Powiedzcie mu, że znikam (powiedzcie nie ma mnie)
Za równoległym światem (za równoległym światem)
Gdzie liczby nie są ważne (gdzie liczbą staję się)
Powiązania
Kai Lucius Karcher || urodzony trzydziestego pierwszego października tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego dziewiątego roku || jeszcze lat 16 || rocznikowo lat 17 || telekineza silnie rozbudowana || samotnik || geniusz ciężkiej pracy || brak zainteresowania tym co się dzieje || brak przyjaciół || syn pani doktor i pana maklera giełdowego || Gdzie oni są? Gdzie wszyscy moi przyjaciele? || egoista || specyficzne zachowanie || dziwne poczucie humoru || nie tęskni || nie płacze || nie cierpi || to dla wiadomości ogółu || trudno stwierdzić jakie ma zamiary || podobno inteligentny || biseksualny || zyskuje przy bliższym poznaniu || pies Artemis u boku || Lubi grać w karty || Z talią nigdy się nie rozstaje || Scyzoryk szwajcarski w lewej kieszeni kurtki || jedyne na czym mu zależy to młodsza siostra Nika || dla niej wszystko || siostra posiada dar władania ogniem || freelancer || zamieszkuje stary opuszczony dom na skraju wzgórza
Nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, zarobiony jestem
Kai nigdy nie był duszą towarzystwa. Miał garstkę przyjaciół, których mógł wyliczyć na palcach jednej ręki. Rzadko kiedy dogadywał się z rodziną. Znacznie lepiej to wychodziło jego starszemu bratu. Nie był wymarzonym dzieckiem. Nie realizował celów jakie postawili mu matka i ojciec. Podążał własną ścieżką niczym kot. Zamknięty w sobie i nieco opryskliwy wobec nauczycieli. Uczył się całkiem nieźle. Nie, on się nie uczył. On po prostu pisał sprawdziany z biegu. Pisał to co zapamiętał na lekcjach. Nigdy nikt go nie widział ślęczącego nad książkami. Wszyscy martwili się o to co z niego kiedyś wyrośnie. Martwili się o to dlaczego taki jest. Przecież nikt mu nie zrobił krzywdy. Ale to czego nie widać było za czterema ścianami domu idealnego państwa Karcher sprawiało, że chłopak wręcz uciekał stamtąd. A kiedy został już sam, że prawie nikogo już nie było poczuł ulgę. Poczuł się wreszcie wolny. I cieszył się tym jak małe dziecko dopóki nie zauważył, że zniknęli wszyscy dorośli a do władzy doszli nie mający zielonego pojęcia o polityce i zarządzaniu młokosy. I właśnie któregoś razu, kiedy owe młokosy go zaatakowały odkrył coś nadzwyczajnego. Jakaś dziwna siła i energia go zaczęła rozpierać, by kilka sekund później przygwoździć całą hałastrę do muru i wymierzyć im karę. Poprzyciągał do siebie różnorodne przedmioty siłą woli. Aż sam się tego wystraszył. Puścił dzieciaki, obiecując im, że jeśli jeszcze raz spróbują zakłócić jego spokój, to na strachu się nie skończy.
Kai zamieszkał w opuszczonym domku na skraju wzgórza wraz z młodszą, siedmioletnią siostrą Niką. Tam gdzie rzadko ktoś się zapuszcza. Całymi dniami leży w ogródku podziwiając chmury. Nie odczuwa potrzeby udzielania się w tym towarzystwie. Jakoś nie chce brać udziału w tej całej szopce, chociaż wie, że jest tego częścią. Do pracy chodzi tylko wtedy kiedy musi. Bierze jakieś przypadkowe zlecenie. I chociaż inni się do niego uśmiechają, starają się jakoś do niego dotrzeć, to on tylko trzyma ich wszystkich na dystans. Nie ufa nikomu tylko sobie. Wie, że układy pozwalają przetrwać w nowej rzeczywistości oraz walka o byt. Nie wierzy w przyjaźń i miłość. Może ktoś to kiedyś zmieni?
[Kartę sponsorują: Lady Pank, Natalia Nykiel, Republika, "Brunet wieczorową porą" oraz Marco Reus. Do wątków i powiązań zapraszam, Kai wbrew pozorom nie gryzie (chyba).]
[Przybywam więc. Jakieś pomysły? :)]
OdpowiedzUsuńDiana
[Witam pierwszego pana i życzę ciekawych wątków, zakręconych powiązań, a także wspaniałej zabawy na blogu. :)]
OdpowiedzUsuńWciąż nieukończony pan Merwin
[ Niestety wątpię w taką opcję, ponieważ Alex wciąż ukrywa fakt, że posiada nadludzką moc, więc nie przyłączyłaby się raczej do treningu. Możemy jednak spróbować z łucznictwem. Oni będą trenować moce, a ona umiejętności gdzieś niedaleko. Przez przypadek strzeli w ich stronę strzałą, oni mogą pomyśleć, że zostali zaatakowani. Jak wszystko potoczy się dalej, to się zobaczy. ]
OdpowiedzUsuńAlexandra
[ Witam pierwszego pana i radzę pilnować psa przed gromadą głodnych dzieci!
OdpowiedzUsuńChwilowo pomysłów brak, ale jak coś mi wpadnie, to wrócę! A może ty coś masz? :)
Hmm, Kai *uwielbiam to imię* wzbudziłby pewnie zainteresowanie panny Pines swoją mocą. Z ogniem nie ma zabawy, ale ona chętnie pobawiłaby się Kaiem, hue hue. ]
Philippa Pines
[ Z wchodzeniem do czyjegoś umysłu najgorszy jest pierwszy raz, kiedy ofiara jeszcze stawia mentalną barierę. Ale gdy się ją już wpuści może wchodzić i wychodzić kiedy chce. Nie wątpię, że Kai stawiałby opór, Phil od razu też by go nie zaatakowała.
OdpowiedzUsuńNo, to tak, Philippę pewnie zainteresowałby dom stojący na uboczu, a w nim Kai. Postanowiłaby się temu lepiej przyjrzeć, wchodząc do domu i przeprowadzając "inspekcję", bo ktoś kiedyś puścił jakąś plotkę, której się uczepiła i chciała ją sprawdzić. Nie wiem czy powszechnie wiadome było, że Kai włada ogniem czy trzymał to w sekrecie, ale w każdym razie Phil szukałaby czegoś, po czym opuściłby gardę i mogłaby się wślizgnąć do jego umysłu. Może nawet uczepić się siostry.
Lepiej będzie, jeśli to ja zacznę, bo to Phil wchodzi do domu. Wyskrobię coś, jak tylko skończę robić siostrze prezentację :D ]
Philippa, która nie może doczekać się włamywania do umysłu Kaia
[ Tak to jest, jak się karty czyta po północy i zapamiętuje się to, co nie trzeba. Przepraszam! A telekineza jest jeszcze lepsza, wyczuwam mentalną walkę :D ]
OdpowiedzUsuńPhil
Alexandra nie bez przyczyny przyłączyła się do ekipy przeszukującej. Dzięki temu mogła przysłowiowo upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Z jednej strony pomagała innym i była w pewien sposób przydatna, a z drugiej mogła dokładniej szukać siostry, która mogła przebywać na przykład w jednym z opuszczonych domów lub budynków.
