– Nadal śni ci się, że
dręczysz zwierzęta?
– Nie, doktorze, śni mi
się, że dręczę pana.
1 7 L A T – S Z E
R Y F
Krąży
po mieście niczym idealny wartownik, zimnymi, szaro-niebieskimi
oczami przeczesuje każdy, nawet najmniejszy i najciemniejszy zaułek.
Nie posiada żadnej broni, nie potrzebuje jej; nie szuka bowiem
osiłka znęcającego się nad słabszymi dzieciakami. Szuka ofiary.
Na początku możesz nie rozumieć, dlaczego to robi – jest
przecież szeryfem, i to nie byłe jakim. W założeniu do jego zadań
należy pilnowanie porządku, ochrona tych, którzy sami nie potrafią
poradzić sobie z przemocą. W świadomości tego dziwnego, młodego
społeczeństwa powinien być pewnego rodzaju bohaterem, tymczasem
uchodzi za jednego z naczelnych szwarccharakterów. Początkowo
ukrywał fakt, iż nigdy nie zamierzał wzorowo wykonywać
powierzonej mu pracy – uśmiechał się nader uroczo, przedstawił
się jako potomek szanowanego porucznika policji, zapewniał, że
idealnie sprawdzi się w tej ważnej roli. Na poczekaniu zmyślił
historyjkę o bezdusznej macosze, która chciała się go pozbyć z
domu, przez co wylądował w prywatnej akademii. Wszyscy mu
uwierzyli.
Minęło
parę dni, a nikt już nie pamięta o tej teatralnej zagrywce. Maska
sympatycznego chłopca zniknęła tak szybko, jak się pojawiła, a
na jej miejscu widnieje szeroki, rekini uśmiech, na który składa
się zbyt dużo zębów, a zbyt mało humoru. Drake Merwin z
pewnością nie jest przyjemną w obyciu osobą. Każdy zna plotki o
tym, jak okrutne kary potrafi wymyślać, każdy wie, że na przekór
zakazom Drake posiada w swoim domu całkiem pokaźny arsenał broni
wszelakich. Podejrzewają, że historyjka z macochą nie jest
prawdziwa, a przeszłość chłopaka kryje w sobie parę
nieprzyjemnych epizodów. Tak, postrzelił swojego sąsiada. Tak,
każdego dnia obserwował jak ojczym bił jego matkę, myśląc, że
tak naprawdę jej się to podoba.
Dzisiaj
jednak przeszłość nie ma większego znaczenia – liczy się tu
i teraz, liczy się to, kto będzie miał najwięcej determinacji i
najmniej sumienia, aby wspiąć się na samą górę tej przedziwnej
hierarchii. Nie zależy mu na fotelu burmistrza, ale na tym, by być
kimś wzbudzającym strach i respekt, kimś, kogo słuchać będą
wszyscy i w każdej sprawie – bez wątpienia częściowo osiągnął
swój cel, bowiem część dzieciaków na jego widok ucieka, zaś
jeszcze inni ślepo podążają wyznaczoną przez niego ścieżką.
Nie ma w sobie nic z charyzmatycznego przywódcy, nie obiecuje
złotych gór, nie grzeszy elokwencją. Przekonuje czynem i
spojrzeniem, które wyraźnie mówi, że nie chciałbyś być jedną
z tych słabych, bezbronnych owieczek zapędzonych przez niego w
kąt. Ale, ale! Z pewnością Drake Merwin nie jest aż tak
przeżartym złem elementem – być może forma zafascynowanego
cierpieniem innych to tak naprawdę maska ukrywająca coś, co
drzemie na dnie jego duszy?
Uśmiecha
się, konwersuje na całkiem przyzwoitym poziomie, specjalizuje się
w suchych żartach, wysławia się nie gorzej niż przeciętny
nastolatek – właściwie na podstawie tego króciutkiego opisu
można wywnioskować, iż jest całkowicie normalnym dzieciakiem.
Niestety trudniej wytłumaczyć go w sytuacji, kiedy zaczyna bić
przypadkowego przechodnia, który krzywo na niego spojrzał. Przemoc
fizyczna była jednak aspektem pojawiającym się w jego zwyczajnym
życiu niemal codziennie – nadużywał jej wtedy, gdy pieczę
sprawowali nad nim dorośli, dlaczego więc nie miałby jej
wykorzystywać po ich zniknięciu? Nie martwcie się, to tylko
ETAP. Ogarniacie? Tylko ETAP.
Cześć i czołem, mam nadzieję, że udało mi się nie przerysować mojej ukochanej postaci. Wszystko wyjdzie jeszcze w praniu, tymczasem zapraszam do wątkowania, Drake nie jest taki zły, obiecuję poprowadzić go tak, żeby był całkiem miły. :D
[ Woach. Tak, to jedyne, co mogę z siebie wydusić po przeczytaniu karty. Gdy usłyszałam ,,Ain't no rest for the wicked" to wszystko się pięknie dopełniło <3
OdpowiedzUsuńSzeryf z innym stróżem prawa wątek mieć musi! Nie odpuszczę! Niech razem trenują, robią patrol czy cokolwiek innego. Równie dobrze mogą zapuścić się w jakieś niezbadane miejsce. Co tylko chcesz :d ]
Zachwycona Philippa
[ Drake to jest ten typ, przed którym matki chowają swoje córki i zabijają okna deskami, wiedząc, że bez wahania wepchnąłby ich młode pociechy do aktywnego wulkanu, nie czując się winnym nawet przez sekundę. To taki chłopak, przed którym się ucieka i doskonale wie, że lepiej z nim nie zadzierać… Już go lubię! W dodatku jestem pewna, że nie jest aż taki groźny.
OdpowiedzUsuńMyślałam jak ich tu połączyć i doszłam do wniosku, że Alex mogłaby zabawić się w złodziejaszka. Mianowicie – wciąż szuka siostry, a na ulicach jest niebezpiecznie i pomimo faktu, że włada całkiem przydatną umiejętnością, woli się nią nie chwalić na lewo i prawo, więc doszła do wniosku, że potrzebuje broni. Uszy zawsze ma czujne, więc również słyszała plotki o tym, że Drake posiada w domu całkiem niezły arsenał. Będzie liczyć, że znajdzie tam też strzały do łuku, ale również inne przydatne rzeczy.
Poczeka, aż ten wyjdzie z domu i wtedy ruszy do akcji, no i jak w tych wszystkich filmach bywa, on z jakiegoś powodu postanowi wrócić. Można też uznać, że już się znają, jednak to jedna z tych relacji dogryzających sobie. Co chwila się sprzeczają, mają odmienne zdania i tego typu rzeczy. ]
Alexandra
[Boże, ja go chcę. W każdym tego słowa znaczeniu, poważnie. Drake zawsze był moją ulubioną postacią w całej serii, a tu jeszcze taki piękny wizerunek i jest taaaki przystojny. :> Wykombinujmy im coś, ślicznie proszę.]
OdpowiedzUsuńBuck
[ Policyjne czapki na głowach, okulary przeciwsłoneczne na nosie, odznaka lśni w słońcu i patrolują ulice, rozsiewając swój SWAG XD
OdpowiedzUsuńZróbmy to! Niech jadą autem, zobaczą bójkę i zamiast przerwać, mogą ją jeszcze bardziej rozkręcić. Phil zawsze może zmanipulować jakieś osoby swoją zdolnością. Do pięści dołączą moce i będzie istny Armagedon! A potem wszystkich na komisariat i po "przesłuchaniu" wyznaczą karę, zgodną z ich prawem XD
Kto zaczyna? ]
Szeryf Pines
[Chciałam go prowadzić od jakiegoś czasu, ale nie miałam w sumie okazji, a tutaj z mutacją wpasował się idealnie, więc... Szybkonogi trochę tu posiedzi. A co do Twojego pana - co on taki nerwowy? ;D]
OdpowiedzUsuńPETER
[ Let's be cop's!
OdpowiedzUsuńLepiej niech on siedzi. Drzewa przyciągają Phil, a nie chcemy niszczyć kolejnego auta :D ]
Partner-in-law/crime - Phil
[I pewnie nie jest z tego zadowolony. Dostanie od Bucka kartę stałego pacjenta. ;> Mimo jego… charakteru i sposobu bycia, Buck mógłby sobie do niego wzdychać, tak na przykład. Czy z wzajemnością nie wiem, to już zależy od Was. ;D Ale mogliby mieć taką patologiczną, niezdrową relację, czy coś. Kurczę, ależ mi się ten Twój Drake podoba. Kupiłaś mnie nim.]
