22 maja 2016

so i will always take care of them


 
Dybuck po prostu Buck Sheeridan
 
16 lat lekarz w podziemiach kościoła usypianie i uzdrawianie ludzi zbunkrowana marihuana pod schodami domu żyje wegetuje, czekając na to, co przyniesie kolejny dzień

Jego rodzice byli lekarzami, neurologami, ważnymi postaciami w świecie medycyny. Zginęli w wypadku samochodowym gdy Buck miał osiem lat. Od tamtej pory wychowywał go starszy brat, Anthony Sheeridan. Jego straszy brat był dilerem. Buck pamięta, jak Tony uczył go hiszpańskiego, pakował mu do szkoły kanapki, odrabiał z nim lekcje, zabierał ze sobą, gdy spotykał się z kumplami i nigdy nie traktował go jak upierdliwego smarkacza, którym przecież był. Gdy zaczęło się to, Buck był w szkole na lekcji wychowania fizycznego, którego szczerze nie znosił. Na początku tak jak wszyscy, uważał że to jakiś żart czy zbiorowa halucynacją. Niestety, brutalna prawda szybko do niego dotarła, oraz to, co z nią związane. Pognał do domu, a jakaś jego część miała nadzieję, że jak zwykle zobaczy tam Tony’ego, szykującego towar, czy krzyczącego na głupie programy telewizyjne. Towar był, włączony telewizor też, ale brata nie. I wtedy to wszystko uderzyło w niego jak tona pierdolonych cegieł. Pod obluzowaną deską w schodach schował cały towar, pistolet, na którego Tony i tak nie miał pozwolenia, oraz kasę. Zamknął dom na cztery spusty i poszedł organizować jakoś życie. I sobie, i innym. Buck jest spokojny, rozważny, najpierw wszystko dwa razy przemyśli, zanim cokolwiek zrobi. Nie działa na spontanie, umie słuchać i doradzić. Unika konfliktów, choć nie boi się wyrazić swojego zdania.   Z racji tego, że jego rodzice byli lekarzami, a on chciał zdawać na medycynę, zorganizował coś w rodzaju szpitala. Wiadomo setki dzieciaków zostawionych samych, to aż się prosi o katastrofę. Tak więc Buck leczy złamane nosy, obdarte kolana, zwichnięte kostki, skrupulatnie notuje ile jest leków, oraz jakoś stara się żyć, pomagając przy tym wszystkim, którzy pomocy potrzebują. A gdy jakieś zapłakane dziecko nie może w nocy spać, dręczone koszmarami, wystarczy że dotknie jego czoła i mocno się skupi, zsyłając na nie błogi sen. Od wieków wiadomo przecież, że sen jest najlepszym lekarstwem.
________________________________
Bry. <3 On jest całkiem milusi, ten mój Buck. Kochajmy się, choć czasy są ciężkie. Buck jest bardziej w tamtą stronę, ale przyjaciółka zawsze się przyda. Wątkujmy!

20 komentarzy:

  1. [Witamy pana lekarza, za momencik uzupełnię wszystkie informacje w zakładkach, a tymczasem życzę ciekawych wątków oraz świetnej zabawy w naszym niewielkim gronie. :)]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Cześć. Wpadaj do Kaia.]

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Czołem, cześć, mogę cię zjeść? :D Pan lekarz z taką mutacją na pewno jest oblegany. Nie zdziwiłabym się, gdyby rada miasta dawała mu więcej żywności, za jego wysiłek. Co powiesz na ranną pannę Pines, którą ktoś znalazłby na jakimś pustkowiu i wezwał Bucka? ]

    Phil

    OdpowiedzUsuń
  4. [Razem z panem Merwinem jestem otwarta na każdą propozycję, ze swojej strony dodam, że nasi panowie zapewne będą się już całkiem dobrze znać, gdyż Drake ląduje w szpitalu przynajmniej raz dziennie. :D

    D. Merwin

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Phil przydadzą się jacyś przyjaciele, więc jestem na tak!
    Niedługo naskrobię zaczęcie <3 ]