OdpowiedzUsuńTa praca wiązała się z pewnymi dodatkowymi obowiązkami. Dziewczyna musiała być szybka, silna i wytrwała. Nikt nie miałby czasu się za nią oglądać i sprawdzać czy wszystko z nią w porządku. Jeśli chciała po jednej z dosyć częstych wypraw, wrócić cało do domu, musiała umieć się o siebie zatroszczyć. Co prawda telekineza była przydatną umiejętnością, ale nie chciała jej wykorzystywać, ponieważ to wiązałoby się z ujawnieniem, iż również przeszła mutacje, a tego nie chciała. Wiedziała, że jej i tak już minimalny spokój całkowicie by zniknął. Nie chciała brać udziały w żadnych walkach ani tego typu rzeczach. Dlatego najlepiej było udawać, iż jest się w stu procentach zwykłą osobą.
Las był dobrym miejscem na ćwiczenie umiejętności przetrwania. Tam mogła spokojnie pobiegać, wspinać się na drzewa, a co najważniejsze, strzelać z łuku bez obaw, że przez przypadek przestrzeli komuś oko. Była sprawną łuczniczką. Trenowała od bardzo dawna, kochała to i ponoć miała do tego talent, jednakże jak wiadomo wypadki się zdarzają, a ona wolała nie ryzykować, w szczególności jeśli stawką było ludzkie życie.
Ten teren lasu był rzadko odwiedzany, należał raczej do miejsc opuszczonych. Dzięki czemu można było częściej napotkać jakieś zwierzęta, które przez brak odwiedzin ze strony ludzi, zadomowiły się w tym zakątku, a przyroda była bujniejsza i dziksza niż w wielu innych miejscach. Zeskoczyła z drzewa i wystrzeliła strzałę. Tym razem jednak zamiast ciszy, usłyszała szczekanie psa, a chwilę później coś jakby pociągnęło ją do przodu i nagle znalazła się przed jakimś nieznanym osobnikiem. Przełknęła gulę i odczołgała się kawałek, nie tracąc kontaktu wzrokowego z domniemanym wrogiem. Z jego wyrazu bez trudu można było wyczytać, iż nie można mu ufać.
- Nie wiedziałam, że ktoś tu jest. - odparła twardo i podniosła się z ziemi, otrzepując szare spodnie. - Gdybym chciała cię zabić, zrobiłabym to skuteczniej. - dodała bez zastanowienia.
Alexandra
[Powiem tak - pan Merwin jest zawsze chętny na wszelkiego rodzaju bójki, tylko mam nadzieję, ze nie zostanie mocno sponiewierany, nieładnie tak. :D]
OdpowiedzUsuńPod Kopułą plotki rozchodziły się szybciej niż jedzenie. Docierały do każdego z prędkością światła, trochę zniekształcone, ale z treścią podobną do reszty. W każdym momencie mogło ci się obić o uszy, że Marianne kręci z Frederickiem, Joseph zjadł kota Deborah, a stróże prawa znowu kogoś ubiczowali. Ekhm, wyprasza sobie. Oni tylko dbają o porządek, a kary są jak najbardziej adekwatne do ich gustu i przewinienia. Bez nich miasto pochłonąłby chaos. Trzeba się kogoś bać, a idealnym materiałem do straszenia dzieci po nocach była Philippa Pines lub jak maluchy ją nazywały "Władczyni Umysłów", z czego do tej pory się śmiała.
OdpowiedzUsuńKierowana pogłoskami, wiele razy przechodziła obok tego domu. Z pozoru opuszczony, stojący na uboczu, nie wychodziły z niego żadne dźwięki. Gdyby była parę lat młodsza i wierzyła w upiory, mogłaby pomyśleć, że w tym domu straszy, chociaż teraz prawie każdy dom wyglądał, jakby pająki i duchy w nim zamieszkały, a dzieci się z tym pogodziły. Nikomu się nie chciało sprzątać, za to prawie każdy wtykał nos w nieswoje sprawy. Albo w nie swoje umysły.
Oparła się o ścianę, krzyżując ręce na piersi i wbijając błękitne spojrzenie w dom. Było cicho. Za cicho. Jakby mieszkańcy starali się zatuszować swoje istnienie. Jakby zrobili coś bardzo, bardzo złego i sami siebie karali, izolując się od społeczeństwa. Sam nikt tu długo nie wytrzymywał. Potrzebowali siebie, a Phil potrzebowała nowej porcji rozrywki. Wystarczyło parę patroli, aby rozpoznać Kaia Karchera i małą istotkę, również mieszkającą w domu na uboczu.
Philippa znała większość dzieci pod Kopułą. Niektóre twarze wrzynały się w jej pamięć, inne ulatywały z niej po paru dniach, a na resztę niemal nie zwracała uwagi. Lubiła głośne osobniki, zwłaszcza te, które stoją naprzeciw prawu. Buntownicy. Z nimi było najwięcej kłopotów, przez co Philippa dostawała zastrzyku adrenaliny, niepewna, jaki będzie ich następny krok. Za to satysfakcja, kiedy w końcu ich wyłapywali i wymierzali karę. Bezcenna.
Kaia znała z widzenia, słyszała pogłoski. Był obojętny i obojętność wykazywał. Nie pamiętała, aby w coś się wtrącił, złamał przepisy, fascynował się czymś lub pracował. Bytował sobie na uboczu, unikając kontaktu z ludźmi. Wydawał jej się na tyle tajemniczy, że zaczynało ją to ciekawić. Plotki dodatkowo to napędzały.
Poprawiając przeciwsłoneczne okulary na nosie, zapukała do drzwi domu na uboczu.
- Szeryf Pines, otwierać! - Powiedziała dość głośno, zerkając przy tym na zasłonięte okno. Zmarszczyła brwi, opierając się o framugę i dając im parę minut na otwarcie drzwi. Jeśli będzie musiała, to je wyważy albo wejdzie oknem. Było wystarczająco dużo możliwości, a dla nich lepiej, jeśli nie będzie musiała ich sprawdzać.
Niecierpliwa Phil
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń[No dobra, w takim razie trzymam za słowo. W sumie później możemy ich wpakować w jakąś dziwną sytuację typu ucieczka przed gadającymi kojotami coby tak się nie tłukli w nieskończoność. :D]
OdpowiedzUsuńDrake
[Witam, przyszłam skorzystać z zaproszenia, które dostałam. Kai to samotnik, a Leah boi się tak teraz troszkę przebywać wśród ludzi, którzy na domiar złego od niej uciekają, ale może uda nam się coś wymyślić. Jeśli masz pomysł, pisz śmiało, a ja w takim razie bym zajęła się rozpoczęciem. c:]
OdpowiedzUsuńLeah Denvers
[Witam zatem. Hmmm Kai jest dość interesującą osobą. Pojawia się jednak problem tego, że jest on samotnikiem, a Wanda także ostatnio stara się trzymać ludzi na dystans... Zawsze jednak możemy zrobić tak, że twój pan zrobi coś, co wyprowadzi ją z równowagi i wtedy pokaże "pazurki". Tylko nie wiem co dalej moglibyśmy z tym zrobić. ]
OdpowiedzUsuńWanda Argent
Philppę Pines mało co odstraszało i zniechęcało. Im straszniejsze było, tym mocniej ją przyciągało. Pożądała nutki adrenaliny, niebezpieczeństwa oraz urozmaicenia monotonnych dni pod kopułą. Dorywała się do z pozoru łatwych, jednak trudnych do rozwikłania spraw, przytrafiających się w ETAPIE raz na tysiąc. Była osobą niezwykle upartą, skuteczną, a wszelkie zakazy i zagrożenia popychały ją do dalszego działania. Od małego ustalała własne zasady, co teraz też robiła jako Szeryf. Można by powiedzieć, że odnalazła się w tym nowym świecie, gdzie stróży prawa boją się bardziej niż głodu. I nie zaliczała się do stereotypowych blondynek. Chociaż rude nadal było wredne.