OdpowiedzUsuńBuck
[Cześć :D Zapraszam do Kaia. Może Kai zauważyłby jak Drake próbuje uderzyć jego młodszą siostrę i wtedy zareagowałby w bardzo nieprzyjemny sposób? Na przykład za pomocą telekinezy by go porzucał po kątach, sprawiając mu przy tym ból i rany?]
OdpowiedzUsuń[Buck też nie jest żadnym amantem, spokojnie, właściwe to mu do takiego daleko. Ale jest cierpliwy i konsekwentnie dąży do tego, czego chce. Przynajmniej pokojowo. :D No właśnie, może zachowywałby się bardziej ludzko szczególnie jak trzeba się nim zająć w szpitalu, a przez to Buck wpadałby coraz bardziej po uszy w to zauroczenie. A potem się zobaczy, co będzie. :) No wiadomo twardziele to w ogóle nie mówią o uczuciach. Patologicznym relacjom mówię trzy razy tak!]
OdpowiedzUsuńBuck
[Przeżyje :) Kai raczej nie jest zwolennikiem przemocy i leje tylko wtedy, kiedy zachodzi jakaś poważna potrzeba :D]
OdpowiedzUsuń[ My się polubimy. Albo nie ale jakąś toksyczną relację warto by wymyśleć :) Cześć i czołem!]
OdpowiedzUsuńAstrid
[Jak mówiłam - Buck jest upartt. Oj, Drake na pewno się zorientuje, Buck nie jest zbyt dyskretny. Ale i tak może być zabawnie. :D Dwie, tak skrajne osobowości, no nieźle. To jak, zaczniesz nam? *-*]
OdpowiedzUsuńBuck
[Ok. Mi to pasuje. Zaczniesz?]
OdpowiedzUsuń[Na wszelkiego rodzaju blogach, na których jest możliwość stworzenia takiej postaci, które ma jakieś moce nadprzyrodzone, nigdy nie stworzyłam jeszcze piromana, a przecież zawsze musi być ten pierwszy raz! c: I cieszę się, skoro dzięki temu trafiłam w twoje gusta i uzupełniłam lukę. Bardzo dziękuję za powitanie!]
OdpowiedzUsuńLeah Denvers
Ręce trzymała pod głową, na widoki za szybą, choć nie było zbytnio czego podziwiać, patrzyła przez przeciwsłoneczne okulary, a czapka policyjna była zawieszona na uchwycie bezpieczeństwa. Wyglądała na całkiem zrelaksowaną, ale ukradkiem spoglądała na Drake'a, starającego się jechać prosto. Jak na razie szło mu całkiem nieźle, ani razu nie zahaczyli o drzewo, nikt nie został potrącony, a wszyscy usuwali im się z drogi. Do pełni szczęścia policyjnego brakowało jej tylko donutów, o których pod Kopułą mogła tylko marzyć. Życie tu było tak ograniczone, jak Internet w Korei Północnej. Zero nowych gier komputerowych, dostaw komiksów i muzyki. Zdawałoby się, że zamknięci ludzie zaczną wariować. Tak poniekąd było, ale jak już zabijali, to szybko i niekontrolowanie. Nie było w tym żadnej kryminalnej nutki ani trudnego do rozpoznania procesu. Zabójstwa tu były po prostu nudne. Za śmierć karano batami albo śmiercią. Wszyscy przychodzili na egzekucję, szeryfowie wymierzali sprawiedliwość, a tłum patrzył z zachwytem na pokazowe ostrzeżenie. Im mniej osób, tym mniej gęb do wykarmienia. Wszystkim było to na rękę. Nawet kradzieże, chyba że ktoś zdążył już pochłonąć jedzenie.
OdpowiedzUsuńPrzy kolejnym ostrym zakręcie, kiedy to okulary zsunęły jej się na czubek nosa, zaniechała "wyluzowanej postawy". Sama nie kierowała najlepiej, nikt w ETAPIE nie opanował do końca tej umiejętności, ale jeśli uderzą prosto w mur, woli być przygotowana. Usiadła normalnie na siedzeniu, ściągając okulary i wkładając do szufladki. Uśmiechnęła się pod nosem, słysząc słowa Drake'a. Nie znała osoby, która by nie klęła, a gdy nazwał ją "damą", przewróciła oczami.
- Cóż to za niegodne zachowanie dla tak cnego rycerza. - Pogroziła mu palcem, udając ton staruszki, a raczej "honorowej i doświadczonej kobiety w sprawach wysokich cnót". Porównanie Drake'a do rycerza było jak nazwanie soli słodką. Wykluczało się. Sadyzm, przeklinanie, niemoralne kary, zdecydowanie nie były cechami rycerza, a nawet człowieka o zdrowych zmysłach. Mimo to lubiła go. O wiele bardziej wolała ludzi złożonych i zdecydowanych niż samotne trzpiotki, uważające, że świat jest piękny, a każde zwierzątko jest milusie. Poza tym pod wieloma względami byli podobni. - Będziesz miał jeszcze okazję mi to zrekompensować, dżentelmenie. A teraz uważaj na swojego rumaka, bo jeszcze wymknie ci się spod kontroli. - Zaśmiała się, opierając o oparcie siedzenia i patrząc na przednią szybę. Koncentrowała się na mijanych rzeczach. Dzieciach, budynkach i roślinkach. Nic godnego uwagi. Nic skomplikowanego, co warto by rozszyfrować. Jedyną tajemnicą pod Kopułą był fakt, dlaczego ktoś ich zamknął i co to w ogóle jest. Nikt nie doszedł jeszcze tak daleko, aby kombinować, jak się stąd wydostać.
Usłyszała dużo głosów i dźwięki uderzeń. Doping i walkę. Bójka. Wreszcie coś ciekawego na nudnym patrolu. Skinęła głową, a na jej twarz wszedł uśmiech, który zwiastował kłopoty.
- Jak dobrze, że przybyliśmy na czas. - Spojrzała na niego, zgarniając z uchwytu bezpieczeństwa czapkę policyjną i zakładając ją sobie na głowę. Nie obędzie się bez policyjnej interwencji. Bójka najprawdopodobniej nawet się nie rozkręciła. Mogli wymierzyć parę uderzeń, ot co. Trzeba było rozruszać trochę towarzystwo, aby oddział szpitalny miał co robić. I oczywiście dać im nauczkę.
Jej uśmiech się poszerzył, gdy zauważyła znaczący błysk w oku Drake'a i jego świdrujące spojrzenie. Wiedziała, co się szykuje i napawało ją to niepokojącym podekscytowaniem. Siknęła głową. - Chodźmy, partnerze. - Wyszła z samochodu, poprawiając czapkę i ruszyła w stronę zgromadzenia. Grupka chłopców, o rok, maksimum dwa lata, młodszych od nich, stała w kółku wydając z siebie różnorakie okrzyki. Niektórzy zagrzewali dwójkę młodzików do dalszej walki, inni krzyczeli, aby przestali. Nad tym, która grupka bardziej przypadła Phil do gustu, nie trzeba było się długo zastanawiać.
W środku nieudolnie walczyła płeć męska. Wymieniali się delikatnymi ciosami, po których zostawały jedynie siniaki, a knykcie były w stanie nienaruszonym. Obaj nawet się nie spocili. Ich wyraz twarzy za to wyrażał więcej niż tysiąc słów. Wymalowana powaga, oczy rzucające piorunujące spojrzenia, a czoło zmarszczone. Myśleli więcej niż robili. Phil przecisnęła się między dzieci, stojąc i obserwując jak potoczy się dalsza walka. Jeśli nic nie ruszy się do przodu, nie zaszkodzi zagrzać walczących do mocniejszej walki. Spojrzała na Drake'a, unosząc brwi w niemym pytaniu. Co zamierzał?