    Phil

    OdpowiedzUsuń
  6. [Hejoł. Nie zachwycaj się tak xD Co do wątku to raczej mi nie idą męsko-męskie niestety. Tylko jeden z kilku podjętych przetrwał, więc nw czy zabierać miejsce na wątek. Ogólnie strasznie mnie rozczuliły relacje Sheeridana z bratem. Niby z jednego strony dilerka, ale z drugiej brat... I to jaki! Wgl muszę przyznać, że nie byłam pewna czy na zdj jest dziewczyna czy chłopak... Ale to może moje dziwne wrażenia ;D I wgl super mutacja!]

    PETER

    OdpowiedzUsuń
  7. [Drake jest taką pierdołą uczuciową - teoretycznie nie powinien ich mieć, ale myślę, że nie jest zepsuty do takiego stopnia. Mimo wszystko on w sprawach romansowo-miłosnych to prawdziwe drewno, właściwie perspektywa tego, że ktoś mógłby do niego wzdychać go przeraża i peszy zarazem, zaczyna się rumienić, jąka się, ucieka etc. Myślę, że można z tego zrobić taką patologiczną relację, gdzie Merwin jest taką przerażoną w obliczu nowej, dziwnej sytuacji dziewczyneczką, lecz stara się to ukrywać. Bo przecież który "twardziel" by chciał, żeby jego słabości wyszły na jaw. :D]

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie przeklinała niczego tak bardzo, jak zwierząt w tym momencie. A konkretnie tego jednego, zawziętego, zdziczałego psa, który nie chciał zdychać. Nieważne ile naboi w niego władowała, każdy zdawał odbijać się od jego skóry i tylko bardziej go rozwścieczał. Jakby jego skóra zmutowała się na tyle, że stała się twarda jak kamień. Jego serce najwyraźniej też. Gdzie się podziała miłość do ludzi? Gdzie przyjazne merdanie ogonem i podawanie łapy? Teraz najchętniej by ci ją ogryzł, jedząc ją na twoich oczach. Czy by się nią zadowolił? Skądże. Dasz palec, weźmie rękę. Dasz rękę, weźmie i nogę. Pod Kopułą nawet psy nie zdawały się mieć umiaru. Nie wchodziły do miasta, ale czaiły się na jego obrzeżach, wypatrując naiwnych dzieci, które wabił sam fakt, że to piesek. A taki miły zwierzaczek nie zrobi im krzywdy. Potem zwykle kończyły u uzdrowicieli, poharatani, wybrakowani, naznaczeni. Jeśli w ogóle przeżywali, potem byli tylko swoimi cieniami. ETAP niszczył ludzi. Zabijał nadzieję, zabierał dzieciństwo, z wszystkiego robił zagrożenie. Nawet z dzieci przez najróżniejsze mutacje. Teraz tylko czekać na zamieszki, rebelie i wojny.