OdpowiedzUsuńKontynuowała pukanie, chcąc się upewnić, że na pewno ją słyszą. Wiedziała, że ktoś jest w środku. Zauważyła oznaki ludzkiego bytu. Zadbany trawnik, umyte okna, brak pajęczyn. A zatem pan czyścioch, mieszkający na odludziu. Bał się, że zabłocą mu podłogę? Phil uśmiechnęła się pod nosem, wyobrażając sobie Kaia w różowym fartuchu, z mopem w ręce, pokrytej gumową rękawiczką, przeganiającego ludzi z wypastowanej podłogi. Może i to jabłko nie padło daleko od jabłoni? Nigdy nie zamieniła z nim słowa, ale jeśli jej wizualizacje się spełnią, nie wytrzyma w tym domu zbyt długo.
Westchnęła. Czyżby właśnie przyszedł czas na ostateczność? Na otworzenie okna i włamanie się do domu...? Drzwi nie udałoby jej się wyważyć. Były zbyt solidne. Może...
Niemal podskoczyła, obracając się gwałtownie do źródła głosu. Zaskoczył ją. Jej myśli pochłonęły Philippę na tyle, aby przestała rejestrować najmniejsze szelesty. Wykazała nieuwagę, brak czujności, głupotę. Powinna być zawsze przygotowana, zwarta i gotowa na wszelkie przeciwności losu. Powinna umieć strzelić prosto w głowę z zamkniętymi oczami, kierując się zmysłami. Na dodatek dała się zajść od tyłu. Skarciła się we własnych myślach.
- Pukam. Walić jeszcze nie zaczęłam. - Poinformowała go. Gdyby chciała narobić hałasu, dopuściłaby się nawet do rzucania w szybę kamieniami. Do zniekształcenia drzwi. Do wejścia na dach i przejścia kominem. Ciekawość pchała ją do różnych rzeczy. - Są solidne, zajęłoby to więcej czasu, ale zjawiłeś się jak super bohater i uratowałeś biedne drzwi. Zachowanie godne podziwu. - Uniosła prawy kącik ust do góry. Wskazała na odznakę policyjną. - Szeryf Philippa Pines. - Rzuciła całkiem radosnym głosem, świdrując Kaia niebieskimi oczami. Wyglądał na takiego, który izolował się jeszcze przed ETAPem. Zahaczyła spojrzeniem o jego nagi tors, powracając do jego twarzy. - Właśnie to znalazłam i zapowiada się całkiem ciekawie. - Posłała ku niemu olśniewający uśmiech, zagarniając jasne włosy za ucho.
Phil wyglądała na przemiłą osobę, która bez wahania podałaby ci bezinteresownie pomocną dłoń, ustąpiła miejsca w metrze czy pomogła nieść zakupy. Była wilkiem w owczej skórze. Sadystką, ukrywającą się za mianem Aniołka. Nie wszyscy wiedzieli, że potrafi włamać się do umysłu i przejąć kontrolę.
Uniosła ręce w obronnym geście, słysząc ujadanie psa.
- Kłopoty to moje drugie imię, Kai. - Uśmiechnęła się. - Poza tym nie przyszłam w odwiedziny. Jestem służbowo. Wpuścisz mnie czy będziemy tu stać, czekając aż pies pierwszy zadecyduje, co z nami począć?
Phil
(Świetny pomysł. Thomasowi jak nic przyda się taki typowy kumpel od wzajemnego wyprowadzania się z równowagi. Od czego zaczniemy im wątek?)
OdpowiedzUsuńThomas
[Cześć! Ja na wątek bardzo chętnie, ale może być ciężko z połączeniem Kaia (uwielbiam to imię!) i Chey, bo są oni do siebie bardzo podobni. Unikają innych, nie angażują się w życie społeczności, jeśli nie jest to absolutnie konieczne i oboje widzą, że dzieje się coś złego. Można by z nich zrobić partnerów - takich, których nie łączy przyjaźń, bo oboje w nią nie wierzą. To byłby czysto biznesowy układ, który trwałby tak długo, jak oboje mieliby z tego korzyści, taki sojusz. Kai mógłby być zdziwiony, że Chey jako jedna z nielicznych nie próbowała się do niego uśmiechać i mu się przypodobać, a jej odpowiadałoby to, że trzyma wszystkich na dystans, bo sama też nie chce się do nikogo zbliżać. Myślę, że to byłby dobry punkt wyjścia, zobaczymy, co nam się z tego rozwinie, bo byłoby dużo możliwości. Odpowiadałoby ci takie powiązanie? Możemy spróbować jeszcze dołożyć im jakąś przeszłość i zagmatwać ich relację, ale na razie trudno mi powiedzieć, jak miałoby to wyglądać :/ ]
OdpowiedzUsuńCheyenne
Drake Merwin miał wyjątkowo podły humor – nie wiedział co było przyczyną jego ostatniego rozchwiania emocjonalnego, które przechodziło już w niemal ekstremalną fazę. Być może nadal nie mógł się pozbierać po tym, jak Diana wywlekła na światło dzienne jego brudy, tajemnice zapisane w aktach szkolnego psychologa. Okej, teraz przesadzam – to nie były żadne tajemnice, a spis mniejszych i większych grzeszków Drake'a. On jednak nie życzył sobie, aby przypadkowy dzieciak znał jego burzliwą przeszłość, nie życzył sobie, by ktokolwiek wiedział, co wyczyniał za młodu - wyjątkiem były jedynie ofiary, które chciał mocno zastraszyć, ci podatni na słowa. Dokładnie selekcjonował swoich słuchaczy, bowiem zwracał uwagę tylko i wyłącznie na tych o wyjątkowo słabej psychice, tych, których łatwo można było zastraszyć. Działał dokładnie i spokojnie – chaotyczność i impulsywność w zasadzie rzadko kiedy w czymkolwiek pomagają.
OdpowiedzUsuńDzisiaj jednak postanowił zrobić właśnie coś impulsywnego – miał nadzieję, że taka chwilowa ucieczka od schematu pozwoli mu oczyścić umysł, zrelaksować się. Powoli przemierzał uliczki miasteczka – poszukiwał zbłąkanej duszyczki, potencjalnej ofiary. Wybór padł na małą dziewczynkę. Powód? Miała zbyt piskliwy głos, który drażnił uszy naszego znerwicowanego psychopaty. Nie odczuwał wyrzutów sumienia, nie przejmował się krzykami dziecka. Właściwie wyglądał na całkiem obojętnego, zupełnie jakby oglądał wieczorne wiadomości. Jego obojętna poza nie zmieniła się nawet wtedy, gdy został zaatakowany przez starszego brata dziewczynki. Owszem, skrzywił się z bólu, jednak jego oczy pozostawały puste, zupełnie jakby znajdował się w całkiem innym świecie.
-Niemal się wzruszyłem. Musisz być wspaniałym bratem – odrzekł, kierując swój wzrok na strużkę krwi spływającą po jego nosie. Po dłuższej chwili przeniósł zobojętniałe spojrzenie na chłopaka, na jego twarzy zakwitł nieznaczny uśmiech.