UsuńPhil, która przeprasza za to coś na górze, zafascynowana odpisem Drake'a
<3
[ Dziękuję za miłe powitanie. :)
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że twoja postać jest dość ciekawa i jeżeli mas chęci, to chętnie z nim coś popiszę. Konkretnego pomysłu nie mam, ale zawsze można zrobić burzę mózgów. ;) ]
Wanda Argent
[ W sumie to może być jakiś cel. A ja myślałam, że w ramach początku skoro twój pan lubi znęcać się nad innymi i nie lubi krzywych spojrzeń, to można zrobić tak, że podczas gdy ten będzie znowu znęcał się nad kimś, akurat Wanda będzie przechodzić obok do np. swojego domu i stanie na chwilę, przyglądając się temu, a to może się nie spodobać Drake'owi. Finalnie Wanda może być zmuszona do pokazania swoich umiejętności i mamy początek. :) ]
OdpowiedzUsuńWanda
[A Drake zgrywa bohatera i wprowadza moją kluskę w błąd. :>]
OdpowiedzUsuńDzień minął Buckowi całkiem przyjemnie. Nikt nie przybiegł do szpitala z płaczem, nie musiał tamować żadnego krwotoku, ani niczego bardziej drastycznego. Trochę posprzątał i spisał nową dostawę leków, które zostały znalezione w domach i przynisione do szpitala. Zdążył nawet pójść do domu, zabrać z niego kilka świeżych koszulek i czytą bieliznę. Praktycznie zamieszkał w tym prowizorycznym szpitalu, bo tak było po prostu wygodniej. Jego dom był dośc daleko, a on i tak nie chciał przebywać w nim dłużej, niż to byłoby konieczne. Po śmierci rdziców, każdy kąt przypominał mu o nich. Teraz, po tym zniknięciu, wszystko przypominało mu Tony’ego. Jego ulubiona czarna bluza, zielony kubek czy nawet głupia paprotka, która uschła bo nikt jej nie podlewał, ale jakoś nie mieli serca jej wyrzucić. Dybuck usidał na krześle, kładąc nogi na stole i sięgając po pierwszą książkę z ogromnego stosu. Być może, jedynym dobordziejstwem ETAP—u będzie to, że w końcu przeczyta coś więcej, niż tylko szkolne lektury. Minęło niecałe piętnaście minut, gdy ktoś zakłócił jego spokój i wszedł do szpitala. Buck drgnął i odwrócił się, słysząc głos, którego naprawdę nie miał ochoty teraz słyszeć. Albo i miał wielką ochotę. To mógłbyć ktokolwiek. Sam, prezydent, jakiś potwór czy inne dziwne coś. Byle nie Drake Merwin. Co prawda, chłopak bywał tu tak często, że Buck mógłby mu wystawić kartę stałego pacjetna, gdyby takowe były. I gdyby zebrał się w sobie, żeby wykrztusić w jego stronę kilka zdań, nie zawierających żadnych: „eeee”, „no bo” i „yyyy”. Elokwnecja na wysokim poziomie, nie ma co. Niestety, Buck wpadł jak przysłowiowa śliwka w kompot, kompletnie i beznadziejnie zadurzajac się w Drake’u. W chłopaku, na którego zagapił się kilka dni temu na ulicy, ale koleżanka szybko go popchnęła do przodu, sycząc: chcesz dostać wpierdol? Jak nie, to się na niego nie gap. Otrząsnął się z myśli i szybko podszedł do pobitego chłopca, pobieżnie tylko zerkając na Merwina. Wyglądał absolutnie normalnie, czyli — według Bucka — oszałamiająco. Dotknął czoła chłopca i mocno się skupił. Nie było tak źle, dzieciak miał złamane dwa żebra, mnóstwo siniaków i przestawioną chrząstkę nosową, ale poza tym nie było tragedii. Nic, czego nie potrafiłby wyleczyć. Zesłał na chłopca sen, aby ten nie męczył się z bólem. Dybuck podszedł do szafki, w której trzymał bandaże i zaczął owijać żebra chłopca. Szło mu to sprawnie, zwłaszcza, że unikał patrzenia na Dreke'a, który to ciągle by go rozpraszał. Był beznadziejny, ale kurde, pozwijcie go. Każdy ma prawo do przynajmniej jednego żałosnego zakochania się, w ciągu całego życia, prawda? Mocno skupił się, aby przyspieszyć zrośnięcie się żeber u pacjenta. Udało mu się, jednak zaowocowało to tym, że zakręciło mu się w głowie. Oparł się o blat, zamknął na chwilę oczy i uspokoił oddech. Takie leczenie wymagało mnóstwa energii, więc czasem czuł się trochę osłabiony po czymś takim. Wziął głęboki oddech i zwrócił się do Drake'a. Miał nadzieję, że jego głos brzmi normalnie.
— Wszystko będzie z nim dobrze. Gdybyś przyniósł go później, mógłby się zrobić krwotok wewnętrzny i byłoby nieciekawie. Dobrze, że zdąrzyłeś. Nie widziałeś kto was tak urządził? Nie wolno dopuścić, aby coś takiego się powtórzyło. — dodał, ciągnąc za sobą Drake'a i sadzając go na wolnym krześle. — No dobra, czy poza stłuczonymi kostkami coś jeszcze cię boli? — spytał, wyciągając z szafki spirytus i zerkając na chłopaka przez ramię.
Buck
Irytował ją za każdym razem. Od momentu, gdy pojawił się w Coates Academy. Potem nawiązał znajomość z Cainem, co jeszcze bardziej ją denerwowało. Drake Merwin był specyficzną osobą. Osobą, od której wszyscy woleli trzymać się z dala i nie wchodzić mu w drogę. Usuwali się na boki w szkolnych korytarzach, gdy tylko widzieli z oddali, że idzie. On nawet nie starał się o to, aby ktokolwiek go lubił, bądź chociaż akceptował w jakiś sposób. Odstraszał, sprawiał, że chciało się trzymać od niego jak najdalej. A kiedy zalazło mu się za skórę... nie miało się życia. Bo Drake Merwin był taki, że zawsze musiał się jakoś zemścić, Diana już nie raz była tego świadkiem.
OdpowiedzUsuńKiedy nastał ETAP, była wręcz zmuszona na jego obecność. Był jakby prawą ręką Caina, a zarazem był osobną jednostką, która robiła wszystko, aby jemu było najlepiej. Z zimną krwią wyżywał się na dzieciakach, nie zwracając na nic uwagi. Gdy już zaczął, nie sposób było go odciągnąć, bądź przemówić do rozumu. W ETAP-ie stał się jeszcze straszniejszy, momentami nawet sama Ladris zaczynała się go bać. Obserwowała go z uwagą, śledziła każdy jego krok. I mówiła, za każdym razem mówiła Cainowi, żeby w końcu zerwał tą znajomość, bo Merwin nie jest im do niczego potrzebny, a narobi jeszcze więcej kłopotów.
Więc nie wiedziała, dlaczego do cholery, zgodziła się na to, aby wybrać się z nim na wyspę w poszukiwaniu żywności. Przez myśl przeszło jej, że Drake po prostu chce ją zabić. Zrobiłby to z wielką przyjemnością jak i łatwością zapewne. Utopiłby ją, a wracając powiedziałby pewnie, że ktoś lub coś zaatakowało ich na wyspie. Taki byłby jej marny koniec.
Siedząc na przeciw niego na łódce, rzuciła mu uważne spojrzenie. Czasami miewał dobre chwile. Dało się z nim normalnie porozmawiać, zachowywał się jak człowiek w pełni rozumu, a nie jak wariat chcący powybijać wszystkich w około. Potem powoli uniosła twarz do góry, wystawiając ją na promienie słoneczne, które przebijały się przez kopułę. Przymknęła oczy, wzdychając cicho, lecz nadal była czujna i uważna. Jeśli chciałby jej coś zrobić, musiał się liczyć z tym, że szesnastolatka nie podda się tak łatwo, bo jeszcze miała wiele planów odnośnie swojego życia i nie pożegna się z nim tak szybko.
— Zdradź mi, dlaczego wziąłeś mnie na tą wycieczkę akurat mnie, hm? — zapytała po dłuższej chwili ciszy, ponownie spoglądając na siedemnastolatka. W sumie, tak patrząc, to teraz nie wydawał się zbyt groźny. Ladris dostrzegła wesoły ognik w jego oczach. Twarz miał spokojną, pozbawioną grymasu złości, który dość często u niego widywała. Był też całkiem przystojny, o czym chyba nie zdawał sobie zbytnio sprawy. Jeszcze kiedy szkoła istniała, Diana raz czy dwa słyszała słowa młodszych uczennic na jego temat. Rozpływały się nad jego urodą, na co ona jedynie wywracała oczami i mówiła im, aby trzymały się od niego jak najdalej. Bo Drake to nie typ chłopaka, który bawi się w związki i miłość. Alo po prostu ona go nie widziała w takiej roli. Nie, jakoś nie potrafiła go sobie wyobrazić jako przykładnego chłopaka, który szaleje za jakąkolwiek dziewczyną.
