22 maja 2016

I can't decide whether you should live or die


Philippa Pines


17 LAT -------- PILNOWANIE PORZĄDKU NA ULICACH MIASTA ------- KONTROLA UMYSŁÓW

IT'S COLD
Gdyby była gliną, byłaby dobrym gliną. Tym, który miesza w umyśle. Wyprowadza sytuacje na prostą, podsuwa właściwe rozwiązanie pod nos, posyła ciepłe uśmiechy, jednocześnie przesuwając zeznania gotowe do podpisu w stronę podejrzanego. Wprowadza jeszcze większy chaos i zamęt niż zły glina. A przesłuchiwanemu zdaje się, że po gradowej chmurze nadchodzi słońce. Jego wybawienie. Do pomieszczenia wlatuje zimno, dostaje szklankę wody, uspokaja go opanowany głos. Przyzna się i będzie miał wszystko z głowy. Przecież przemiły, dobry glina nie może chcieć dla niego źle. Wcale nim nie manipuluje. Po porostu siedzi i go wspiera. Procedura nie była z góry zaplanowana. Nie była przedstawieniem. Tak wyszło. Za promiennym uśmiechem, jakim został obdarzony, nie może się nic kryć. Płynie prosto z serca. Po burzy nadchodzi słońce. Całkowita susza
AND HARD
Toń w jej błękitnych oczach. Zatrać się w uśmiechu. Skup się na jasnych włosach. Uwolnij umysł. Zrelaksuj się. Ona to poczuje. Niemal niezauważalnie przesmyknie się do twojego mózgu, narzucając ci swoją wolę, całkowicie kontrolując twoje ciało, mowę, a nawet myśli. Będzie cię boleć świadomość, że wiesz, co robisz, jednak nie potrafisz stawić temu oporu. To było jak rzeka, której nurt porwał cię błyskawicznie. Będziesz pamiętał słowa, myśli i czyny. Nie sprawi ci to żadnej przyjemności. Staniesz się marionetką na maksymalnie 6 godzin, jednak oficjalna wersja brzmi; dopóki się jej nie znudzisz. A co można robić w miejscu, gdzie odebrali jej ukochane gry wideo, nie dowożą nowych komiksów i nie podsuwają interesujących śledztw? 
AND PETRIFIED
Potrafi być człowiekiem. Potrafi odpuścić, ulitować się, stracić cierpliwość, pożartować, skopać tyłek, zmierzwić włosy, patrzeć czule i przewalać się na kanapie. Ale nie pokazuje swoich słabości. Nie ma nic bardziej żałosnego niż płaczący stróż prawa. Prawa, które sami ustalają, manipulują na swoją korzyść, wyznaczają kary, jakie im się podobają. A co gdyby wysyłać dzieciaki na arenę? Walki gladiatorów na mutacje... Głowa pełna pomysłów. Tych lepszych i gorszych. Sadystycznych i łagodnych. Ręka sprawnie strzela z pistoletu, odkąd jej ojciec, zabrał ją trzy lata temu na strzelnicę. Znośnie kieruje samochodem, a gdy uderzy w drzewo, powie, że natura ją przyzywa. Szuka pozostałości człowieczeństwa pod Kopułą, bacznie obserwując resztę zwierząt, ekhm, dzieci. Spacerując ulicami, podczas jednych z tych słonecznych dni, co chwilę poprawiając na swojej głowie czapkę policyjną, którą znalazła w opuszczonym biurze, nachodzi ją myśl, że jej ojciec byłby dumny. Może i nie jest prywatnym detektywem, tak jak on, ale przynajmniej jest. Nie rozpłynęła się nagle w powietrzu. I zostanie. Będzie twardo stąpać po ziemi, wykonywać swoje obowiązki i trenować swoje umiejętności. Wiedzy nigdy za wiele. Im więcej wiedzy, tym więcej władzy. 


--------------------------
Witam się z Phil! c:
Wątków nie ograniczam, choć w szkole nadal cisną.
Pomysłów nie brakuje, gorzej z zaczęciami.
Początki bywają długie, potem dostosowuje się do autora i wolnego czasu.
Trochę tu wiedźmina, zwłaszcza przekształcony cytat: Nie ma nic bardziej żałosnego niż płaczący stróż prawa czarodziejka. Imię też od panny Eilhart.
Nie wiem kto na zdjęciach,
Żyjmy, bawmy się i przeżyjmy!
GG: 50964179; gdybym umarła na zbyt długo

23 komentarze:

  1. [Kai pisze się z nią na wątek :) Chłopak może wzbudzić jej jakieś zainteresowanie (mieszka na uboczu, nie wtrąca się w nic, nie wykazuje zainteresowania i spuszcza lomot każdemu, kto zacznie mu przeszkadzać, no i wychowuje sam dzieciaka). Może zechciec go zmanipulować, ale uwaga, on tak łatwo się nie da ;)]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Witamy na blogu i życzymy mnóstwa ciekawych, pełnych akcji wątków. Ze swojej strony mogę zaprosić do mojego pana szeryfa, jak już uda mi się kartę ukończyć. :)]

    D. Merwin

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Cześć! Wręcz przeciwnie, jestem wdzięczna, że ktoś wreszcie przykrył moją kartę, aczkolwiek dziękuję za komplement.
    Co do wątku, jestem jak najbardziej na tak. Rozumiem, że mam zacząć? ]

    Alexandra

    OdpowiedzUsuń
  4. [Kai posiada dar telekinezy. Jego siostra zaś włada ogniem.]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Dziąbry, naszych kochanych szeryfów trzeba koniecznie połączyć jakąś pokręconą akcją. Ogólnie to jak sobie ich wyobrażam na wspólnej służbie to do głowy przychodzi mi przede wszystkim jedna wielka bójka, sianie zniszczenia w całym mieście, groźby karalne i zabawa w co mi zrobisz jak mnie złapiesz. XD]

    D. Merwin

    OdpowiedzUsuń
  6. [No może troszeczkę więcej, ale on nie czuje się wykorzystywany. Wręcz przeciwnie. O, bardzo mi się to podoba, można by tak zacząć ich zaprzyjaźniać, jeśli chcesz. :>]

    Buck

    OdpowiedzUsuń
  7. [Prawie jak ETAPowy słoneczny patrol. W sumie to mogę zacząć, ale ostrzegam, że wtedy Drake siada za kierownicą. <3]

    D. Merwin

    OdpowiedzUsuń
  8. Cóż za piękny dzień, moi drodzy. Słoneczko świeci, ptaszki ćwierkają, delikatna bryza mierzwi czupryny spacerujących dzieciaków – potencjalny trzecioosobowy obserwator mógłby stwierdzić, że w tym miasteczku wszystko jest w jak najlepszym porządku. Słychać śmiechy, odgłosy swobodnych, codziennych rozmów, warkot silnika nadjeżdżającego samochodu. Dopiero po chwili można spostrzec, iż tak naprawdę coś tu nie gra. Widzieliście kiedyś miasteczko pozbawione dorosłych? Spotkaliście się kiedykolwiek z widokiem nastoletniego socjopaty prowadzącego policyjny radiowóz? Dam sobie rękę uciąć, że nie. Właściwie czasownik prowadzić to bardzo nietrafione określenie opisujące to, co prezentował Drake Merwin, siedząc za kierownicą wozu, z którym nie potrafił się dogadać. Niestety drogi kolego, ale auto nie jest tworem zdolnym do nawiązania dialogu, chyba że posiadasz moc ożywiania tego, co nieożywione – możesz go traktować jak człowieka, możesz głaskać, pieścić, szczebiotać, produkować najpiękniejsze komplementy, zastraszać, lecz zimny metal nie odpowie, nie ugnie się tak, jak robiły to biedne, zastraszane dzieciaczki w obliczu zagrożenia, jakim był niezastąpiony i jedyny w swoim rodzaju pan Merwin. Smutne, prawda?
    Kurwa mać – warknął, kiedy po raz kolejny nieposłuszny radiowóz skręcił gwałtownie, niemal rozbijając się o murek okalający rynek. Zwolnił nieco, chyba po raz pierwszy w życiu nie myląc hamulca z pedałem gazu. Po nieco niezdarnym opanowaniu sytuacji i powróceniu na prostą drogę, zerknął na towarzyszącą mu dziewczynę i z teatralnym przejęciem dodał:
    Przepraszam, nie powinienem się tak wyrażać przy damie. Mam nadzieję, że wybaczysz mi moje zachowanie.
    Roześmiał się głośno, może nieco zbyt głośno. Przez ostatnie dwadzieścia minut, które poświecili na patrolowanie miasta, praktycznie w ogólnie nie zwracał uwagi na swoją towarzyszkę. W myślach wciąż rozkoszował się karą, jaką poprzedniego dnia wymierzył jakiemuś dzieciakowi. Co mu zrobił, że zasłużył na cały dzień dźwigania za ciężkiej dla niego sztangi, próbując nie dopuścić do tego, aby drążek go udusił, napierając na jego krtań? W zasadzie nic takiego – Drake sam nie pamiętał, czy to był ten dzieciak, który przypadkiem wywrócił go na plaży, czy ten który nazwał go nieco zbyt obraźliwym słowem, wiedział jedno – kara nikogo nie ominie. ETAP ETAPem, ale on też musi mieć jakieś profity z wykonywanej roboty, a patrzenie na te biedne owieczki jest najlepszym wynagrodzeniem.
    Słyszałaś to? – uszu Drake'a dobiegły nagle odgłosy bójki. Szeroki, rekini uśmiech zakwitł na jego pyszczku. A teraz czas, na przedstawienie, moi mili, a więc to, co tygryski lubią najbardziej. Zwłaszcza ten jeden tygrysek. - Chyba nadszedł czas na policyjną interwencję – uśmiechnął się znacząco. Nie, wcale nie miał zamiaru rozdzielić tłukących się nastolatków, wręcz przeciwnie.
    Gwałtownie zatrzymał radiowóz i przekręcił się na siedzeniu, aby usiąść twarzą w twarz z Phil. Świdrował ją swoimi błękitnymi oczkami, wpatrywał się w nią z wyczekiwaniem. To nie tak, że zależało mu na uzyskaniu zgody dziewczyny na to, aby dolać oliwy do ognia. Aż głupio mu się przyznać, ale bał się jej mocy. Bał się tego, że mogła go w jakiś sposób upokorzyć.