-Wybacz, że zawracam ci głowę, ale co ja właściwie takiego zrobiłem, że zostałem tak niemiło potraktowany?
Właściwie nie oczekiwał słownej odpowiedzi, prędzej takiej fizycznej i zapewne mniej przyjemnej. Westchnął teatralnie, zaczął nucić pod nosem Wlazł kotek na płotek, jednocześnie zerkając na chłopaka. Let's have some fun!
[Dziękuję. :)]
Drake
Maniakalny uśmiech pojawił się na twarzy Drake'a. Można zaryzykować stwierdzeniem, że właśnie w tym momencie zaczął się świetnie bawić. Nie martwił się zranieniami, siniakami – miał pewność, że ze wszystkiego wyliże się bez szwanku – zaprzyjaźniony pan pielęgniarz w mgnieniu oka poskłada go do kupy. Jeszcze tego samego dnia wyjdzie ze szpitala, nowiuśki i zdrowiutki jak rasowa rybcia.
OdpowiedzUsuń-Wiesz, z wami, mutantami, jest jeden zasadniczy problem – wszyscy myślicie, że jesteście tacy niepokonani, że możecie wszystko. Uważacie się za lepszych od innych. Co się jednak stanie, kiedy stracicie swoje moce? Uwierz mi, znam pewien skuteczny sposób na pozbawienie mocy najbardziej opornych. Wtedy gaśniecie. Tracicie swoją pewność siebie. Uwielbiam ten widok.
Drake zmarszczył brwi i chwilowo stracił zainteresowanie blondynem. Wyszczerzył się do chowającej się za nim dziewczynki, mrugnął złowieszczo, zaś po chwili zainteresował się rozochoconym tłumem. Zdrową ręką sięgnął po pistolet i strzelił na oślep. Trafił losowego dzieciaka w nogę. Rozpoczęła się gorączkowa bieganina, rozległy się krzyki, zaś tłum gapiów rozpierzchł się w ciągu kilku sekund. Drake odrzucił pistolet w kierunku Kaia i popatrzył na niego wyczekująco.
-Właściwie to czemu mnie nie zabijesz? Droga wolna. Co cię powstrzymuje? Jestem tu sam, bezbronny, bez mocy i broni. Patrz jaką masz wspaniała okazję.
Był pewien, że tamten go nie zabije. Dzieciaki potrafiłby być okrutne, jednak żaden z nich na pewno nie był bezwzględnym mordercą. Posiadali wyrzuty sumienia, przez co byli piekielne słabi. Głupie, zaślepione owieczki.
[ Porwanie? Nieładnie. xD Ale no co zrobić, nie mogę się nie zgodzić. Nie wiem, czy wolisz, żeby się znali czy tez nie, ale wymyśliłam ciekawy sposób na zapoznanie - Cole uciekałby przed jakąś zmutowana bestia i tak dobiegnie do posiadłości Kaia. Skoczy przez plot i lup znajdzie się na jego terenie. A ten może sobie podziwiać te chmury...albo Cole wpadnie na pieseła albo siostrę Kaia...a potem się rozwinie akcja xd ]
OdpowiedzUsuńCole
Skrzyżowała ręce na piersi, obrzucając Kaia nieco pogardliwym spojrzeniem. Tak oczywiście ukryła zawstydzenie. Kontrolowała własne emocje, wszystko tłumiła w sobie i była w tym całkiem niezła. W udawaniu kogoś zupełnie innego. Dlatego kontrolowanie ludzi poniekąd szło jej jeszcze lepiej. Po krótkich obserwacjach wiedziała, jak dana osoba zareagowałaby w konkretnej sytuacji. Ale to na dłuższą metę, zwykle manipulowała ludźmi przez krótki okres czasu. Wszystkim wydawało się to całkowicie normalne, a gdyby wiedzieli kto za tym stoi, chowaliby się przed szeryf Pines w schronach.
OdpowiedzUsuń- Ludzi nie zachodzi się od tyłu. Nie pod Kopułą. - Mruknęła, przechodząc z nogi na nogę. Mogła mu się teraz dokładnie przyjrzeć, rozszyfrować co kryje się w jego umyśle. Musnęła palcami pistolet, wsunięty za pasek. Od tak, aby sprawdzić czy nadal tam jest. Mógł się przydać. - Masz szczęście, że dałam się zaskoczyć, inaczej już dawno porządnie byś obrywał, całując ziemię, za napaść na funkcjonariusza policji. - Uśmiechnęła się drwiąco. Mogła robić, co chciała, nie ponosząc za to odpowiedzialności, a Rada Miasta i reszta szeryfów skłoniłaby się do jej wersji historii niż do zeznań Kaia. Witajcie w ETAPIE.
Prychnęła, wywracając oczami.
- Nie pochlebiaj sobie, panie przerażający. - Ostatnie słowo powiedziała niemal z drwiną. - Nie tak łatwo mnie wystraszyć, a przynajmniej nie jest w stanie tego dokonać żaden dzieciak z ETAPu. - Nie musiała się przed nim tłumaczyć, zaprzeczać czy udowadniać, że się nie przestraszyła. Na tą chwilę niezbyt ją to obchodziło. Zamyśliła się, ot co. Wielka rzecz. Uniosła brwi, mrugając parę razy. - Pippi? - Wyrzuciła z siebie skrót, który nie przypadł jej do gustu. - Pippi...? - Powtórzyła z wyrzutem. Jak śmiał tak znieważać jej imię?
Podeszła do niego, stukając go palcem wskazującym w klatkę piersiową. Gdyby nie przyszła tu w konkretnej sprawie, ręka powędrowałaby do jego twarzy, zwinęłaby się w pięść i wzięłaby większy zamach. Na jej twarzy zawitałby triumfujący uśmiech, a nie pełne skupienie. Nie musiała zadzierać głowy do góry, byli podobnego wzrostu.
- Pozwól, że ci przypomnę, Kajusiu. - Przekrzywiła delikatnie głowę, uporczywie wpatrując się w jego oczy. - Nie. Pozwalaj. Sobie. Na. Zbyt. Wiele. - Z każdym słowem stukała go palcem. To ona tu była na wygranej pozycji. Gdy wspomniał o nakazie, na jej twarzy zawitał zbyt miły uśmiech. - Masz nakaz słowny, a jeśli w środku znajdę kartkę i długopis, dostaniesz go też na piśmie. - Szeryfowie sami sobie byli panami.
Zauważyła jak wzdycha, ugina się pod jej wzrokiem i otwiera przed nią drzwi. Uśmiechnęła się pod nosem. W środku nie zwróciła wielkiej uwagi na wystrój. Skupiła się na detalach. Szukała zdjęć, rzeczy osobistych, pamiątek.
- Piję tylko łzy cierpiących. - Rzuciła sarkastycznie, opierając się o blat kuchenny i ignorując jego "polecenie". - Ale nie pogardzę herbatą.
Dalej rozglądała się po pomieszczeniu, w którym nie było nic, a nic specjalnego.
- Chodzą plotki o licznych kradzieżach i poparzeniach grupki dzieciaków. - Powiedziała prosto z mostu, skacząc spojrzeniem po każdym małym przedmiocie w pokoju. - Zarzekają, że to twoja sprawka. I twojej siostry. - Strzeliła z relacją. W końcu dziewczynka mogła być kimkolwiek. - Poza tym gdzie ona jest? Chciałabym ją poznać. - Uśmiechnęła się typowym dla siebie uśmiechem, który mógł oznaczać tylko kłopoty. Musiała go najpierw złamać, a potem prosta droga do jego umysłu.