    Nie musiała patrzeć, aby wiedzieć, że za nią biegnie. Słyszała sapanie, dźwięk, gdy jego łapy odbijały się od podłoża i co jakiś czas gardłowe warczenie. Gonił ją od ponad dwudziestu minut. Bezustannie. Czasem go gubiła, ukrywając się za ścianami opuszczonych stacji benzynowych, ale szybko łapał jej trop. Oddech miała przyspieszony, pot spływał jej po czole, wiatr rozwiewał jej jasne włosy na wszystkie strony, a spojrzenie szukało drogi ucieczki. Na pustych ulicach nie było miejsc, aby się schować. Mogła tylko biec przed siebie. Jej mięśnie zdawały się krzyczeć, bieg z każdą minutą stawał się coraz wolniejszy, a resztki nadziei rozpływały się powoli w pył. Starała się utrzymywać tempo, ale z każdym metrem było coraz gorzej. Czuła się, jakby goniła ją śmierć. Nawet jej zdolności w tej sytuacji na nic się nie zdawały. Zwierzęta pozostawały poza jej zasięgiem. Zwłaszcza te zmutowane.
    Zamrugała parę razy oczami, gdy na horyzoncie zamajaczyła jej ludzka sylwetka. Nie miała siły, by krzyczeć. Mogła tylko biec. Czekała, aż ją zauważy. Chłopiec, nieco młodszy od Philippy, zdezorientowany. Skierowała wzrok na jego ciemne oczy i wślizgnęła się do jego umysłu. Poczuła, jak wszystkie mięśnie się rozluźniają, umysł oczyszcza się z myśli, a chłopiec stoi, niczym posłuszna marionetka.
    - Sprowadź pomoc! - Zdobyła się na podniesienie tonu, tym samym zwalniając. Musiała utrzymać więź. Nie mogła tego przerwać. Czuła się taka słaba. Więcej sił przeznaczała na kontrolę niż bieg.
    Nagle zrozumiała, że nie ma sensu dłużej uciekać. Przestała biec. Odwróciła się do psa, pędzącego w jej stronę, zapierając się nogami i trzymając ręce w przygotowaniu na chwyt. Rzucił się na nią. Nie gryzł, a mocno drapał pazurami, chcąc jak najbardziej ją poharatać. Zwalił ją na ziemię. Syknęła z bólu, gdy jej głowa uderzyła o twarde podłoże, a w jej oczach pociemniało. Jedyne co przed sobą widziała, był pies. Uderzyła go, a od w odpowiedzi rozdarł jej koszulkę, chcąc dostać się do brzucha. Słyszała własny oddech i bicie serca. Dźwignęła się lekko, zamykając psa w uścisku, z przedramieniem na jego gardle. Wierzgał się niemiłosiernie. Drapał powietrze, a jego ruchy z sekundy na sekundę stawały się powolniejsze. Gdy przestał się ruszać, zepchnęła go z siebie. Zacisnęła oczy, starając się podnieść. Przeszła parę kroków i znowu runęła na ziemię, tracąc przytomność.

