się o własne nogi, zaś za nimi wzbijały się tumany kurzu. Z nieco obrażoną miną powrócił do salonu, teraz już nieco żałując, że za nimi nie pobiegł. Kumulujące się w nim napięcie tylko czekało na odpowiednią okazję, aby opuścić jego zniecierpliwione ciało. Wszystkie mięśnie Drake'a zdawały się być napięte do granic możliwości, natomiast jedna z jego brwi drgała nerwowo, zupełnie wyjęta spod kontroli chłopaka. Aby dać upust niebezpiecznym emocjom, pognał do łazienki, zamknął się w niej i z całej siły uderzył mniej obolałą pięścią w lustro. Szkło okazało się być bardzo odporne, gdyż nie rozpadło się na miliony małych, ostrych kawałków, przyozdobiła je jedynie sieć niewielkich pęknięć. Albo to po prostu Drake bił jak panienka, skoro nawet tak delikatnego przedmiotu nie potrafił zniszczyć.
    -Chcesz, żebym nauczył cię jak posługiwać się bronią? - uniósł jedną brew w wyrazie zdumienia, kiedy już wrócił do dziewczyny, a jego ciało i umysł nieco się uspokoiły. Miał nadzieję, że Maya nie usłyszała tej nagłej próby zdemolowania łazienki, przecież w dalszym ciągu próbował zdobywać jej zaufanie. Takie małe wybuchy z pewnością nie zwiększały jego szans na powodzenie. - Wybacz za ten hałas, ale musiałem pilnie skorzystać z łazienki, a zapomniałem, że miałem mały burdel na podłodze. Uderzyłem się w piszczel, nie polecam. Najpierw ławka, teraz wanna – materia nieożywiona się na mnie uwzięła.
    -Mówię jedno, a robię drugie. Może tak naprawdę nie byłbym w stanie nikogo zabić, w końcu niewinna bójka to jedno, a morderstwo to coś zupełnie innego. Ludzie myślą, że jestem zły, ponieważ zło czai się w moich oczach. Czy to jednak moja wina, iż oczy odziedziczyłem po ojcu i dziadku, którzy mieli je tak samo zimne i bezduszne? - westchnął teatralnie. - Wiesz, póki będziesz się mnie trzymać, kiedy ludzie zauważą, że masz moją protekcję, nikt nie odważy się napaść na ciebie, twojego psa lub dom. Nie prowokuj mnie publicznie, nie rozpowiadaj na mój temat złych rzeczy i pomagaj mi, a nic ci się nie stanie. Zapewnię ci najlepszą ochronę, jeśli będę widział, iż faktycznie mogę na ciebie liczyć.
    Z powrotem podszedł do swej ulubionej szafy i wyciągnął mały, poręczy pistolecik, bodajże model CAT-9. Idealny dla początkujących strzelców.

    [Ja także, na pewno będzie bardzo ciekawie. :3]

    OdpowiedzUsuń
  16. [Cześć! Zróbmy im coś ciekawego, pasują do siebie.]

    Cynthia L.