Phil
Jeszcze nie przejrzałeś na oczy? Wydawało mi się, że jesteś mądrym chłopcem. Tak wzbraniasz się przed tym, aby stać się takim jak "my", ale przecież tak naprawdę jesteśmy do siebie bardzo podobni. Nic jej nie zrobiłem, tylko delikatnie nastraszyłem. Czy ta zbrodnia zasługuje na takie traktowanie? - zadrwił, powoli próbując wstać. W końcu stanął na nogi o własnych siłach. Był niczym kot - spadł bezpieczne na cztery łapy mimo iż sytuacja wydawała się być niebezpieczna, jedynie dokuczał mu ból lewej ręki, zaś krew z rozciętej głowy zalała jego oko tak, że nic na nie nie widział. Trudno, to wszystko da się naprawić, kiedy już dotrze do domu. Ból brzucha powoli mijał, nie był już tak bardzo dokuczliwy jak wcześniej. W zasadzie czuł się całkiem przyzwoicie jak ona osobę, która została całkiem porządnie sponiewierana.
OdpowiedzUsuń- W ciągu całego mojego życia, także tego ETAPowego, nie zabiłem żadnej osoby. Mam na swoich koncie całkiem dużo grzeszków, pobić, zastraszeń. Ale nikt nigdy przeze mnie nie umarł - czasami żałuję, że faktycznie nie posunąłem się do tej jakże smutnej rzeczywistości. Wiesz kto ma na swoim koncie morderstwa? Wszyscy ci, którzy uchodzą za tych dobrych. Ci, którzy są wzorem do naśladowania wszystkich dzieciaków, ci, którzy pocieszają, poklepują po głowie, chwalą, wydają polecenia.. Pewnie mi nie wierzysz. Wierz sobie w co chcesz, mnie to nie obchodzi.
Miał zamiar odejść. Niezdarnie obrócił się na pięcie i stanął twarzą w twarz że stadem wyrośniętych, brudnych kojotów. Zwierzęta wpatrywały się w niego głównym wzrokiem.
- Co jest, kurwa - warknął, cofając się o krok. Rzucił się w kierunku porzuconego pistoletu i gorączkowo zaczął grzebać w kieszeni w poszukiwaniu zapasowego magazynku. Przerwał raptownie, gdy usłyszał znieksztalcony, piskliwy głos.
- Przywódca Stada głodny. Stado jeść. Jedzenie poddać się.
Że co proszę?
- Zaraz, chwileczkę, przecież nic nie ćpałem , a ta wódka to było dawno temu i nieprawda. To twoja sprawka, chłopie? Nie dość, że rzucasz ludźmi, to jeszcze wywołujesz jakieś żałosne halucynacje? - Drake nie wiedzy, że to się działo naprawdę - przecież kojoty nie potrafiły mówić!
*nie wierzył
Usuń[A, i jakby co to Drake jeszcze nie ma swojej macki. :D]
[ Okeeey C: Ładnie poprosiłabym o zaczęcie, gdyż aktualnie jestem zawalona tyloma sprawami...]
OdpowiedzUsuńCole
[Dzięki śliczne za zaczęcie!]
OdpowiedzUsuńMożna powiedzieć, że Cheyenne rozumiała Kaia. Sama była samotniczką, stroniła od ludzi jeszcze przed ETAPem, a teraz jej potrzeba unikania innych tylko się nasiliła. Ze względu na nowo nabyte umiejętności Chey trzymała się z daleka od pozostałych mieszkańców, bo nawet przypadkowy kontakt wzrokowy czy muśnięcie nagiej skóry w wąskim korytarzu mogły doprowadzić do tragedii. Już teraz ludzie krzywo patrzyli na mutantów z nieszkodliwymi, a wręcz przydatnymi mocami, z upływem dni narastała jednak frustracja i agresja wśród dzieciaków pozbawionych mocy i dziewczyna wiedziała, że podobna demonstracja nadnaturalnej siły mogłaby przyczynić się do eskalacji konfliktu. Cheyenne nie chciała być iskrą zapalną. Sama nie rozumiała swojej mutacji, ale czuła, że obudziło się w niej coś mrocznego, nad czym trudno będzie jej zapanować. Nie bez powodu nazywano ją Bazyliszkiem. Dlatego wolała trzymać się z daleka od innych, przynajmniej do czasu, aż przestanie być trująca dla otoczenia.
Nie zapowiadało się jednak na szybką zmianę jej sytuacji.
Jedną z niewielu osób, z którymi Chey się kontaktowała, był właśnie Kai. Nie zadawała mu osobistych pytań, nie próbowała na siłę wniknąć do jego życia, a on odwdzięczał jej się tym samym i była za to wdzięczna. Miło było od czasu do czasu porozmawiać z kimś innym, a jednocześnie nie czuć się z nim mocno związanym, chociaż ostatnio spotykali się nieco częściej.
- Cześć - odpowiedziała na powitanie dość niepewnie, odruchowo opuszczając wzrok i trzymając dłonie za plecami. Nosiła okulary przeciwsłoneczne z grubymi szkłami, aby zminimalizować niebezpieczeństwo sparaliżowania kogoś i mimo że na zewnątrz było dość ciepło, nosiła bluzy z długimi rękawami, pilnując, by jak największa powierzchnia jej skóry była zakryta, wciąż jednak nie czuła się pewnie. Może ona i Kai nie byli sobie specjalnie bliscy, ale nie chciała zrobić mu krzywdy. Ceniła go.
- W mieście coraz gorzej. Kilku mięśniaków postanowiło obwołać się przywódcami, ale dzieciaki w ogóle ich nie słuchają i w mieście zapanował tylko jeszcze większy chaos, bo próbują ze sobą walczyć o wpływy i władze. Ogólnie w Perdido Beach zapanowała anarchia: normalni kontra mutanci, ludzie z mocami walczą też między sobą. W przeciągu tygodnia zmarło już kilkoro dzieciaków. - Chey zadrżała na wspomnienie powykręcanych zwłok. Do naprawy do Kaia przynosiła głównie swój sprzęt komputerowy. Pomagał jej w naprawach jeszcze przed ETAPem. Cheyenne była hakerem i sprzęt był dla niej najważniejszy. Bez niego czuła się bezbronna i nijaka. Wiedziała, że Kai będzie chciał od niej coś w zamian, ale nie przeszkadzało jej to. Ten układ był uczciwy.
Cheyenne
Nie zabijała ludzi na prawo i lewo, nawet jeśli byli irytujący. Chociaż gdy przekroczyli pewną granicę w szarganiu nerwów pannie Pines, ta bez żadnych skrupułów włamywała im się do umysłów i wydawała kompromitujące polecenia, jednocześnie się przy tym bawiąc. Były rzeczy gorsze niż śmierć, która w ETAPie poniekąd stanowiła wybawienie. Chodziły różne plotki. Po "wielkim puff" ponoć coś było, a śmierć mogła wpuszczać dzieci na drugą stronę. A kto nie chciałby wrócić do rodziny?
OdpowiedzUsuńWydęła usta. Wiedziała, że zrobiła błąd. Wiedziała, co powinna zmienić, aby zapobiec przed jego powtórzeniem. Ale spowiadać się przed nim nie zamierzała. Przekręciła oczami, widząc jego marne aktorstwo.