— Byłam przekonana, że weźmiesz ze sobą Caina, albo kogoś innego. Ale ja? Po cholerę? — zadała kolejne pytanie, unosząc w górę prawą brew. Rękami podparła się z tyłu, tak aby było jej wygodniej.
Chyba nie musiała się martwić o własne życie, prawda? Bo gdyby chciał, już dawnoby jej coś zrobił. W końcu byli spory kawałek od lądu.
Ale, jak to mówią, przezorny zawsze ubezpieczony. Wcześniej poprosiła Sama, aby stał na brzegu, i obserwował przez lornetkę, czy aby wszystko w porządku. A gdyby było coś nie tak, to Diana postara się jak najszybciej odpłynąć, byleby uszła cało.
Diana
[Biczoręki bez swojej macki wydaje się być jakiś taki niekompletny. Biedaczek, nie może nikogo smagać po twarzy nadprzyrodzoną kończyną. To się musi źle odbijać na jego zdrowiu psychicznym ;)
OdpowiedzUsuńCheyenne jest sadystką, tylko taką ukrytą. Ona też ma historyjkę, w stylu dzieciaki znęcały się nade mną w szkole, teraz ja poznęcam się nad nimi, ekhem, to znaczy przypadkiem stała jej się krzywda, bo nie panuję nad mocami, sam rozumiesz. Także podejrzewam, że każde z nich przymykałoby oko na zachowanie drugiego, kto wie, może Chey nawet by się czegoś od Merwina nauczyła xD
A miała być w miarę miła. Nie umiem tworzyć miłych postaci. Chociaż podejrzewam, że Drake raczej unikałby spięć z Cheyenne, bo ta bezsilność w momencie paraliżu musiałaby go dobijać.
Ja się tu rozpisałam, a nawet nie wiem, czy uda ci się wcisnąć Chey w napięty grafik. Kto by podejrzewał, że psychopata, przez którego śniły mi się koszmary, będzie tak rozchwytywany ;) ]
Cheyenne
P. S. To zdjęcie to dobra zasłona dymna.
Krazylem po okolicy już od dłuższego czasu. Powoli zaczynało zmierzchac, a Niki nie było jeszcze w domu. Powiedziała, że idzie pobawić się wraz z innymi dziećmi. Nie broniłem jej tego. Mimo iż sam nie przepadałem za towarzystwem ludzi. Ale ona tego potrzebowala.
OdpowiedzUsuńRazem z Artemisem przemieszczalismy się w kierunku centrum miasta. Przeszukiwalismy dokładnie każdy zakamarek. Czasami docierały do mnie wieści o tym co ci pozal się Boże "szeryfowie" robili z tymi, którzy im nie pasowało. I aż mnie talepalo w środku na myśl o tym, że któryś z nich mógłby chociaż rękę na nią podnieść. Na moją małą i niewinna siostrzyczkę.
W końcu jednak Artemis znalazł jakiś jej trop. W takich momentach jak ten chwalilem Pana za to, że zesłał mi na drogę tego szczeniaka. Sam bym pewnie do tej pory blakalbym się tu. Pobiegłem za psiakiem tak szybko ile tylko miałem sił w swoich nogach. Z tego całego pośpiechu czasami o mały włos nie zaliczylbym przysłowiowego "pocałunku z deptakiem". A to było raczej ostatnia rzeczą, o której teraz marzyłem.
Zaraz też usłyszałem donośny krzyk w którejś z pobocznych uliczek. To był krzyk mojej młodszej siostry. Ktoś jej właśnie chciał zrobić krzywdę! Nie mogłem tej łachudrze na to pozwolić. Jak ją tylko tknie to tego delikwenta spiore na kwaśne jabłko.
Dobieglem na miejsce, gdzie jakiś chłopaczek chciał ją uderzyć. Szybko skupilem się i używając mocy telekinezy rzucilem tego chama niemytego na sąsiedni mur. Mała od razu zaczęła biec do mnie mocno kulejac na prawą nogę. W moich oczach pojawiły się iskry wściekłości. A to nigdy nie wróżyło niczego dobrego. Podszedłem do napastnika, unosząc go za pomocą mocy.
- No to teraz dostaniesz ładny wpierdzielac za swoje ty mackoręki chamie. - Wycedzilem nieźle wkurwiony przez zęby i ponownie nim rzucilem. Tak, że aż kilka kropli jego krwi spadlo na ziemię, a tamten skrzywil się z bólu. Dobrze mu tak!
[Zaczęłam]
Prawda była taka, że panna Ladris owinęła sobie Caina w okół małego paluszka. Robił wszystko, o co poprosiła. Tańczył tak, jak ona zagrała. Był w niej ślepo zakochany, a ona ten fakt wykorzystywała tylko po to, aby jej było dobrze. Gdyby chciała, mogłaby go nawet poprosić, aby pozbył się Drake'a. Wystarczyła głupia bajeczka, którą mogła wymyślić w każdej chwili. Że Merwin się do niej dobierał, że ją skrzywdził, że chciał ją zabić. Wystarczyło cokolwiek, aby pozbyć się go z tego świata.
OdpowiedzUsuńAle nie zrobiła tego, sama nie wiedziała czemu. Gdzieś tam głęboko wiedziała, że Drake'a nie da się tak łatwo pozbyć. Jest jak przysłowiowy wrzut na dupie. Uwiera, boli, ale trzeba sporo czasu, aby się go pozbyć. Wiedziała jednak, że gdyby wystarczająco ją zdenerwował, szarpnęłaby się na niebezpieczny krok, aby coś mu zrobić. Już nie raz chciała to zrobić. Zdzielić go czymś ciężkim prosto w głowę, albo też i twarz, aby w końcu przestał się tak uśmiechać.
A teraz była z nim na tej cholernej łodzi. I podszedł do niej, odwarzył się zliżyć, przekroczyć wyznaczoną linię. Uśmiechnął się w ten nielubiany przez Dianę sposób i dziewczyna aż się cofnęła, byleby zwiększyć odległość między nimi, byleby nie być tak blisko niego. Nawet jeśli żartował w wielu sprawach, szesnastolatka wiedziała, że gdyby chciał, byłby zdolny do wielu rzeczy. Wiedziała, że musi być ostrożna podczas tej wyprawy. Bardzo ostrożna.
Prychnęła prosto w jego stronę, wywracając przy tym oczami. Chciał wydawać rozkazy? Proszę bardzo, ale niech nie liczy, że Diana się do nich dostosuje. Co to to nie. Nie miała zamiaru słuchać Drake'a Merwina, pana psychopaty. Z niebywałą ulgą odetchnęła, kiedy w końcu wrócił do sterów i siedziała w ciszy do momentu, aż nie zbliżyli się do wyspy. Przyglądała jej się z zaciekawieniem, ale i jakby niepewnością. Bo różne rzeczy mogły się tu kryć.
— Och, zamknij się, Merwin. Twoje żarty w żadnym stopniu nie są zabawne, ani w żaden sposób nie czuję się urażona, jeśli już tak bardzo Ci na tym zależy — powiedziała, wskakując do wody. Mimo, iż przypłynęli najbliżej jak się dało lądu, to i tak zmuszeni byli brodzić w wodzie po kolana. Zarzucając plecak na plecy, ruszyła przed siebie, nie czekając na Merwina.
Diana, która na chwilę obecną go nienawidzi, ale to się chyba zmieni xd
Wywróciła oczami, wzdychając tym razem głośno, tak by Merwin mógł usłyszeć, że cholernie nudzi ją ta ich wymiana zdań. Bo nie można było tego nazwać rozmową. Oni po prostu wymieniali zdania, nic więcej. To jego spojrzenie Dianę bardziej rozmieszyło, niżeli miało przestraszyć i tak naprawdę nic sobie z tego nie robiła. Była świadoma tego, że chciał się jej pozbyć, ale nie mógł. Diana Ladirs vs Drake Merwin 1:0. gdyby cokolwiek jej się stało, już Cain dopilnowałby tego, aby Drake dostał za swoje. A on był tego świadomy widocznie, że jeszcze nic jej nie zrobił.
OdpowiedzUsuńBo Cain też w pewnym stopniu był psychopatą. Nie tak wielkim jak Merwin, ale był. Też potrafił się mścić na innych i zrobić im krzywdę. Więc Drake nie był jedyny, który czerpał z tego przyjemności.