    To oni <3

    OdpowiedzUsuń
  9. [Haha a kto mu to udowodni? Myślę jednak, że ktoś z prędkością przydałby się Twojej pannie w ratowaniu tego, co zostało z miasteczka ;D Dzięki i wzajemnie!]

    PETER

    OdpowiedzUsuń
  10. To popołudnie spędzaliśmy razem z Niką na tyłach domu w ogrodzie. Ja robiłem porządki w ogródku i szklarni, a mała szalała na niedawno zbudowanej huśtawce. W szklarni było trochę roboty, bo jakby nie patrzeć to całe pielenie, podlewanie i grabienie oraz usuwanie szkodników zajmowało trochę czasu. Co rusz spoglądałem w kierunku małej. Była taka radosna i niewinna. Zupełnie nie pasowała do panującej rzeczywistości. Jego mała Roo z innej bajki. Artemis czujnie warował przy dziewczynce. Co jak co, ale nie sądziłem, że szczeniak, którego przygarnąłem przed tym wszystkim okaże się tak bardzo pomocny. Jakby nie patrzeć to miał nosa do wielu spraw.
    Spojrzałem z dumą na swój warzywnik. Kiedyś pewnie olałbym taką sprawę. Przecież nigdy nie zajmowałem się roślinami. Przecież wszystko było można kupić w sklepie! No właśnie "można było", bo teraz to wszystkie sklepy, albo większość z nich, świeciła pustkami. Dobrze, że mieliśmy jeszcze sporo zapasów. Do jesieni wystarczy w zupełności. A później na jesień nauczę się jak to wszystko przyrządzać na zapasy do spiżarni. W takich podłych czasach na pewno to się przyda.
    - Kai, ktoś stoi przed naszym domem. - Nika pociągnęła mnie za koszulkę a Artemis najeżył sierść. Rzadko kiedy ktoś tutaj przychodził. Z dwóch powodów. Pierwszym z nich było to, że miejsce wręcz odstraszało śmiałków. A przynajmniej od zewnętrznej strony, bo wewnątrz jakoś to tak urządziłem, aby to miało ręce i nogi. A drugim z powodów było to, że nie interesowało mnie "ich życie". Niech na całym świecie wojna, byle moja chata spokojna. No i też starałem się nie wtrącać w te wszystkie sprawy. Żyłem w zgodzie z własnymi przekonaniami i tym w co wierzyłem. Nie udzielałem się za bardzo, żyłem na swój rachunek, sam o siebie i o młodą dbałem. Ba, nawet uczyłem ją przydatnych rzeczy i edukowałem.
    Westchnąłem głośno, odkładając łopatę i grabie. Umyłem dłonie, które były brudne od piasku. Raczej nie fatygowałem się z zakładaniem koszulki. Ot, szybko spławię intruza i wrócę do swoich zajęć. Podszedłem bliżej. Laska tak napierdzielała w drzwi, że echo to dudniło na pół kilometra.
    - I po co tak walisz w te drzwi? - Zapytałem, stojąc na dystans za nią. Ostrożności nigdy za wiele. - Jeszcze mi je wywalisz i gdzie ja taki drugie, solidne dębowe drzwi znajdę, co? - Zapytałem, przypatrując się jej. - Ktoś ty i czego tutaj szukasz? Tutaj nie ma nic ciekawego do oglądania. - Powiedziałem głosem zupełnie pozbawionym jakichkolwiek emocji. W sumie to i tą całą obojętnością był przesiąknięty mój umysł. Być może też i dlatego nie wpadałem w popłoch na widok każdego, kogo mijałem. Ale nie ufałem nikomu. Nawet jeżeli ktoś wyglądał na miłą osobę, bo nigdy nie wiadomo było, kiedy ten ktoś ci nie wsadzi nosa w plecy. I nie przekręci ze dwa razy, aby upewnić się, że ciebie ubił. A poza tym to była baba. Babom nigdy się nie ufa. Nigdy.
    Pies ujadał jak oszalały. Po jego zachowaniu mogłem stwierdzić, że raczej nie ma dobrych intencji wobec nas. Wobec mnie.
    - Lepiej stąd odejdź natychmiast. Ani ty, ani my nie chcemy kłopotów. - Powiedziałem spokojnie.