    OdpowiedzUsuń
  17. -Moje kochanki? - Drake popatrzył na Mayę ze zdziwieniem, nieświadomy faktu, iż jego dłoń zaczęła gładzić lufę pistoleciku. Dopiero po chwili otrząsnął się, a wolną rękę wsadził do kieszeni. To nie jego wina, że podobne zabawki działały na niego jak magnes! - Wiesz, nie ryzykowałbym stwierdzenia, że broń palna jest urocza. Mała na pewno, ale pamiętaj, że ten liliput nadal może cię wysłać do Krainy Wiecznych Łowów.
    Nie podobał mu się ten pomysł. To nie tak, że był seksistą i uważał, że kobieta dzierżąca broń może spowodować jedynie jakiś wypadek – na przykład strzelić sobie w stopę, uderzyć się owym pistolecikiem w twarz, zamordować swojego instruktora. Szczerze wierzył (dokładnie tak!) w umiejętności Mayi, aczkolwiek bał się, iż będzie chciała wykorzystać nowo nabyte umiejętności przeciwko niemu. Na jego twarzy wymalował się nieufny wyraz – zaczął świdrować dziewczynę wzrokiem, zupełnie jakby spodziewał się wyczytania odpowiedzi z jej oczu.
    -Chyba jednak nie jesteś taka dobra, skoro chcesz działać u boku niegrzecznego chłopca. Grzecznych dziewczynek podobno nie ciągnie do tak niebezpiecznych zabawek – zauważył, uśmiechając się nieznacznie. Cóż, jego definicja grzeczności brzmiała nieco inaczej, ale wolał jej nie udostępniać szerszej publice. Każdy mimo wszystko wiedział, że dobro i zło to pojęcie bardzo względne – Drake Merwin wydawał się być tym typem osoby, który to dobro nazywa złem, a zło – dobrem.
    -Tylko błagam, nie zrób sobie krzywdy. Nie jestem ani lekarzem, ani seksowną pielęgniarką, nie potrafię udzielać pierwszej pomocy. Jeśli nadal masz w sobie tyle odwagi, aby zostać moją uczennicą, zapraszam na dół – Drake wykonał zamaszysty gest konferansjera, wskazując drzwi prowadzące do piwnicy. Nie czekając na dziewczynę zbiegł po schodach do prowizorycznej strzelnicy, którą urządził pod swoim domem. W jego oczach zalśniło coś na kształt czułości, kiedy spoglądał to na tarcze strzelnicze, to na walające się po podłodze łuski.
    Odbezpieczył broń i podał ją dziewczynie.
    -Cała filozofia polega na tym, że rękę dominującą wyciągasz przed siebie oraz lekko odchylasz tułów do tyłu, żeby zapewnić sobie większą stabilność. Broń trzymaj tak, jakby stanowiła przedłużenie twojej dłoni, zupełnie jakbyś miała dodatkowy palec, którym wskazujesz cel. Muszka – czyli to takie o tutaj – musi znajdować się idealnie pośrodku celownika, czyli tego elementu. Kiedy strzelasz, twój cel musi znajdować się tuż nad przyrządem celowniczym. Weź głęboki oddech i powoli wypuść powietrze z płuc. Naciśnij spust od razu, gdy opróżnisz płuca – obserwował dziewczynę z lekkim niepokojem, jednak starał się tego po sobie nie pokazywać. Grał cierpliwego, dobrego instruktora, chociaż tak naprawdę najchętniej zabrałby jej broń.
    Jęknął cicho, gdy zobaczył jak trzęsie się ręka Mayi. Z lekkim ociąganiem podszedł do niej, stanął za plecami dziewczyny i chwycił ją za rękę trzymającą broń, aby ją ustabilizować.
    -Musisz zapanować nad tymi drgawkami, inaczej w życiu nie oddasz poprawnego strzału – mruknął, z niewiadomej przyczyny nieco zawstydzony.

    [Spokojnie, doskonale to rozumiem - sama ostatnio mam taki nieciekawy moment w życiu. :)]