— Zamkniesz się w końcu? Męczy mnie ta Twoja paplanina bez ładu i składu — powiedziała odgarniając kosmyk włosów za ucho. Zapomniała ich wcześniej związać, przez co wiedziała, że będzie się denerwować tym, że włosy wchodzą jej do oczu i ust, ale cóż, jakoś przeżyć musiała. Ruszyła przed siebie, nie zwracając uwagi na swojego męczącego towarzysza. Ignorowała jego szturchania, popychania, wbijania palców między żebra. Gdy się od niej odczepił, podziękowała za to niebiosom. Nie zwracała uwagi na to, gdzie się podział Drake. Miała gdzieś, czy coś sobie zrobił, czy coś go porwało. Dobrze mu tak.
Mogła spodziewać się tego, że siedemnastolatek wpadnie na jakiś chory pomysł przestraszenia jej. Mogła się o to wręcz założyć. Niemniej jednak, gdy poczuła, jak łapie ją w pasie, a na skórze pojawił się chłód ostrza, przełknęła ślinę.
— Odpuść, Merwin. Aż tak Cię to nakręca psycholu? — zapytała, choć trochę próbując obrócić głowę w bok, by móc na niego spojrzeć. Stał tuż za jej plecami, czuła na skórze jego oddech, i nawet nie musiała spoglądać, by wiedzieć, że uśmiecha się szaleńczo.
Idiota.
— Niby jak chcesz się zabawić, hm? — zadała kolejne pytanie, zastanawiając się, jak mogłaby się od niego uwolnić. I w końcu wpadła na pomysł. Głupi, bo głupi, ale był. Z całej siły przywaliła mu łokciem w brzuch, tak aż Drake'a zgięło w pół. A potem, niewiele myśląc, rzuciła się biegiem przed siebie.
Diana uciekinierka
Jeżeli chodziło o mnie to ja byłem naprawdę bardzo spokojnym człowiekiem. Rzadko kiedy mnie coś ruszalo. Ba, rzadko kiedy zdarzało się, aby doprowadzić mnie do takiego stanu, że uzylbym przemocy. Ale raz na ruski rok zdarsylo się, że ktoś mnie aż do tego stopnia wkurzył. Taka rzacza na pewno było to, gdy ktoś chociaż spróbował skrzywdzić Nike. Wtedy nie miałem żadnych zahamowań. Wtedy byłem w stanie aż takiego delikwenta zniszczyć.
OdpowiedzUsuń- Potraktuje to jako komplement. - Odpowiedzialem mu kpiaco. Nadal byłem na niego bardzo wściekły.
Spojrzalem na siostrę. Byłem szczęśliwy, że nic jej takiego Wielkie się nie stało. Skończyło się tylko na strachu. Można by rzec, że odetchnąłem z niewyobrażalna ulga. Normalnie aż stos kamieni mi zleciał z serca. Kątem oka zauważyłem jak Artemis nastroszyl sierść i obnażył kły. Kazałem Nice go przetrzymać.
- Zaatakowales moja siostra a tego to ci nie wybaczę. Taki z ciebie "szeryf" jak z koziej dupy trabka. - Prychnalem pod nosem. - Wam tylko kury szczac prowadąc a nie porządku pilnowac. - Zbliżyłem się do niego i zacząłem go okładać pięściami. Kilka lat treningu dawało dobre rezultaty. Przy następnym uderzeniu poczułem jak coś drobnego chwyta mnie za rękę.
- Dosyć już Kai, bo go zabijesz. - Powiedziała Nika.
Spojrzalem na Niego uwaznie i splunalem mu w twarz.
- Wygladasz tak czerwono jak flaga byłego Związku Radzieckiego. Jeśli w ogóle wiesz co to było. - Odszedłem od chłopaka. Gdzie nie gdzie słychać było czyjeś pomruki zachwytu. Ktoś nawet krzyknął: "Jakiś nowy spuścił wpierdol szeryfowi!"
Usmiechnalem się cynicznie nie spuszczając z mackorekiego wzroku.
Miała tak wielką nadzieję, że zdoła mu uciec. Że nagle przed nią wyrośnie dom, którego szukali, a ona zdąży się w nim zabarykadować, a Drake chcąc nie chcąc zostanie na zewnątrz. Ale niestety, nie wyszło. Była blisko, wręcz na wyciągnięcie ręki, ale zabrakło kilku cennych minut, choć gnała przed siebie ile sił w nogach.
OdpowiedzUsuńGdy się na nią rzucił, poczuła, jak uchodzi z niej całe powietrze. Niczym balon, tuż po pęknięciu. Ogromna siła przygwoździła ją do podłogi, a nad twarzą Diany ukazała się twarz Merwina wykrzywiona w okropnym uśmiechu. Podobało mu się to, ten cały pościg. Pewnie czuł się jak kłusownik, który upolował swoją zwierzynę stawiającą chwilę temu opór.
Cholera, była tak blisko. Czuła ciężar na plecach, słyszała wyraźnie jego słowa i niestety nie mogła nic zrobić. Nie mogła się ruszyć w jakikolwiek sposób, a szarpanie się było na nic. Miał nad nią znaczną przewagę, co bardzo jej nie pasowało. Zamrugała kilka razy, ponieważ do oczu wleciał jej piasek, co niemiłosiernie drażniło.
— Chory pajac — mruknęła bardziej do siebie, niż do chłopaka, po czym uniosła głowę lekko w górę, spoglądając na dom. Robił ogromne wrażenie, to musiała przyznać. I chętnie by w tym domu zamieszkała, z dala od tego wszystkiego, co działo się w Perdido Beach. Ale na pewno nie z Merwinem.
— Możesz ze mnie w końcu łaskawie zejść, co ? A może Cię to, cholera, podnieca?! — wręcz krzyknęła, wierzgając nogami, jakby to miało jej w jakiś sposób pomóc.
[Dziękuję! <3
OdpowiedzUsuńJa tak cicho wspomnę, ze pałam miłością do Drake'a odkąd dorwałam w łapki książkę (to, że zdradzam go z Caine'm, to druga sprawa) i mimo że zawsze wyobrażałam sobie Drejkiego w dłuższych włosach to podoba mi się Twoja wizja i kreacja postaci. c: Pomęczmy ich! Maya z pewnością próbowałaby psychologować Drake'a i prosiłaby o nauczenie strzelania z broni palnej - taki wrzód na dupie, bym powiedziała.]
Maaike
Zapewne bardzo mu się ro podobało. Drake mimo wszystko był facetem, a oni są dość łatwi w obsłudze, i wystarczy im nawet najmniejszy dotyk, aby zamieniali się w istne zwierzęta. Tak łatwo dawali się ponieść temu pierwotnemu instynktowi, który brał ich z nienacka w najmniej oczekiwanej chwili. Nawet nie musiała na niego patrzeć - bo i tak nie była w stanie - aby wiedzieć, że mu się podoba. A gdyby ona tylko bardziej się postarała, spodobało by mu się jeszcze bardziej.
OdpowiedzUsuńAż jęknęła na myśl, która pojawiła się w jej głowie. Matko Boska, o czym ona myślała?! Do czego ona niby chciała doprowadzić. Wróć z tej złej ścieżki, Diano Ladris! Zmarszczyła brwi, słysząc jego słowa.
— Że niby w jakim słowa znaczeniu mam być grzeczna? — - podchwyciła, ciekawa jego odpowiedzi. tak, ona również zauważyła to, że słowa, które wypłynęły z jego ust zabrzmiały aż za bardzo dwuznacznie. Gdy zszedł z niej, ona również wstała, i chcąc nie chcąc, odwróciła głowę, by móc na niego spojrzeć. I aż zaśmiała się, ujrzawszy te czerwone policzki Drake'a. Był zawstydzony, aż płonął! Drodzy państwo, Drake Merwin był zawstydzony, zapiszcie tą datę w kalendarzu, bo to ważna chwila!
Nie skomentowała tego jednak w żaden sposób. Wystarczyło to, że się zaśmiała, kpiąc z chłopaka w te sposób. I wiedziała, że pewnie rozzłości go to, ale tak szczerze, to miała to gdzieś. Gdy weszli do domu, rozejrzała się po ogromnym hallu, potem spojrzała w stronę pokaźnego salonu, a następnie na swojego towarzysza. Ten dom zapewne pomieściłby wiele osób z Pedido. Czując, jak Drake rozluźnia uścisk na jej nadgarstkach, wyrwała ręce, po czym zaczęła rozmasowywać obolałe od uścisku miejsca. Rzuciła w stronę Merwina wściekłe spojrzenie.