    OdpowiedzUsuń
  11. [Oj, nie wiem czy powiedziałabyś to samo, gdyby Leah przez przypadek podpaliła ci skrzynkę na listy albo coś innego. Niemniej jednak dziękuję za tak miłe powitanie, mam nadzieję, że będę się tu dobrze bawić. ;)]

    Leah Denvers

    OdpowiedzUsuń
  12. Dołączył do Phil dopiero po chwili. Siedział w samochodzie i łypał na postać dziewczyny, marszcząc brwi i myśląc intensywnie. Tak, Drake, kobieta wydaje ci polecenia. Niemal można było dostrzec parę buchającą spod rozczochranych, jasnych włosów oraz trybiki obracające się w miejscu, gdzie powinien się znajdować jego mózg. Nigdy nie potrafił zrozumieć kobiet. Tak, moi drodzy, psychopaci również miewają słabości, a jedną z nich są niezaprzeczalnie kobiety – ich charakter, zachowanie. To, co większość przedstawicielek płci pięknej zazwyczaj wyprawia w jego mniemaniu zakrawa o granice prawdziwego absurdu. To, co wygadują dla Drake'a jest ciągiem nielogicznych, przypadkowo posklejanych zwrotów, których słuchanie wywołuje najgorszy ból głowy, jaki kiedykolwiek odczuwał. Możemy zaryzykować stwierdzeniem, iż panicz Merwin cieszył się – TAK, ON SIE CIESZY! - że trafiła mu się całkiem normalna partnerka. Oczywiście przymiotnik normalna to stwierdzenie bardzo względne – czy ktokolwiek w tym nowym świecie jest całkowicie normalny? Tak, to pytanie retoryczne. Wracając do tematu: cieszył się, że jego partnerka nie należy do grona tych rozwrzeszczanych, piszczących, płaczących, lamentujących i upierdliwych dziewczyn.
    - Jestem gotowy podołać najokrutniejszym karom, bylebyś tylko mi przebaczyła, moja pani – odparł z przekąsem, kiedy już dołączył do dziewczyny. Wpatrywał się w całe to przedstawienie z niedowierzaniem, nie mogąc uwierzyć, że cudownie zapowiadająca się bójka jest tak naprawdę teatralną szopką, w której brali udział nie prawdziwi przeciwnicy, a dwójka małolatów – ci zamiast podjąć walkę właściwą jedynie stękali, sapali, pocili się i podskakiwali w miejscu, próbując naśladować prawdziwych pięściarzy. No rzeczywiście, groźne zaciskanie to przecież taki drakoński wysiłek, po którym leje się z człowieka jak z hydrantu. Drake nie wytrzymał i wybuchnął histerycznym, podchodzącym niemal pod szloch śmiechem.
    - Ależ panowie, nie wypada tak się kompromitować na oczach prawdziwej damy. Albo walczycie na poważnie, albo wypad do domu – uśmiechnął się przeuroczo, głową wskazując dziewczynie, aby wkroczyła do akcji.
    - Może pani także chciałaby się zabawić?
    Nie przepadał za jej mocą, to fakt. W tej sytuacji musiał jednak przyznać, iż bywała ona bardzo przydatna. Phil potrafiła utworzyć całkiem niezłe widowisko tylko i wyłącznie mieszając ludziom w głowach – czasami on nie potrafił tak rozruszać jak robiła to ona. Nie zmienia to jednak faktu, iż wolałby, aby owej mutacji nie posiada lub, powiedzmy, specjalizowała się w czymś innym. W czymś, co nie byłoby dla Drake'a tak nieprzyjazne i niepokojące.
    - No proszę, pokażcie jacy z was mężczyźni – warknął, przyskakując do jednego z napastników. Po drodze nie omieszkał także zdzielić kijem baseballowym w głowę jednego z obserwatorów. Doskoczył do tego chłopaka, który wyglądał na silniejszego. Uderzył go prosto w zgięcie pod kolanami tak, że tamten padł jak długi. Poruszając się szybko niczym pantera, usiadł na plecach swojej ofiary i trzymając chłopaka za włosy, uniósł jego głowę, aby następnie opuścić ją na asfalt. Uszu Drake'a dobiegło urocze chrupnięcie, które mogło oznaczać tylko jedno – złamany nos.