    Phil, czekająca na księcia na białej apteczce

    OdpowiedzUsuń
  9. [Powiem tak - początki z nim mogą być ciężkie, ale nie wykluczam, że z czasem stanie się całkiem miły w obyciu. Jeśli tylko zorientuje się, że Buck do niego wzdycha to z psychopaty na pewno nagle stanie się takim przestraszonym chłopięciem, które nie wie co się tak właściwie dzieje, biedaczek pewnie będzie myślał, że to jakiś podstęp. :D]

    OdpowiedzUsuń
  10. [Postaram się jakoś sensownie zacząć, swoją drogą to ciekawie będzie się zmieniało mojego psychola w rozhisteryzowaną ofiarę losu, która będzie myślała, że Buck dopuszcza się na nim molestowania. Biedactwo będzie myślało, że ta moc usypiania ludzi to taka mentalna pigułka gwałtu przeznaczona wprost dla niego <3]

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeszcze nigdy wcześniej w swoim krótkim, burzliwym życiu nie spotkał się z tak wspaniałą sytuacją, jaka miała miejsce obecnie. Zero dorosłych, zero ponoszenia konsekwencji swoich czynów, zero wyrzutów sumienia, zero karnych jeżyków, zero wysłuchiwania lamentów rozczarowanych wychowawców i rodziców, którzy próbowali wyprowadzić go na ludzi – próbowali wyciszyć w nim coś, co właściwie było nieodłączną częścią jego osobowości. Nie da się ot tak zmienić charakteru obcej osoby, wprowadzenie nawet najmniejszej zmiany wymaga miesięcy ćwiczeń, terapii i, co najważniejsze, zaangażowania pacjenta. On nie chciał się zmieniać. Swoje zafascynowanie przemocą fizyczną uważał za coś dobrego, naturalnego. Tak działa ewolucja, czyż nie? Przetrwają ci najlepiej przystosowani do zmieniających się warunków otoczenia, natomiast jego mentalność stanowi idealne przystosowanie. Nie boi się działać. Nie boi się słów. Robi to, co uważa za słuszne, eliminuje konkurencję oraz osoby stanowiące dla niego potencjalne zagrożenie.
    Czasami jednak nie potrzebuje szczególnie silnego powodu do nadużycia przemocy. Wystarczy mu delikatny impuls, aby zapolować na bezbronną owieczkę. Tym razem padło na dzieciaka, który zrzucił mu na głowę balon wypełniony wodą – podobno pomylił Merwina ze swoim sąsiadem. Drake'a jednak nie interesowały żadne wymówki. Zaciągnął chłopaka do jego własnego mieszkania, aby spuścić mu łomot. Nagie pięści raz za razem celnie trafiały w twarz, brzuch, kończyny ofiary, zaś na twarzy oprawcy kwitł cały czas ten sam rekini uśmiech, w jego niebieskim oczach lśniło prawdziwe podniecenie. Z perspektywy trzecioosobowego obserwatora ta scena musiała wyglądać przerażająco, jednak pobity chłopak właściwie nie był w aż tak złym stanie. To przecież tylko rozbity nos, podbite oko i maleńki siniaczek na plecach.
    Drake mimo wszystko nie chciał pokazywać wprost, że to on był oprawcą. Niech myślą, że tak naprawdę uratował tego chłopaka z rąk kogoś innego. Być może mu uwierzą, być może nie. Nie obchodziło go to. W pewnym sensie odczuwał satysfakcję z grania dobrego szeryfa, cieszył się, kiedy dzieciaki wierzyły w jego bajeczki.
    Przerzucił bezwładne ciało przez ramię i wyszedł z mieszkania, kierując się do pierwszego z brzegu auta, które spostrzegł. Miał szczęście, gdyż kluczyki znajdowały się w stacyjce, a drzwi nie były zablokowane. Po dziesięciu minutach jazdy rodem z Szybkich i wściekłych zaparkował poobijane auto przy szpitaliku.
    – Cześć, przyprowadziłem dwóch pacjentów – tego frajera i siebie samego – zaśmiał się, z udawaną troską i delikatnością kładąc bezimiennego chłopaka na prowizorycznej kozetce. Zerknął na pielęgniarza, który jako pierwszy do nich podszedł i, uśmiechając się oraz udając przejęcie, odparł swoim fałszywym głosikiem – Uratowałem go z rąk jakiegoś bydlaka, niestety nie schwytałem go, gdyż także oberwałem. Tak mnie rąbnął, że normalnie gwiazdy zobaczyłem!

    [Voila :D]

    Drake

    OdpowiedzUsuń
  12. [Ależ on jest bohaterem. <3]