—Dupek jesteś — powiedziała, po czym ruszyła korytarzem przed siebie, który, jak się po chwili okazało, zaprowadził ją do pokaźnej kuchni. Niczym zwierze, rzuciła się w stronę lodówki, otwierając ją na oścież. Niektóre rzeczy zdążyły się już zepsuć, ale zostało sporo słoików z jedzeniem, jakieś jogurty czy dżemy.
Chyba zacznie płakać ze szczęścia.
A potem jej wzrok skierował się na butelkę czerownego wina, które spokojnie leżało sobie na jednej z półek. Diana chwyciła je w swoje ręce, z uwagą spoglądając na etykietkę. No tak, taka chata, to i wino musi być drogie.
Trzeba spróbować, nie ma co. Ruszyła do kuchennych szafek, w poszukiwaniu korkociągu.
Okej, może nie powinna się z niego śmiać. Każdy ma prawo do zarumienienia się, chwilowego poczucia wstydu. Wróć, nie mogła za nic przepuścić takiej okazji. Nie mogła odpuścić momentu, gdy przez krótką chwilę mogła zadrwić z Merwina, wyśmiać jego słabostkę. W końcu nie za często je ukazywał, dlatego z niego zadrwiła.
OdpowiedzUsuńPrawda jednak była taka, że gdyby nawet zechciał ją zmusić do tego, aby przestała się z niego naśmiewać, Ladris i tak by tego nie zrobiła. Miała z tego zbyt wiele zabawy, a jego zarumieniona buźka wryła jej się w pamięć, przez co zapewne będzie wywoływała u niej rozbawienie przez wiele długich lat.
Gdy wyrwał jej wino z ręki, westchnęła, zaś Diana westchnęła ze zrezygnowaniem, i odsunęła się nieco, byleby wino nie znalazło się na jej butach. Potem wzięła do ręki butelkę, upiła łyk, i uśmiechnęła się aż nazbyt słodko w stronę Drake'e.
— Kochany, jak się o mnie troszczy — mruknęła sarkastycznie, po czym usiadła obok niego na kanapie. Widząc jego minę, uniosła w górę jedną brew, po czym upiła kolejny łyk alkoholu.
— Co się tak patrzysz? Że niby ja miałabym się rozebrać dla Ciebie? Błagam Cię, za wysokie progi na Twoje nogi, mój drogi — powiedziała, unosząc w jego stronę butelkę wina w geście toastu.
Ten koleś był naprawdę bardzo wkurzający. Aż dziw brał, że jeszcze żył. Ale z resztą co to mnie obchodziło. Zaraz rozejdziemy się każde w swoją stronę. Ja wrócę do swojego życia. On do swojego, o ile jakieś miał poza straszeniem niewinnych dzieciaków. W sumie to dochodziłem do wniosku, że nie miał on innego życia poza tym, którym aktualnie żył. Jeżeli koleś będzie kłopotliwy to będę miał wypierdoliście długą drogę do świętego spokoju.
OdpowiedzUsuńPróbowałem się w jakiś sposób uspokoić. Nie mogłem dać się ponieść negatywnym emocjom. Tylko spokój mnie uratuje. Wycisz się Kai, ale nie trać czujności. Odzyskaj spokój, bo gniew doprowadzi cię do złych rzeczy... Powtarzałem to wszystko sobie w myślach jak mantrę. Taki idiota nie mógł mnie tak łatwo sprowokować.
- Oho, przyganiał kocioł garncowi. - Prychnąłem, spoglądając na niego. - I mi to mówi facet, który ma rękę zamiast macki. Świetnie. Tylko, że o ile ja dam radę to jakoś ukryć i zataić to w twoim przypadku jest to o wiele gorsza sztuka. Co się stanie, gdy stracimy swoje moce? - Zapytałem ni to jego, ni to siebie. - Nie wiem. - Wzruszyłem mimowolnie ramionami. - Nigdy jeszcze nie straciłem swojej mocy, więc możesz mnie oświecić. - Tak, to był sarkazm. Miałem nadzieję, że on tego nie wziął na poważnie. - Uwierz mi... Nie obchodzą mnie twoi koledzy. Ani też to co oni umieją, a czego nie. Zwisa mi to i powiewa.
Przez moment przyglądałem się temu... Próbowałem znaleźć na to jakieś odpowiednie określenie. "Widowisko" chyba będzie dobre. Tak, najlepsze. Nie zamierzałem się do tego wtrącać. Nie byłem ani z jednymi, ani z drugimi. Na ułamek sekundy przeniosłem wzrok na broń.
- Może i jestem mutantem, ale nie jestem głupcem Drake. Zabiję cię i co? Mam stać się taki jak wy? Nie ze mną ten numer. Poza tym nie przyniosłoby mi to żadnych korzyści. Oprócz tej, że pozbyłbym się jednej hieny. Ale na twoje miejsce wezmą kogoś nowego. O tobie zapomną, ale to mnie twoi koledzy po fachu będą mieli na celowniku. Nie, dzięki, ale chyba postoję. Poza tym... Jeszcze mi się przydasz. Nie teraz, ale kiedyś na pewno. Mam już nawet fajny plan wobec ciebie. Ale jak to mówią... Wszystko w swoim czasie i miejscu.
Podszedłem powoli do młodej.
- Idziemy mój młody padawanie. - Rzuciłem do niej, uśmiechając się lekko. - Pamiętaj, że niewolno ci się bać. Oni tylko na to czekają.
- Wiem o tym Kai. - Blondyneczka wskoczyła mi na barki. - Nie sądzisz, że dzisiaj twoja sztuka dyplomacji poszła zwyczajnie się jebać w krzaki? - Zapytała mnie.
- Za to czy ty nie sądzisz, że pięknie się wyrażasz jak na siemdiolatkę? Nie wiem kto ciebie tego nauczył. - Westchnąłem, mając zamiar już odejść.
[Kochana! <3
OdpowiedzUsuńNa pewno Drake i Maya kojarzą siebie nawzajem z Coates. Już wtedy mogli mieć drobne potyczki, Maya dawałaby Drake'owi odpisać zadanie z pszyrki, a on nakryłby ją kiedyś na przemycaniu jedzenia z kuchni czy stołówki i szantażował. W ETAP-ie na pewno Majce nie uszłyby wieści o terroryzmie pana Merwina i próbowałaby z nim rozmawiać, co on odpieprza?. Przyszło mi na myśl, że Drake mógłby przekabacić Maaike na swoją stronę jakąś manipulacją, ślepą obietnicą, a ona w chwili załamania nerwowego przystała na jego propozycję, a później nie mogła się uwolnić.
Wkręcam ich w dziwne relacje, musisz wybaczyć. :c Jak Ty to widzisz?]
Maaike
[Jeśli nie masz zbyt dużo na głowie to śmiało zacznij c:]
OdpowiedzUsuńMaaike
— Oczywiście, że wiem! — oburzyła się. — Jest przed czternastą, a ty wyglądasz, jakbyś miał kaca.
OdpowiedzUsuńMaya stała z podniesioną głową, unosząc wzrok. Nigdy nie zaprzeczyła przed samą sobą, że czasami przez jej ciało przechodziły dreszcze, gdy patrzyła na Drake'a, ale dobrze to maskowała. Teraz również poczuła zimne łapki mrówek biegające po jej karku, plecach i ramionach. Widok krwi na twarzy chłopaka pchał jej myśli ku torom, że to wcale nie była jego krew.
Postanowiła o to nie pytać. Ani za długo nie patrzeć.
— Jesteś sam? — Zerknęła mu przez ramię, stając na palcach. — Mogę wejść?
Już od północy miała dziwne wrażenie, którego nie potrafiła zinterpretować. Jakby coś ciążyło jej na ramionach, a niewidzialna mackowata łuna leniwie wisiała nad jej głową. Czy chodziło o bójkę Drake'a? Czy to właśnie dlatego stała przed nim? Czy to dlatego postanowiła wejść w paszczę lwa? Dzieciaki starały się unikać tego domu, a ona z własnej woli dobijała się do drzwi. Mało tego! Zachowywała się, jakby Drake wcale nie był taki straszny.
Ale wcale tak nie sądziła.