    Drake, który także przeprasza za to wyżej :D

    OdpowiedzUsuń
  13. [ Chyba masz rację - Wanda może i jest zacofana, ale nie pozwala siebie źle traktować. Ich relacja mogłaby być dość wybuchowa... Chyba, że coś mi wpadnie do głowy, to wrócę do Ciebie. :) A tymczasem dziękuję i tobie również życzę dobrej zabawy. ]

    Wanda Argent

    OdpowiedzUsuń
  14. Prychnąłem cicho pod nosem, kiedy ta aż niemal podskoczyła.
    - Stróż prawa, który dał się zajść od tyłu. Całkiem miła odmiana. Od kiedy tak szkolą? - Zapytałem nieco kąśliwie. - Skoro to ty nazywasz pukaniem, to wolę nie sprawdzać co u ciebie znaczy walenie. - Mimowolnie wzruszyłem ramionami. - Poza tym to się chyba nawet wystraszyłaś. - Zaśmiałem się, ale zaraz spoważniałem. - Strach zabija duszę Pippi. - Tak, wszyscy dobrze słyszeli. Nazwałem ją Pippi. Tak mi się jakoś jej imię skojarzyło.
    - Wolny strzelec, lub jak kto woli freelancer, Kai Karcher. A skoro już zobaczyłaś to co miałaś zobaczyć to możesz już sobie stąd pójść. - To nie było miłe i grzeczne. W sumie to nawet takie nie miało być. - Zostałem bohaterem w swoim domu. Brawo ja. - To było nieco ironiczne. Westcchnąłem głośno, kiedy ta powiedziała po co tutaj przyszła. - A mogło to być takie miłe i spokojne popołudnie. - Mruknąłem cicho. - Nakaz jest? - Zapytałem. - Bez nakazu nie wpuszczam. - Powiedziałem, uspokajając Artemisa. Inni ludzie w tym miejscu zawsze zwiastowali kłopoty. Zdążyłem się już o tym przekonać. Mimo iż mieszkałem tutaj tylko tydzień. Ten cały tydzień nieco wywrócił moje życie do góry nogami. Z resztą nie tylko moje. Innych pewnie też.
    W końcu jednak wpuściłem ją do środka. Jeszcze by pomyślała, że coś przed nią ukrywam. W domu było czysto, aczkolwiek sporo rzeczy leżało jeszcze w kartonach. Raczej nie były im teraz aż tak bardzo potrzebne. Wewnątrz było sporo miejsca. Ktoś mógłby nawet stwierdzić, że aż za dużo jak na naszą dwójkę. Ekhem, trójkę, jeżeli wliczyć w to jeszcze psa. Całkiem nieźle urządzone jak na mnie.
    - A więc co chcesz? - Zapytałem. - Siadaj. - Wskazałem na krzesło w kuchni, w której czas się chyba zatrzymał w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku. - Soku , herbaty czy kawy? - Zapytałem. No cóż kultura wymagała takiego zachowania. To akurat jeszcze wiedziałem.

    OdpowiedzUsuń
  15. [ Meels skarbie ty moje ♥♥♥ Zapomniałam cie pochwalić za prześliczne zdjęcie...gdzie ty je znajdujesz xddd Dobra, lecę zaczynać nasz szalony wątek ;> ]

    Cole, który chętnie padnie na kolana przed Panią Szeryf ;>

    OdpowiedzUsuń
  16. [Fajna babka z niej! :D Luca nie lubi śpiewać przy kimś. Ubzdurał sobie, że nie jest na tyle dobry, by ktokolwiek go mógł usłyszeć :D]

    OdpowiedzUsuń
  17. [Lucas bd na nią bardzo zły o to, ale pomysł mi pasuje :) Jaka relacja? Zwykli czy bliscy kumple? Phil nawet czasem może brać pod opieke siostrę Lucasa, gdy ten ma coś do załatwienia ;D]

    OdpowiedzUsuń
  18. [Wszystko pięknie mi pasuje :D Możemy zacząć od spotkania przed imprezą :) Ja zaczęcie wysłałabym dopiero jutro :3]