- Moim terenem jest całe miasto, Kajusiu. - Znowu nazwała go zdrobniale i nie zamierzała z tego zrezygnować, dopóki on nie porzucić "Pippi". - Kiedy jest się gliną, wszystkie drzwi stoją otworem, a ludzie trzęsą portkami ze strachu. - Uśmiechnęła się delikatnie. - Najwidoczniej trafiła mi się rodzina odważnych. Będzie więcej zabawy. - Przeszła z nogi na nogę. Miała ochotę zetrzeć mu ten uśmieszek z twarzy, jednak utrzymała przy sobie ręce. A jej imię miało brzmieć poważnie. Gdyby jej rodzice chcieli córkę, która byłaby brana pobłażliwie, ochrzciliby ją "Cece" albo "Kate". Philippa brzmiało wyniośle, a odkąd znalazła postać w grze komputerowej o tym samym imieniu, zaczęła je szanować. - Zazwyczaj idzie mi szybciej. Najwidoczniej twoje niskie IQ przyćmiewa mój geniusz, a przebijanie się przez nie zajmuje trochę czasu. - Uśmiechnęła się sarkastycznie, a jej uśmiech powiększył się, gdy cedził słowa przez zęby. - A przez chwilę wiało grozą. - Stwierdziła, że z agresją byłoby mu do twarzy. Gdyby porzucił maskę samotnika, szybko zdobyłby zaufanie mieszkańców Perdido Beach. Niezauważalnie zerknęła na sznurówki nim weszła do środka.
Oderwała się od oglądania pomieszczenia, przenosząc wzrok na Kaia. Zwykła pijać melisę, należącą do jej ulubionych herbat, ale nawet ona szybko się kończyła.
- Dzika róża. Bez cukru. - Dodała, opierając się o blat i wpatrując z zaciekawieniem na chłopaka. Jak zareaguje na pogłoski? Obserwowała jego wyraz twarzy, spięcie mięśni, a nawet wsłuchała się w ton głosu. Od dawna ćwiczyła takie rzeczy. Zmysł detektywa. Wyczytała tylko irytację. - Może powinieneś? Przydałoby ci się trochę rozrywki i nutki niebezpieczeństwa, Kajusiu. - Zamajtała brwiami, następnie parskając śmiechem. Kai nie pasował jej na typowego oprycha. W jej mniemaniu był zbyt poukładany, porządny i sumienny. Ponadto opiekował się siostrą. Przyjął na siebie rolę pana domu i ojca. Z uwagą słuchała jego słów, parę razy kiwając głową. - To nie nasza działka. Rada Miasta wszystkim się zajmuje, my pilnujemy porządku, rozwiązujemy konflikty i chronimy miasto przed zmutowanymi zwierzętami. - Wzruszyła ramionami, jakby to było nic jak na jej umiejętności. Zwykła codzienność. - Już się toczy. Formują się grupy dzieci, które nie przeszły mutacji. Boją się jeszcze bardziej niż te z umiejętnościami. Zwierzęta podchodzą coraz bliżej, kradzieże zdarzają się coraz częściej, a kary czy pokazowe egzekucje nie robią już na nikim wrażenia. Przywykli. Potrzeba by kolejnej tragedii, która postawiłaby wszystkich na nogi. - Westchnęła, a po chwili na jej twarzy pojawił się uśmiech. Oparła się o blat bliżej Kaia, patrząc mu w oczy. - Nadałbyś się w Radzie Miasta. Spokojny, poinformowany, nie dążący do władzy. Gdybyś wiedział, jakie typy tam zasiadają, tym bardziej byłbyś za reformami.
Oderwała wzrok od Kaia, przerzucając go na drobną blondynkę. Musiała przyznać, byli do siebie podobni. Podobne rysy twarzy, kolor włosów i oczu, tylko w jej zachowaniu było coś, co Kai nie posiadał i nic nie wskazywało na to, aby miał to zyskać. Otwartość i beztroskość. Przyglądała się rozmowie, uśmiechając się pod nosem. Nie miała rodzeństwa, chociaż pewnie byłaby złą siostrą, ale lubiła patrzeć na relacje innych ludzi. Tylko te rodzinne, obściskiwanie się w miejscach publicznych ją mdliło. Jej wzrok znowu powędrował do Kaia. Wyczekiwała idealnego momentu. Słyszała, co się dookoła niej działo, a jednocześnie całkowicie skupiła się na nim.
UsuńZaśmiała się, słysząc małą. Przesunęła się bliżej Kaia, zabierając swoją herbatę. Nie zaprzeczyła, nie potwierdziła czy chłopak mógłby jej się podobać, czy też nie, milczała przez chwilę. Ciekaw była rozwoju sytuacji.
- I tak będę musiała ją przesłuchać, ale niech się wybawi, póki jest pogoda. - Mruknęła, upijając trochę ciepłego napoju. - Nadal mam wrażenie, że czegoś mi nie mówisz. Albo to, co mówisz, jest kłamstwem. - Zerknęła na niego. - Będziesz miał coś przeciwko, jeśli przeszukam dom?
[ Woach, reszta będzie krótsza. Promise :D ]
Phil, która czeka na odpowiedni moment
To takie kochane, że ten chłopak się zatroszczył także o niego, coby Drake'a Merwina nie zjadły zmutowane kojoty. Niemal się zaśmiał, chociaż tak naprawdę nie był to odpowiedni czas ani miejsce, aby produkować swoje firmowe, może nieco trochę zbyt suche żarty. W zasadzie nigdy wcześniej nie spotkał się z sytuacją, by goniły go dzikie, głodne bestie, zdecydowanie większe od takich tradycyjnych kojotów, które czasem można było spotkać na pustyni. Te zwyczajne zwierzęta z reguły nie atakowały ludzi w tak rozbudowanych formacjach. Zresztą od kiedy one w ogóle polowały w stadach?
OdpowiedzUsuń-Czuję się trochę jak na lekcji wuefu. Wtedy tylko nie goniły nas kojoty, a wkurwiony trener uzbrojony w gumową pałkę – zaśmiał się głośno, na chwilę odzyskując chęć do śmieszkowania. Przez pewien czas z powrotem zaczął myśleć, że tak naprawdę naćpał się czegoś – może w tym całym Subwayu dodawali do kanapek jakieś ciekawe dodatki? Nie zdziwiłby się, gdyby w jego jedzeniu znalazłaby się szczypta niepożądanego elementu – tamtejsza obsługa lubiła przygotowywać podobne psikusy. Żartownisie.
Biegnąc przed siebie, w pewnym momencie zauważył porzuconą taksówkę. Myśląc zaskakująco trzeźwo, w pewnym momencie stwierdził, że pieszo nie mają szans uciec przed rozwścieczoną hordą, lecz autem – to była całkiem inna historia. Krzyknął do chłopaka, aby ten go osłaniał, a sam rzucił się w kierunku samochodu. Udało mu się wejść do środka, lecz w stacyjce nie było kluczyka. Przez następne pięć minut bawił się w łączenie kabelków, aż w końcu usłyszał warkot silnika. Z ogromną satysfakcją wymalowaną na twarzy gwałtownie ruszył przed siebie. Korzystając z okazji, przejechał parę kojotów, a w końcu zaparkował tuż przed Kaiem i jego siostrą.