Prześlizgnęła się obok blondyna i rozejrzała po holu, próbując zlokalizować skąd wyczuwała nutkę niepokoju. Czy przebywanie sam na sam z psychopatą miało z tym coś wspólnego? A może chodziło o świadomość broni pochowanej we wnętrznościach mieszkania? Obydwa? Maya nie mogła uwolnić się od myśli. Naprawdę chciała wierzyć, że Drake nie jest zły do szpiku kości.
No bo przecież nic jej nie zrobił.
A ludzi ocenia się po tym, jacy są dla ciebie, a nie dla ogółu, prawda?
— Masz zamiar tak latać z tą krwią do końca życia? Nie wiem czy podwyższysz swój autorytet w taki sposób. Dzieciaki mogłyby pomyśleć, że dostałeś manto — stwierdziła.
Złapała się na patrzeniu na jego rany. Jednak ciekawość wygrała.
— Dostałeś? — zapytała, przypatrując mu się uważnie.
Chciała wyglądać poważnie, jednak w szarych, poszarpanych dresach, trampkach z motywem urywków z komiksu i w koszulce z postaciami z bajek nie wyglądała zbyt profesjonalnie.
— W każdym razie wypadałoby zrobić z tym porządek. — I tak masz już wystarczająco straszną twarz, dodała w myślach. — Pomóc ci?
[No co Ty! Bijemy się tylko w wątkach, a jako autorki siedzimy razem na altance, popijamy herbatkę i myślimy, jak jeszcze możemy pomęczyć nasze postacie :3]
Maaike
Maya nie wiedziała jak zareagować. Po prostu stała z wytrzeszczonymi oczami i dziwną miną, słuchając wrzasków i patrząc na wygibasy Drake'a, jakby właśnie odprawiał pradawny rytuał przywołania deszczu, zakończony mistycznym klaśnięciem pośladkami o podłogę. Znając Drake'a, nagrabiłaby sobie otwartym śmiechem, więc z całych sił ukrywała rechot i zasłaniała twarz, dopóki się nie uspokoił - wtedy udawała, że nic takiego nie miało miejsca.
OdpowiedzUsuń— Dobrze, ewentualnie ci pomogę.
Upięła dredy w niechlujny, szybki kok, żeby nie musieć ich odgarniać za każdym razem kiedy się pochyli. Przyjrzała się Drake'owi i stwierdziła, że wygląda jeszcze gorzej niż wcześniej - nie umył dokładnie twarzy, krew nadal była zaschnięta, ale miejscami spływała leniwie razem z płynem, który pienił się na otwartej ranie na czole. Włosy miał poplamione, a oczy tak samo zimne jak zawsze. Mayi ta sytuacja kojarzyła się z zamkniętym w klatce agresywnym drapieżnikiem, któremu trzeba podać jedzenie - zwierzę wie, że dostanie jedzenie, ale dlaczego miałoby nie skorzystać z okazji i nie ugryźć?
Namoczoną gąbką porwaną z łazienki pozbyła się krwi z twarzy i dłoni Drake'a, nie dotykając go bardziej niż byłoby to konieczne. Ruchy Mayi były pewne, ale delikatne. Jej przyjaciel - pan doktór w ETAP-ie - często robił dokładnie to samo z nią, zwłaszcza kiedy poobcierała sobie skórę jeżdżąc na desce, rolkach, uprawiając amatorski parkour czy wspinając się po drzewach.
— Ławka cię pobiła? Matko, nie wiedziałam, że ławki są takie brutalne... — przejęła się, wycierając skórę Drake'a ręcznikiem. — Jak to się stało, że dałeś się sprać ławce? Diana nie da ci spokoju jeśli się dowie.
Dobrze pamiętała jak Diana podśmiewała się z Drake'a. W Coates co chwila słyszała o Merwinie, Ladris i Sorenie, knujące trio. Według niej Diana podskakiwała do Drake'a tylko dlatego, że Caine ją bronił. Pokręciła głową. Zostaw tę modę na sukces, Maya.
— Nieznana siła? — zapytała, czytając etykietę płynu dezynfekującego. To, co Drake trzymał w łapie, okazało się zakamuflowanym spirytusem, ale wolała już mu odpuścić nauki o pierwszej pomocy. I tak mu się nie przydadzą. — Może to byłam ja, może. A może nawet taki okrutny człowiek jak ty ma swojego anioła stróża? — zarzuciła tandetą z uśmiechem.
Przemyła rozcięcia odpowiednim płynem, nie zapominając również o ranach na kostkach, a następnie nakleiła plaster na czoło Drake'a.
— No, naprawionyś. Dałabym ci naklejkę Dzielnego Pacjenta, ale niestety nie mam jej przy sobie. — Wstała z kucek. Podniosła brew w zdziwieniu, gdy Drake w nietypowy dla siebie sposób zapytał ją o cel wizyty. — Może wcale nie jestem delikatną damą-niewiastą, skoro sama przyszłam do loża potwora? Może po prostu przyszłam porozmawiać jak potwór z potworem? — Zrobiła krótką przerwę. Przełknęła ślinę. Zdecydowała się zapytać wprost. — Chcę wiedzieć, dlaczego Caine doznał objawienia i obiecuje wszystkim sprawiedliwość, bezpieczeństwo i inne bzdety. I nie, Drake, nie uwierzę w cudowne nawrócenie, bo wiem, że terroryzowanie Coates przez ostatnie kilka miesięcy nie pójdzie w zapomnienie po tygodniu.
[Co takiego? :3
W ogóle podoba mi się styl w jakim piszesz i jak prowadzisz Drake'a. Cieszę się, że nie nastawiłaś go na psychopatę over 9000, wplatasz humor i pamiętasz, że w gruncie rzeczy Drake to dzieciak. <3]
Maaike
Przygryzlem nerwowo Dolna wargę. Ale nie na tyle, żeby ją doszczętnie przegryźć.
OdpowiedzUsuń- To że ty taki jesteś to nie oznacza, że ja też chcę taki być. Problem w tym, że ona nic tobie nie zrobiła. Uważacie siebie za grom wie kogo. - Powiedziałem, wzdychajac ciężko. - Sadze, że gdybym ci na spokojnie powiedział "puść ją" to raczej na wiele by się to nie zdało. Z wami trzeba twardo. - Spojrzalem na niego uważnie po czym odwróciłem się plecami. - Na nas już czas.
Krok do przodu i glowa do góry i można było wracać.
- I czego jeszcze? - Zapytalem, myslac, że to tamten do mnie mówi. - Może jeszcze frytki do tego? - Kupiłem sobie z niego. - Ciebie to już chyba naprawdę pogrzalo. - Młoda szarpnela mnie, wskazując palcem na kojoty.
- O chuju złoty. - Wymknelo mi się z ust. Przygladalem się temu zjawisku przez chwilę. - Nie wiem co mi zrobiłeś, ale jeśli to ma być żart to jest zdecydowanie bardziej niż kiepski karyplu. - Zaraz zamilklem, widząc minę chłopaka. Był tak samo zszokowany jak ja i mała. - Więc na serio to coś gada.
Jak na mój gust to w tej chwili właśnie powinniśmy wiać. Albo pokazać im gdzie raki zimują. Kojoty rzuciły się na naszą trójkę. I psa. Dlatego też w tym momencie użyłem telekinezy i je odrzuciłem. Daleko. Chwycilem tego kolesia, bo nie chciałem mieć go na sumieniu. - Spierdzielac stąd. Albo inaczej... - Zmieniłem zdanie na ułamek sekundy, kiedy nastepna gromada na nas wyskoczyla. Znowu je odrzuciłem a Nika wypuściła w nich kilka ogromnych, ognistych KUL. - Teraz wiejemy zanim powstaną. - Rzucilem. Wszyscy rzuciliśmy się do ucieczki. Było mi nieco ciężko z Nika na plecach. Ale gdybym kazał jej teraz biec to jeszcze bardziej by nas spowolnila.
- Kurwa ile ich tutaj jest? - Zapytalem, kiedy zza rogu wylazly jeszcze inne kolory.
Maya poczuła kolejny dreszcz, kiedy jej ciało zetknęło się ze ścianą. Sama nie była pewna, czy stopniowe cofanie się było swoistym mechanizmem, ale czuła się jak ofiara zapędzona w kąt. Właściwie to nie dziwiła się, że jej pierwsza myśl była o bezsilności - na pewno nie ona pierwsza była traktowana przez Drake'a jak zabawka. Przywarła plecami do chłodnej ściany, jakby miało jej to w jakikolwiek sposób pomóc; jakby liczyła, że magicznym sposobem uda jej się przeniknąć przez fundament i wypaść po drugiej stronie, na zewnątrz.