    OdpowiedzUsuń
  18. - Nie bój się, nie pogryzę cię.
    On sam zaskoczony był faktem, iż pozwolił sobie na taką fizyczną bliskość. Dotychczas jego dotyk równoznaczny był z odczuwaniem cierpienia, z niebezpieczeństwem, zaś jego samego nigdy nie ciągnęło do dziewczyn. Owszem, jak każdy dojrzały mężczyzna miał swoje potrzeby, jednak Drake zazwyczaj wyładowywał siedzące w nim napięcie w zupełnie inny sposób. Bójki to dla niego chleb powszedni, każda okazja do zadania bólu, manipulowania jest czymś pięknym i wyjątkowym, swoistym rytuałem, który pozwala Merwinowi oczyścić umysł, zrelaksować się. Brutalne sceny zdają się być nieodłącznym, całkowicie zwyczajnym elementem jego codzienności. Trudno się zresztą dziwić - przez długie lata przemoc w domu rodzinnym Drake'a była czymś akceptowanym.
    - Mam spore doświadczenie. Strzelałem jeszcze na długo przed trafieniem do Coates, zresztą między innymi z tego powodu umieścili mnie w tym wariatkowie. Jak tak sobie teraz o tym myślę, to nie byłbym mieszkańcem ETAPu, gdyby mamuśka mnie tu nie wysłała - roześmiał się ponuro, gdy w jego głowie pojawily się wspomnienia dawnego życia. Z reguły niechętnie opowiadał o swojej przeszłości - chwalił się jedynie tym, iż już od najmłodszych lat był prawdziwym postrach wśród sąsiadów. Nie wspominał o tym, że nie miał wspaniałego życia - nie ufał nikomu, nie uważał, by ktokolwiek zasługiwał na to, aby posiadać taką wiedzę.
    - Tymczasem ja odnoszę wrażenie, że nie bez powodu to do mnie przyszłaś. Nie chodziło tylko o to, że jestem jednym z najlepszych strzelców, prawda? Chodzi o coś więcej. O co? - wciąż stał za nią, choć korciło go, aby przycisnąć dziewczynę do ściany, tak by nie mogła uciec, coby popatrzeć jej w oczy i wyciągnąć z niej wszystko, co chciał usłyszeć. Był jednak cierpliwy. Najpierw skończą robić jedno, a później przejdzie do konkretów.
    - Kiedy już wystrzelasz parę magazynów, powinnaś mniej więcej trafiać w cel. O ile tylko opanujesz swoje drgawki, nie będę cię tak trzymał przez całą wieczność, chyba że byś bardzo tego chciała - mruknął z rozbawieniem. Obawy wciąż go jednak nie opuszczały. Śmiechem i suchymi żarcikami próbował zamaskować swój niepokój, który z każdą minutą narastał. - Tylko jej nie opuść, to bardzo delikatna sztuka. Na twoim miejscu oswoiłbym się z odrzutem - nawet w przypadku takich maleństw potrafi być ogromny.
    Generalnie to była dla niego bardzo dziwna sytuacja - czuł się niemal jak swój ojciec, który sam uczył go strzelać, który zawsze go dopingował, cieszył się razem z chłopakiem. Pamiętał swój pierwszy raz na strzelnicy - pod koniec jednej takiej sesji trafiał idealnie w każdy cel, nawet malutki i ledwo widoczny. Przy każdym kolejnym spotkaniu oswajał się z innym rodzajem broni, przerobił także nieco poteżniejsze pistolety i strzelby, słynnego Mossberga i nieprzyjemnego Desert Eagle'a. Kiedy strzelał miał świadomość, że robi coś, w czym naprawdę jest dobry, co zostało stworzone wprost dla niego. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego za głupi, szczeniacki wybryk został odseparowany od swojej pasji.
    To było wręcz okrutne - zawsze wiedział, że matka nie rozumiała jego potrzeb, lecz dlaczego ojciec się za nim nie wstawił? Zawsze mu wybaczał, więc dlaczego i tym razem nie mógł mu odpuścić?

    [Pisanie lekiem na wszystko. <3]

    OdpowiedzUsuń
  19. [No ahoj! Cieszę się, że karta ci się spodobała, mimo tych paru luk w treści :') Łapię czas, z weną może być trochę gorzej, ale jakoś sobie z tym poradzę. Wymyślmy coś razem, a ja poważnie zastanowię się nad tym gryzieniem! ]

    Nicholas

    OdpowiedzUsuń
  20. [Ojejusiu, jaka ona jest fajna! Widzę, że masz limit wątków i nie chciałabym ci go zaśmiecać swoimi okropnymi pomysłami, ale wydaje mi się, że ona i Leah stworzyłyby duet wręcz idealny! Co o tym sądzisz?]

    Leah Denvers

    OdpowiedzUsuń