- Ktoś zamawiał taksówkę? - uśmiechnął się kpiąco, zadowolony ze swojej zaradności. Kto by pomyślał, że Drake'a stać na taki humanitaryzm - w zasadzie to powinien odjechać i ratować tylko swój zadek, a nie zajmować się jakimiś innymi dzieciakami. Znajcie jego dobre serce!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń[Jak ładnie poprosisz, to może Lucas da się wziąć na przechowanie :D]
OdpowiedzUsuń-Ogon tak szybko nie zrezygnuje z pościgu. Zdecydowanie coś tu nie gra. Kojoty z reguły nie polują na ludzi. Wróć. One nigdy nie polują na ludzi, a przynajmniej tak nas uczyli. Kto by pomyślał, że szkolna wiedza może się przydać w takich warunkach - zaśmiał się nieco histerycznie, próbując znaleźć jakiekolwiek sensowne wytłumaczenie dla tego, co właśnie się działo. On naprawdę w ostateczności potrafił zrozumieć fakt, że pojawiały się jakieś dziwne mutacje, wskutek których normalne dzieciaki zaczynały strzelać rakietami z tyłka. Niestety latające węże i gadające kojoty wychodziły poza jego możliwości rozumienia. Czysty absurd. Nawet miał ochotę się uszczypnąć, coby upewnić się, iż na pewno nie śni, w tym momencie jednak całą swoją uwagę musiał skierować na prowadzeniu samochodu. Robił to raptem trzy razy, jednak nigdy wcześniej nie musiał spieprzać przed bandą krwiożerczych bestii.
OdpowiedzUsuń-Cóż za ekscytująca, wakacyjna przygoda. Będziemy mogli napisać książkę o tym, jak przezwyciężyliśmy sforę mutantów, dzięki temu będziemy sławni, dostaniemy mnóstwo hajsu, może nawet dzięki temu po zakończeniu ETAPu mnie nie wcisną do psychiatryka, a was do jakiegoś ośrodka badawczego dla wybryków natury.
Dobry humor zdawał się go nie opuszczać. Prowadził bardzo chaotycznie, ciągle skrecał to w lewo, to w prawo, mimo że jechali po całkowicie prostej drodze. Jego brak doświadczenia w prowadzeniu wykorzystywały kojoty, które błyskawicznie dogoniły taksówkę. Niektóre zwierzęta starały się gryźć i drapać opony, aby je przebić i uniemożliwić dalszą ucieczkę dzieciaków.
-Skubane mądre są. I co jeszcze, może zaczną recytować tabliczkę mnożenia, może odegrają Makbeta - jęknął Drake, nieco przerażony inteligencją zwierząt. Jasne, niektóre ssaki były naprawdę mądre, na przykład delfiny - ale to, co prezentowały sobą kojoty to już była przesada!
-Co tam jest? Tajne laboratorium, w którym przetrzymujesz broń biologiczną? Składzik mini gunów lub czołgów? Jestem za tym drugim, zawsze chciałem pobawić się prawdziwym czołgiem.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo zraniłeś moje uczucia? - westchnął teatralnie. Niechętnie oddał kierownicę Kaiowi, gdyż świetnie się bawił, kiedy tak po raz pierwszy w życiu mógł poudawać postać ze Szybkich i wściekłych . Co prawda nigdy nie wiązał swojej przyszlej kariery zawodowej akurat z byciem kierowcą rajdowym lub kaskaderem, ale musiał przyznać, że taka jazda w niebezpiecznych warunkach bardzo przypadła mu do gustu. Kto wie, może Drake Merwin po zakończeniu ETAPu zostanie sławnym aktorem (i w dodatku takim przystojnym!) występującym w filmach akcji? Nie, wykluczone. Zapewne pierwszego dnia swojego aktorzenia wymordowałby wszystkie zatrudnione na planie osoby.
OdpowiedzUsuń- No dobra, zadowolę się tymi paroma granatami. Co prawda moje serce nadal krwawi, a łzy ciekną potokiem z mych pozwalających oczu, ale cóż może na to poradzić tak biedna, mizerny osóbka jak ja - Drake Merwin kontynuował swoje przedstawienie.
- A tak swoją drogą to ładnie wychowałeś tę młodą damę. Kto by pomyślał, że tak mała dziewczynka mogłaby używać tak parszywego słownictwa - zachichotał, mrugając porozumiewawczo do dziewczynki. Wychylił się przez okno i zaczął strzelać do kojotów. Po chwili już z satysfakcją patrzył, jak wygłodniałe bestie wpadają prosto w pułapki.
Nie miał ochoty się ukrywać - chciał walczyć, mordować, napawać się widokiem bryzgającej krwi. W ostatniej chwili odzyskał jednak resztki rozumu i pognał do piwnicy - nawet on potrafił zrozumieć, że najzwyczajniej w świecie nie dałby sobie rady z tyloma przeciwnikami. Wbrew pozorom Drake Merwin posiada mózg i czasem potrafi z niego korzystać. Pospiesznie, ale także z pewnym rozczarowaniem wbiegł do piwnicy. Bosko, będą konstruować jakieś dzikie bronie masowego rażenia? Drake'owi bardzo podoba się taka perspektywa.
- Łoooo, nazywasz się Walter White, a to twoje tajemne laboratorium, gdzie wytwarzasz metę? - Drake rozglądał się po pomieszczeniu z pewnym rodzajem satysfakcji wymalowanej na jego pociesznej buzi. Grunt to zachować poczucie humoru, kiedy cały świat rozlatuje się na kawałki, czyż nie?
Czasem warto po prostu się zamknąć i powstrzymać głupie uwagi, jakie cisną się na usta. Prawda? Nie. Cole tak nie potrafił - jak tylko przychodziła mu na myśl jakaś sarkastyczna uwaga, usta nad tym nie panowały. A potem się matoł dziwił, że wpada w kłopoty. Czuł się nawet winny - pół okolicy na niego patrzyło, jakby miało mu to przynieść zgon na miejscu. A co będzie jak już przyniesie? Co z Teddy'm? Zaczną wylewać swoją nienawiść na niego? Może powinien kneblować swoje usta za każdym razem kiedy wychodzi do ludzi? Tym razem jednak, to nie człowiek chciał rozerwać go na strzępy. Nie spodziewał się, że włochata bestia, która wyglądała jak połączenie niedźwiedzia i konia, wypadnie z lasu tuż przed nim.
OdpowiedzUsuń- Kurwa - warknął tylko, zanim odwrócił się na pięcie i pognał w stronę, jak mu się wydawało, cywilizacji. Głupie mutacje, pomyślał. Nie wiedział, ile tak pędził, ale powoli jakby zaczęło mu brakować powietrza, a mięśnie nóg zaczęły niemiłosiernie palić. Zmęczenie jednak nie dopadało bestii, która niemal go doganiała. Wreszcie na horyzoncie pojawił się jakiś budynek, który okazał się potem zwykłym zamieszkanym domem. No i co mógł zrobić? Nie myśląc, że naraża domowników, wskoczył na płot, wspiął się po kilku splecionych drutach, zanim przelazł górą i z łomotem wylądował na drugiej stronie, przy okazji nieźle obijając sobie plecy i zderzak. Nie miał nawet czasu, żeby wstać, odczołgał się dalej, pod ścianę, żeby nie zostać zmiażdżonym przez kopyta konioniedźwiedzia. A potem znikąd, pojawiła się kula ognia, unicestwiająca mutanta. Co się właściwie stało, pomyślał, nim znalazł się u stóp chłopaka, na którego podniósł wzrok. Zamrugał, odkaszlnął, a potem uśmiechnął się nieco krzywo, podnosząc się do pozycji stojącej.