    Miał ochotę zaśmiać się perfidnie, wyszydzić chłopaka, nazwać go naiwnym. Z drugiej strony nie chciał jednak niszczyć tak wspaniałego przedstawienia, które zasponsorował pielęgniarzom – skoro uwierzyli mu w jedną bajeczkę, na pewno będą wierzyć we wszystkie inne, które im sprezentuje. Drake nigdy nie mógł się pochwalić szczególnym talentem aktorskim, lecz zauważył, że udawanie grzecznego chłopca wychodzi mu całkiem przyzwoicie. Być może gdzieś na dnie jego duszy ukrywa się ten przyjazny, miły chłopaczek, taki Merwin do rany przyłóż, ulubieniec wszystkich starszych pań, wzorowy uczeń, idealny przyjaciel, cudny materiał na przyszłego męża – mhm, jasne. Prędzej psy zaczną dupami szczekać niż Drake Merwin przejdzie wewnętrzną przemianą i zamieni się w kochanego chłopczyka. Chociaż gdyby się zastanowić, to to szczekanie dupami jest całkiem prawdopodobne, przecież żyjemy w ETAPie – tutaj natomiast wszystko jest możliwe, nawet inwazja UFO lub deszcz spadających żab.
    -Nie mam pojęcia, kto to był. Na pewno ktoś potężny, większy ode mnie i od niego razem wziętych – odparł, zerkając na pielęgniarza z miną zbitego szczeniaka. Denerwował go fakt, że Buck nie utrzymywał z nim kontaktu wzrokowego. Tacy ludzie zazwyczaj coś kręcili, próbowali coś ukryć, a, jak powszechnie wiadomo, oczy zawsze zdradzają ukryte zamiary człowieka. Fałszywe gnojki. Najchętniej podszedłby do niego i siłą zmusił go do spojrzenia mu w twarz – sam Drake chciałby zobaczyć strach w jego ślepiach, ten widok zawsze sprawiał mu niewysłowioną przyjemność. Postanowił jednak, iż stłumi swoje wewnętrzne żądze i będzie dalej udawał prawego obywatela troszczącego się o dobro swoich młodocianych podopiecznych. Z gry aktorskiej, nawet tej nieco nieudolnej i prześmiewczej także można czerpać przyjemność, nawet jeśli nie polega ona na biciu, zastraszaniu i podtapiania w toalecie małych, wrednych, rozwrzeszczanych smarkaczy.
    - Serce mnie boli, kiedy patrzę jak zachowują się te niewdzięczne pierdoły. Zamiast sumiennie pracować na rzecz społeczeństwa, cały czas kombinują jak tu obić komuś mordę. Nic nie robią tylko sieją zniszczenie – pokiwał smutno głową, zaś po chwili teatralnie opadł na krzesło i chwycił się za głowę, zupełnie jakby naprawdę przejął się tym,że w mieście codziennie ktoś zostaje pobity. Ba, przecież to on był głównym prowodyrem wszelakich napaści i bójek, to on był osobą odpowiedzialną za cały ten chaos, a przynajmniej tak mu się wydało. Przecież nie ma drugiej tak wspaniałej, tak silnej, bezwzględnej, śmiałej i wyjątkowej osoby jak Drake Merwin, prawda?
    Ledwo udawało mu się powstrzymywać atak śmiechu – delikatne spazmy wstrząsały jego ciałem, gdy tłumił w sobie histeryczny chichot, przygryzł sobie także dolną wargę niemal do krwi. Istotnie świetnie się bawił, no po prostu rozrywka stulecia.
    - W głowę mnie uderzył, o tutaj. Nie będę przez to upośledzony, nie? Nie wyrośnie mi trzecia ręka?

    OdpowiedzUsuń
  13. [Punkt dla Ciebie! W nagrodę wręczam talon na... coś tam, na co chcesz. c:
    Pewnie, że ich zaprzyjaźnimy. Widzę ich jako takich naprawdę dobrych kumpli, a Buck byłby jej lekarstwem na sen w razie gdyby skończyły jej się tabletki, a jego spokojny charakter idealnie nadawałby się do wysłuchiwania kobiecych problemów wziętych z dupy. No i gdyby dowiedziała się, że Buck ma marihuanę pod schodami, to długo by jej nie miał XD Niech się już znają kilka lat, niech będą bff!]
    Maaike