    OdpowiedzUsuń
  19. - Wolę zapobiegać niż leczyć. Skąd mam mieć pewność, że akurat w tamtym momencie nie chciałaś mnie na przykład zabić? - Zapytałem, przekrzywiając lekko głowę w bok. - Poza tym to ty popełniłaś błąd. Ale najwidoczniej mamy tutaj kogoś, kto nie umie przyznać się do błędu. Albo przyznać mi racji. Oj, jak mi jest bardzo przykro. - Udałem, że uroniłem łezkę. - Kolejną rzeczą jest to, że nie jesteś na swoim terenie. To ja mam tutaj przewagę Pines. I niestety nas też raczej łatwo nie wystraszysz. Ot mała miała przyjemność mieć dwóch starszych braci. - Uśmiechnąłem się pobłażliwie w jej kierunku. - Aj, Pippi, Pippi... - Westchnąłem, przewracając teatralnie oczami. -Przynajmniej nie brzmi to aż tak poważnie. - Spojrzałem na nią jak na wariatkę. - Zawsze tak długo wymyślasz riposty? - Zapytałem, zanosząc się dźwięcznym śmiechem. - Nie. Tykaj. Mnie. Paluchami. Bo. Zaraz. Cmokniesz. Ziemię. Szanowna. Pani. Szeryf. - Wycedziłem przez zęby. - I bynajmniej nie przeze mnie. Masz rozwiązane sznurowadła. - Powiedziałem znudzonym tonem głosu. - Długo będziesz musiała czekać na te łzy cierpiących. - Zachichotałem pod nosem. Wstawiłem wodę na herbatę. - Mięta, pokrzywa czy dzika róża? - Zapytałem, a widząc jej minę dodałem: - To nie hipermarket Pippi, bierzesz co jest, albo nie bierzesz nic.
    Borze zielony, szumiacy i liściasty. Jak do tych bab nic nie docierało. Czasami zastanawiałem się jak one dożywają czterdziestki. Chociaż teraz to co najwyżej osiemnastki. - Tak, tak. Piję, ćpam, daję dupy na lewo i prawo, przy okazji jeszcze kradnę, a w piwnicy zarzynam ludzi, a ich narządy sprzedaję na eBayu. - Pokręciłem z politowaniem głową. - Raczej nie chodzę do miasta. Chyba, że już na serio nie mam co do garnka włożyć. A raczej rzadko kiedy się to zdarza. Na waszym miejscu raczej zacząłbym zastanawiać się jak zredukować braki na sklepowych półkach. Nie mówię tutaj o odzieży tylko o produktach pierwszej potrzeby... Chleb, masło, woda. - Spojrzałem na nią bardzo uważnie. - Nie muszę chodzić do centrum, aby wiedzieć jak to się może dalej potoczyć. Ale czego to ludzie nie wymyślą, aby innym dupę struć. - Westchnąłem głośno i zalałem wrzątkiem susz. - A co ona mogłaby takiego zrobić? Litości Pines, ale za kogo ty mnie masz? - Zapytałem. - Młoda grzebie się w piaskownicy. - Spojrzałem przez okno. - Ty chciałabyś ją poznać... Pytanie czy ona ciebie też.
    Blondyneczka zaraz przybiegła do nas do kuchni.
    - Kai zapleć mi warkoczyki. - Powiedziała.
    - Dobrze wiesz, że nie umiem ich robić. - Odpowiedziałem.
    - JA. CHCĘ. WARKOCZYKI. - Podniosła na mnie głos.
    - To sobie sama je zapleć.
    - Ja nie umiem. To ty o mnie się troszczysz to powinieneś wiedzieć jak to się robi. Ja nie muszę się ciebie słuchać. I nie potrzebuję ciebie. - Uniosła dumnie głowę do góry.
    Ot, cholerny berbeć... Ja rozumiem, że dziewczyny szybciej przechodzą okres dojrzewania niż chłopcy. A co za tym idzie wiek młodzieńczego buntu... Ale żeby w wieku już siedmiu lat? TO mi się w głowie nie mieściło.
    - Skoro nie musisz się mnie słuchać i nie potrzebujesz mnie to sobie zrobisz dzisiaj obiad. Ja miałem zamiar dzisiaj zrobić te drobiowe pulpety z kaszą gryczaną i sosem tym co lubisz, ale jak nie to nie. - Wzruszyłem mimowolnie ramionami. Małej oczy się zaszkliły.
    - Tym takim dobrym sosem? - Zapytała dukając. - To ja już nie będę tak robić.
    - No, zuch dziewczyna. - Grunt to trafić w jakiś sposób do dziecka. Zaraz też wróciłem do gościa.
    - Coś jeszcze chciałaś wiedzieć? - Zapytałem, widząc jak przygląda się zdjęciom w ramkach, które były zawieszone na ścianach. Większość z nich była jeszcze przed ETAPem. Między innymi te moje z Michaelem czy Jenny. Nawet jedno rodzinne się znalazło. - Co jest doktorku? - Uniosłem brew. - Wyglądasz tak jakby cię wryło w ziemię.
    - Może jej się spodobałeś. - Rzuciła młoda i pobiegła do swojego pokoju śpiewając (i fałszując przy tym niemiłosiernie) :
    "Miłość rośnie,
    wokół nas!
    W spokojną, jasną noc...
    Nareszcie świat,
    zaczyna w zgodzie żyć!
    Magiczną czując moc..."