- Wpadłem na herbatkę, Kai, skarbie, a myślałeś, że co? - mruknął głosem ociekającym sarkazmem, oddychając ciężko i otrzepując spodnie z ziemi. Poczuł się trochę niezręcznie, a na dodatek ta dwójka uratowała mu życie. Mógłby chociaż nie zachować się jak dupek.
- Dzięki - dodał, spoglądając na siostrę Karchera, a potem na niego samego. Machanie głową w tę i z powrotem jak widać nie wychodziło mu na dobre. Poczuł zawroty głowy, więc odruchowo wyciągnął rękę, by złapać się ramienia Kaia, żeby utrzymać równowagę.
Cole
Znał Kai'a z dawnych czasów. Czasów, kiedy nie rządziły nimi brutalność i chaos, kiedy wszystko było takie normalne. A no właśnie. Normalność to coś, do czego jesteśmy przyzwyczajeni, jakaś rutyna, częste zjawiska powtarzające się tak często, że nie są już zaskoczeniem. Może właśnie zaczęła się nowa normalność? Może już do końca życia będą używać paranormalnych umiejętności, walczyć o życie i zmagać się ze zmutowanymi, krwiożerczymi bestiami? Nie byłaby to świetlana przyszłość. Każdy miał plany, szkoła, studia, praca, a potem rodzina i piękny dom. Słodkie, trywialne marzenia zniknęły wraz z dorosłymi.
OdpowiedzUsuńPotrząsnął głową. Nie było teraz czasu na rozmyślanie. Był padnięty, nogi mu się lekko trzęsły, a na języku zrobiła mu się prawdziwa Sahara. Przebiegł sprintem naprawdę niezłą trasę, wszakże od lasu do nawet skraju miasteczka rozciągał się spory kawałek. Pokręcił tylko lekko głową na jego słowa i spojrzał na jasnowłosą z delikatnym uśmiechem na ustach
- Powiem, że o niego pytałaś. Na pewno do ciebie wpadnie - puścił jej oczko, wyobrażając sobie minę Teddy'ego. Kiedyś z Niką tworzyli słodki duet. Właściwie to powinien zbierać się do domu, jego brat nie wytrzyma długo bez odwalenia jakiegoś numeru. Ten dzieciak zrobił się ostatnio bardzo samodzielny. Cóż, nie miał wyboru.
Nie reagując na ton Kai'a, ruszył w stronę domu, oczywiście cały czas wspomagając się ramieniem chłopaka. Z ulgą opadł na kanapę, a szklankę wody powitał wdzięcznym skinieniem głowy. Nawet nie zauważył, kiedy jednym haustem opróżnił całą szklankę. Spojrzał na blondyna lekko unosząc brwi.
- Powiedzmy, że muszę popracować na kondycją - wzruszył ramionami, odstawiając szklankę na pobliski stoliczek - Ja miałbym ci kłamać? Ranisz me wrażliwe serce - powiedział słodkim głosikiem, mrugając niewinnie niczym małe dziecko i teatralnym gestem kładąc sobie rękę na torsie.
- Chyba wtargnąłem na jego teren - dodał, poważniejszym tonem. Jak inaczej mógłby podpaść owemu stworzeniu? Ciętym językiem go raczej nie zirytował.
Mruknął pod nosem, zerkając na swoją nogę. I pomyśleć, że nawet tego nie czuł. Machnął jedynie ręką, ponownie podnosząc wzrok na Kai'a.
- To tylko draśnięcie - burknął pod nosem, nie zwracając sobie głowy głupią nogą. Pewnie zranił się przełażąc przez ogrodzenie - Mięta może być - kąciki jego ust powędrowały ku górze, a on sam przekrzywił tylko głowę, wzdychając krótko.
- Nie sądziłem, że jeszcze zobaczę ten uśmiech. - oznajmił jakby sentymentalnym tonem i lekko się podniósł, by przylgnąć plecami do oparcia kanapy. Nie pamiętał, kiedy ostatnio się widzieli, ale trochę minęło od tamtego czasu.
- Dobrze się trzymasz. Widzę, nie zwariowałeś po tym co się stało. - założył rękę na zagłówek sofy, jak to miał w zwyczaju - Ale patrz, nauczyłeś się czegoś innego. Czy może po prostu coś cię do mnie ciągnie? - zaśmiał się na swój własny durny żart, mając na myśli swoje dziwne przemieszczenie się spod ściany pod stopy Kaia.
Cole
[Hej. Jasne, że mam ochotę na wątek, tyle że nie mam pomysłu, jak połączyć nasze postacie. Wpadło mi do głowy tylko to, że Sun mogłaby zacząć kręcić się niedaleko domu Kaia razem ze swoim psem, a że on nie wiedziałaby o tym, że Sunny to sierotka, która na pewno nie jest żadnym szpiegiem ani kimś w tym rodzaju, za którymś razem, gdy znowu by ją zobaczył, postanowiłby dowiedzieć, co ta dziewczyna wyprawia.]
OdpowiedzUsuńSunny
Jego uśmiech odrobinę się poszerzył. Jąkający się Kai to coś, czego często się nie napotyka, a przecież to taki uroczy widok...Pokiwał wolno głową. Paskudna infekcja to ostatnie, czego było mu trzeba. Podciągnął się na kanapie, a potem zerknął na niego, unosząc jedną brew. On miałby być obiadkiem dla konioniedżiwiedzia...a może niedźwiedzokonia?
OdpowiedzUsuń- Sugerujesz, że jestem aż tak smaczny? Cóż, nie mogę zaprzeczyć - zaśmiał się cicho, ale zaraz to przerodziło się w jęczące 'au'. Chyba stłukł sobie żebra, kiedy przeskakiwał przez ten cholerny płot. Czy z nim flirtował? Może trochę. To leżało w jego naturze i czasem po prostu nie potrafił tego powstrzymać. Zupełnie jak swoich złośliwych komentarzy. Chyba powinien nauczyć się lepiej nad sobą panować. Zaraz jednak spoważniał i pokiwał głową. To, co działo się na tym świecie wcale nie było zabawne. No może trochę. O ironio, dzieciaki, które zawsze narzekały na dorosłych, teraz miały zginąć bez ich istnienia. Zapewne niejedno dziecko pomyślało sobie, że świat bez rodziców, nauczycieli i innych wielkich byłby zabawny. Paskudny żart losu, idealnie w stylu Cole'a.
- Tak. Tak, znam to - wymruczał, odgarniając włosy z twarzy - Jasne, już mi się nie wymiguj - pokręcił z rozbawieniem głową. Zerknął na niego, kiedy ten spytał się o mutacje, a jego oczy zabłysnęły tajemniczo. Wyciągnął rękę, a wokół jego palców zatańczyły płatki śniegu, na wierzchu dłoni pojawił się szron. Bajkowa umiejętność, wybitnie.
- Kriokineza. Przydaje się, kiedy lodówka się psuje - zażartował dość niepewnie jak na siebie. Westchnął, zanim wstał, lekko się chwiejąc. Tym razem jednak udało mu się utrzymać równowagę samodzielnie.
- Co z tą miętą, Karcher? - spytał, unosząc brwi i zrobił krok w stronę chłopaka, by znaleźć się bliżej niego - Mnie chyba nie odmówisz.
Cole