    OdpowiedzUsuń
  14. Opatrunek na ręce ją drażnił i za każdym razem, gdy na niego spojrzała, miała nieziemską ochotę go zerwać. Buck uparł się, że te obtarcie może być kłopotliwe, a Maya zarzekała się, że miała takich tysiąc i z żadnego nie wytworzyła się nowa cywilizacja ani jakieś tam zakażenie, jednak dla świętego spokoju zgodziła się, by doktor Sheeridan ją opatrzył.
    Nie umiała się jednak powstrzymać przed skubaniem bandaża kiedy nie patrzył.
    — I co sądzisz, Sheeriddy? — zapytała, kiwając głową na notes.
    Obok tekstów na kartkach zeszytu były rysunki wszelakie - od zwierząt, przez abstrakcje po nagie panie i nagich panów. Maya często dawała przyjacielowi oglądać lub czytać swój bazgrolnik, jednak czasami niechętnie pozwalała na przeglądanie wszystkich stron. Traktowała poplamiony notes jako pamiętnik i chowała przed światem, by przypadkiem nie dotknął zatrutych rąk i nie nasiąknął trucizną.
    Podłożyła rękę pod głowę i spojrzała na Bucka, który nie odrywał oczu od zeszytu. Pogłaskała więc Jake'a, który opierał łeb na jej brzuchu i zauważyła, że jej wielka, biała koszulka z bohaterami Pory na Przygodę i szare dresy są całe w sierści psa.
    — Jake, cholero! — parsknęła.
    Pies podniósł uszy i zerknął na dziewczynę jakby nie wiedział o co chodzi. Pomachał niewinnie ogonem i wtulił łeb w luźny t-shirt. Maaike uśmiechnęła się.
    — On mnie rozczula. Prawie tak samo jak Ty, kiedy nie umiesz jeść. — Jej ton i spojrzenie wyraźnie sugerowały jedną z ich przygód po marihuanie, gdy obydwoje wkręcili sobie, że są modliszkami i ich szczęki się wyprowadziły, więc musieli ssać jedzenie, które wyciekało im z ust. — A w ogóle, zapomniałam zapytać. Co z tym chłopcem z rozbitym nosem? Randy'm? Nadal nie wierzę, że te oprychy były w stanie dać małemu dziecku w twarz, żeby dostać słodycze. Pierdolnięci.
    Był wieczór, ale ulice Perdido Beach były w miarę ciche. Widocznie dzieciaki znalazły sobie jakieś zajęcie, ale Maya wolała nie wiedzieć, jakie. Im mniej wiedziała, tym lepiej się czuła. Im mniej wiedziała, tym bardziej myślała, że to wszystko jest tymczasowe, ulotne, albo że po prostu bariera i ETAP to kolejna zjarana przygoda.
    — Bucky? Zastanawiałeś się, co będzie dalej? Ile to będzie trwało? — zaczęła. Miała cichszy, spokojniejszy głos. — A może to po prostu wielki prank albo nowe reality show?

    [Proszę bardzo! Nie za bardzo wiedziałam jak zacząć, więc wzięłam sytuację z dupy, którą zaraz sobie ładnie rozwiniemy c:]
    Maaike

    OdpowiedzUsuń
  15. [Kochajmy się, my lord <3]

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  16. [ Witam C: Aww ten starszy brat ;o Fajna postać, interesująca C: Mam mały pomysł na wątek, więc jak coś to wpadaj ]

    Cole

    OdpowiedzUsuń
  17. [ Więc tak. Pomyślałam, że mogliby się znać - Cole co prawda większą część wojego dzieciństwa przebywał w Irlandii, ale brat / rodzice jak jeszcze żyli mogli zabrać go tam na wakacje czy coś. I byliby takimi słodkimi przyjaciółmi z dzieciństwa, którzy potem jakoś stracili kontakt. Nie wiedzieliby nawet potem, że mieszkają tak blisko siebie. A teraz tak. Dzieciaki wariują, wiadomo, ETAP itp itd. i Cole mógłby zostać ranny w jakiejś potyczce. I tak właśnie by się spotkali. Mogą się poznać tak po prostu albo któryś powie/zrobi coś charakterystycznego dla ich słodkiej przeszłości i BUM. Nie wiem, czy chcesz jakieś konkretnej relacji, ale można to pociągnąć w naprawdę różne strony C: I jak?]

    Cole

    OdpowiedzUsuń
  18. [Witam, Duszyczko!
    Przybywam z pomysłem ujarania ich z Cynth jako idealne rozpoczęcie przyjaźni, co Ty na to? :D]

    Cynthia L.

    OdpowiedzUsuń
  19. [Śmieję się trochę pod nosem, że nasi bohaterowie łączą się w Jamesa "Bucka" Barnesa, a przy tym sam Sheeridan niezmiernie mi przypadł do gustu, wobec czego zapraszam pod swoją kartę, jeśli byłaby u Ciebie chęc na wątek. Wtedy też rzucę jakimiś konkretnymi pomysłami, jak już mi sie skrystalizują w głowie!]

    Jam.

    OdpowiedzUsuń