    Pogięło ją czy co od tego słońca?

    OdpowiedzUsuń
  20. - Nie schlebiaj sobie, bo jeszcze naprawdę ci uwierzę. - Prychnąłem cicho pod nosem. -Rozpanoszyliście się i myślicie, że wszystko wam wolno. Prawda jest jednak trochę bardziej bolesna. Ludzie nie zawsze i nie wszędzie was wpuszczą. Nawet jeżeli będziecie im grozić to znajdą się tacy co się nie ugną przed wami. A poza tym to "Kajusiem" nazywała mnie moja świętej pamięci babcia. Ach, borze zielony i szumiący... Co to była za kobieta. - Na chwilę się uśmiechnąłem na wspomnienie o niej. - Więc jakoś mnie to nie rusza. W przeciwieństwie do ciebie, Pippi. - Zaśmiałem się. - Raczej określiłbym mnie i małą jako ludzi mający wszystko głęboko gdzieś. Tak, Pippi, nawet was i radę. Przykro mi, ale raczej tego nikt nie zmieni. A jeżeli twój geniusz jest taki jak u stereotypowej blondynki to współczuję twoim kolegom po fachu. - Ja jakoś siebie nie uważałem za osobę mało inteligentną. - Zdecydowanie bardziej wolę to miejsce. Jakoś nie ciągnie mnie branie odpowiedzialności za całą hałastrę dzieciaków, które ledwo odskoczyły od ziemi a już chcą się bawić w dorosłość. To nie dla mnie. Tym bardziej, że to miejsce daje mi sporo możliwości. - Wbrew pozorom dom ten był małą enklawą dobroci. I pełna piwnica zapasów mogła śmiało świadczyć o tym, że przed ETAPem ktoś z tego użytkował. Ale najwidoczniej to z biegiem czasu stało się miejscem zapomnianym przez wszystkich. Trochę szkoda, ale z drugiej strony gdyby tak nie było to pewnie mieszkalibyśmy z małą w centrum, w mieszkaniu w wieżowcu, które należało do moich rodziców. Tam jakoś nie chciałem wracać. Miałem z tym miejscem bardzo nieprzyjemne wspomnienia. Aż się wzdrynąłem delikatnie na samą myśl o tym. - CIekawe czy do tych, jak to określiłaś, "zmutowanych zwierząt" należą też i pobite przez was dzieciaki. Och, czyżbyście powoli tracili autorytet? - Zapytałem. - Ciekawe, ciekawe... - Udałem zainteresowanie. - Zgodzę się tylko z tym, że jestem spokojny. Co do reszty... Czas pokaże. To jest wasza wojenka, nie moja. Ja sobie egzystuję na boku. Nikomu nie wadzę. Hoduję swoje warzywka w ogródku i gapię się w chmury. Czego chcieć więcej od życia? Dopóki nikt się nie wtrąca w moje życie to mi to wsio rybka co tam u was się dzieje. - Powiedziałem to najspokojniej na świecie, upijając przy tym łyk zaparzonej pokrzywy. - Poza tym to nie jest zbyt opłacalne zajęcie. I nie wiem czy powinienem wyrazić zgodę na przesłuchiwanie młodej. To mogłoby bardzo niekorzystnie na nią wpłynąć. Zostawić traumę na długie lata. Zakorzenić nieprzyjemne wspomnienia. Skrzywić jej dziecięcą psychikę. - A to wszystko dlatego, że nie ufałem jej. Czegoś chciała, ale pytanie czego. Musiałem to jakoś rozpracować. Zanim będzie za późno.
    Podszedłem do okna i zmarszczyłem brwi, widząc nadciągającą chmurę burzową.
    - Widzisz? Nawet słońce od ciebie spierdzieliło. - Skomentowałem to. - I zadam jeszcze raz to samo pytanie. Czego tutaj szukasz Pines?

    [Może Philippa zaciekawi się zdjęciami Kaia z Michaelem, gdzie będzie widać, że byli ze sobą blisko (Mike jest szeryfem, ale Kai o tym nie wie), oraz fotkami z Jenną, która przyłączyła się do buntowników (Kai też o tym nie wie). Za to zaś o tej dwójce będzie wiedziała Phil.]

    OdpowiedzUsuń
  21. [Anakin chętnie pomęczy się z panią szeryf. Ona go też może pomęczyć. I Annie może też ją z litości uleczyć.]

    OdpowiedzUsuń
  22. -Mam nadzieję, że nie jesteś aż tak okrutna, aby odebrać mi to, co dla mężczyzn jest najważniejsze. Interpretacja dowolna – zarechotał, unikając przy tym ciosu, który niezdarnie próbował wyprowadzić jeden z uczestników bójki. Uczestnictwo w tym przedstawieniu było niemal zniewagą dla Drake'a. Dlaczego taki prawdziwy profesjonalista jak on musiał brać udział w tak żałosnym, płaczliwym występie? Ta zniewaga krwi wymaga, dlatego Merwin rzucił się na przypadkowego dzieciaka, chyba nawet tego, który był jedynie niewinnym obserwatorem. Sprawnym, perfekcyjnie wymierzonym ciosem rozkwasił nos delikwenta, zaś potem wyprowadził krótkie, aczkolwiek zabójczo skuteczne uderzenia w żebra oraz nerki. Z pogardliwym prychnięciem odrzucił dzieciaka na bok i już planował dobrać się do kolejnej ofiary, gdy uprzedził go krzyk dziewczyny. Ledwo się odwrócił, a już musiał wykonać widowiskowe padnij prosto na jednego z leżących.
    -Zamorduję was, pieprzone mutanty. Nikt nie będzie bezkarnie rzucał drzewami w Drake'a Merwina, jedynego w swoim rodzaju i niepokonanego – wrzasnął, wierzchem dłoni ocierając twarz z cudzej krwi. Zza paska wyszarpnął pistolet i zaczął strzelać do wszystkiego, co się ruszało. Ogarnięty czystym szałem strzelał na oślep, kule ze świstem przecinały powietrze, natomiast on sam nieszczególnie przejmował się tym ,że mógłby przypadkowo trafić swoją partnerkę. Ogarnął się dopiero po dłuższej chwili, kiedy wystrzelał dwa magazynki. Pełnym satysfakcji wzrokiem omiótł otaczające go pobojowisko – niektóre pociski wgryzły się w przypadkowe elementy otoczenia, zaś pozostałe utkwiły w ciałach dzieciaków – rany te może nie były śmiertelne, ale z pewnością niebezpieczne, jeśli nikt kompetentny nie wyciągnie ich z rany, nie zatamuje krwawienia. Dlaczego jednak myślał o takich rzeczach? To już nie należało do zakresu jego kompetencji – przyszedł, zrobił porządek, a teraz o rannych niech dbają pielęgniarki. On nie ma najmniejszego zamiaru brudzić sobie rąk.
    -Nic ci nie jest? - rzucił w kierunku Phil. W pewnym sensie czuł się zobligowany do tego, aby upewnić się, czy nie zrobił jej żadnej krzywdy. Podobno byli partnerami służbowymi, musieli współdziałać, ale także zapewniać sobie nawzajem bezpieczeństwo. Ponadto strach przed jej mutacją robił swoje – Drake obawiał się, że w ramach zemsty mogłaby wymyślić dla niego mocno upokarzająco, może nawet zabójczą karę. Na to już nie mógł pozwolić. Żadna kobieta nie ma prawa do tego, aby go bezkarnie poniżać i pomiatać nim.
    Jego uwagę po raz kolejny zwrócił chłopak ciskający drzewami. Młody najwidoczniej czuł się bardzo pewny siebie, skoro pogrywał sobie z tak poważnymi osobistościami. Drake najchętniej by go zabił, ale chłopak swoją mocą odpychał wszystkie pociski skierowane w jego stronę. To nie była fajna sytuacja – pan psychopata nienawidził tych momentów, kiedy jego sposoby zawodziły. Nienawidził tego, kiedy siła fizyczna nie potrafiła sobie poradzić z jakimkolwiek problemem. Czuł się wtedy taki bezradny. Jego życie wydawało się być niemal pozbawione sensu, kiedy nie mógł nikogo zastraszyć ani zmanipulować, ponieważ wszystko sposoby zawodziły, a przeciwnik zdawał się kpić ze wszystkich starań Merwina.
    -Ej, laska, mogłabyś coś zrobić z naszym przemiłym kolegą. Niech zobaczy jak to jest, kiedy zostaje się pokonanym przez drobną, niepozorną kobitkę – uśmiechnął się szeroko, kpiącym tonem maskując swoją niepewność.

    [No nie, Drake nie zniesie takiego upokorzenia! :D]

    OdpowiedzUsuń
  23. 45 yr old Structural Analysis Engineer Randall Babonau, hailing from Brandon enjoys watching movies like "Tale of Two Cities, A" and Listening to music. Took a trip to Rock Art of the Mediterranean Basin on the Iberian Peninsula and drives a Viper. przydatne strony

    OdpowiedzUsuń