OdpowiedzUsuńA to wszystko nasiliło się, kiedy Drake się nad nią pochylił. Mimo że przed chwilą była równie blisko chłopaka, teraz jego obecność ją przytłaczała. Atmosfera się zmieniła. Jego zapach działał na nią niepokojąco, a świdrujące, puste oczy budziły obawę. Doskonale wiedziała, że Merwin się bawi, że wdepnęła w jego teatrzyk, a kiedy zakładała mu opatrunek, on przywiązał do jej kończyn niewidzialne nitki i teraz je pociągał - została jego marionetką.
— Armia niewolników..? — zapytała głosem cichszym i mniej pewnym, ale szybko wytłumaczyła sobie, że to przez niedowierzanie, a nie strach. A przynajmniej chciała to wierzyć. — W jaki sposób?
Ośmieliła się spojrzeć Drake'owi prosto w oczy. Zauważyła, jak jego źrenice się powiększają, choć spojrzenie pozostawało tak samo lodowate i bezwzględne. Pamiętała, że źrenice powiększają się podczas kłamstwa, ale równie dobrze Drake mógł cieszyć się z sytuacji, z owijania macek wokół Mayi, z górowania nad nią. I gdyby tylko Maya nie miała tak czarnych tęczówek, Drake z pewnością zauważyłby, jak duże ma źrenice.
Spojrzała na jego rękę, która znajdywała się niebezpiecznie blisko jej głowy. Żyły na przedramieniu wydawały się pulsować i Maya zaczęła się zastanawiać, czy Drake wykrwawiłby się przez nacięcie ich. Szybko jednak każda droga ucieczki czy obrony jaką wymyśliła poszła w zapomnienie, ustępując szoku i niedowierzaniu, których nawet nie kryła kiedy z powrotem patrzyła na twarz Drake'a.
— Zabetonować dłonie? — Maya niemal wypluła te słowa. O takie bestialstwo osądzałaby Drake'a bez wahania, ale Caine? Czy Caine również był psychopatą? Wiedziała o jego manii wyższości, ale... Mayę ogarnął strach. ETAP jest idealnym polem do wyodrębnienia najpaskudniejszych cech. Daje poczucie władzy. Daje poczucie bycia Bogiem. Jeśli Caine był tak samo zepsuty jak Drake, ich duet z pewnością zwiastuje mroczne czasy. Bardzo mroczne czasy. — Nie... Nie możemy na to pozwolić. Nie! Trzeba go powstrzymać! Słuchaj, Drake, jeśli Caine dopnie swego i zostanie burmistrzem, możemy się żegnać z jakimkolwiek prawem - naszym, prawem człowieka... Boże, on zrobi własny kodeks. Wyobrażasz to sobie? Będzie się liczył tylko on. On i Diana. Król i Królowa. Przestaniesz cokolwiek znaczyć, Drake, nie będziesz już im do niczego potrzebny. Musimy powiedzieć Radzie. Muszą wiedzieć! Im wcześniej zaczniemy działać, tym lepiej.
Maya zupełnie zapomniała już o tym, że przed chwilą czuła się bezsilna. Owszem, czuła się zamknięta w klatce, w klatce imieniem Drake Merwin, ale wizja gróźb z jego strony i wizja tyrana na tronie... Zdecydowanie bardziej przejęła się Caine'm.
Wyślizgnęła się płynnym, szybkim ruchem między kratami klatki i spojrzała na chłopaka, wstrzymując się od złapania go za nadgarstek.
— Chodź, musimy powiedzieć Radzie — powtórzyła się. — Sam mówiłeś, że możemy coś zmienić! Nie stój tak, chodź! — Podniosła na niego głos jakby był jej dobrym kumplem, a nie lalkarzem, który lekkim ruchem ręki mógł kazać jej ciału robić to, co mu się żywnie podoba. — Drake!
[Przerwa wyszła Ci tylko na dobre, bo teraz piszesz bardziej w swoim stylu - pisząc z ludźmi chcąc nie chcąc uczysz się troszkę od nich warsztatu, tak samo jest z czytaniem książek :3 Chciałabym kiedyś coś jeszcze z Tobą napisać tak szczerze mówiąc. c: Zamach na Caine'a? A róbmy! Tylko co się stanie jeśli ktoś go przejmie? :C]
Maya
[O, czyżby tegoroczna maturzystka? Jeśli tak to high five :)
OdpowiedzUsuńMyślałam, myślałam i nic nie wymyśliłam, więc zostaje nam tylko stara dobra burza mózgów. Na pewno wpakowałabym ich w jakąś wyjątkowo kłopotliwą i niebezpieczną sytuację, bo nie może być inaczej. Mogłybyśmy skorzystać z bandy zmutowanych kojotów albo podpitych przeciwników mutantów, którzy postanowiliby zaatakować stację benzynową Chevron. Drake i Chey zabarykadowaliby się w środku, ale pijani idioci zaczęliby się bawić ogniem, żeby ich wykurzyć, a jak wiadomo - benzyna i płomienie to niezbyt dobre połączenie. Lub możemy spróbować wysłać ich za miasto z jakąś misją od Sama/Caine'a/Alberta czy innego samozwańczego przywódcy. Minął dopiero tydzień od zniknięcia dorosłych, ale gdybyśmy przeskoczyły nieco w czasie do przodu, pomysł mógłby się sprawdzić. Mianowicie jedynym źródłem wody pitnej stało się jezioro. Dzieciaki, które wypiłyby wodę z najnowszego transportu, mogłyby zapadać na dziwną chorobę - zupełnie by im odbijało, byliby strasznie nieobliczalni, toczyliby pianę z ust, itd. Chey i Drake mieliby zbadać sprawę, więc wyślemy ich w podróż, w międzyczasie napadną na nich zmutowane stwory, na miejscu okaże się, że jezioro zamieniło się w cuchnące, bulgoczące bagno, nad którym żyje cała grupa chorych, którzy się na nich rzucą. Czyli ogólnie rzecz biorąc, proponuję ci dużą rozróbę xD Mów szczerze, co o tym wszystkim myślisz i czy da się z tych pomysłów cokolwiek wyciągnąć :) ]
Cheyenne
[Aj noł. Chemia mnie rozłożyła. Szykuje się rok siedzenia w domu, zwłaszcza że 70% ubiegłorocznych maturzystów powtarzało maturę w tym roku i zabiorą wszystkie miejsca. Po prostu CKE wzięło i nas udupiło, nazywajmy rzeczy po imieniu xD
OdpowiedzUsuńMwhahahahaha! *śmiech szalonego naukowca* Cieszę się, bo myślałam, że po tej przerwie od blogów moje pomysły będą bez sensu. Nie mam nic przeciwko połączeniu tych pomysłów, ale jestem tak wredna, że zaczęcie zrzucam na ciebie, więc to ty będziesz musiała kombinować na upartego! <333
Chyba że naprawdę, naprawdę, naprawdę nie chcesz zaczynać. Ale uprzedzam, że jestem w tym kiepska :) ]
Cheyenne
Kobiety miały ogromny potencjał, aby rządzić światem, ale to mężczyźni wymyślili rozpraszające rzeczy i zagarnęli wszystko dla siebie. To oni wywoływali bezmyślne wojny, bo ktoś mi zajął ziemię, zamiast reformować oraz utrzymać silne państwo. Wielcy królowie byli jedynie dziećmi, bawiącymi się w piaskownicy i budującymi zamki z pisaku. Rozlatywały się z podmuchem wiatru. Za nimi stały królowe, doradczynie, szpiedzy, którzy praktycznie władali państwem. Panie, jak to płeć piękna, chcąca zadowolić facetów, pozwalała się rozpraszać. Zdobyć świat i dobrze przy tym wyglądać. Malując się, projektując ubrania i zakładając szpilki, w których to Phil ledwo chodziła, ale za to celnie rzucała. I tak oto te wszystkie dekoncentrujące rzeczy pochłonęły kobiety na tyle, aby zaprzestały dążyć do władzy, zostawiając ją mężczyzną. Jakby dobrowolnie przekazały koronę, odsuwając się na bok i zajmując sobą. W procesie ewolucji wszystko ulega zmianom, a przestrzeń mózgu coraz to zaczęły zajmować inne rzeczy. Jak dobrze, że umysł Phil zmutował się w inny sposób. Jak dobrze, że wolała pistolety od szminek. Bywały użyteczniejsze. Powalały, zmuszały i raniły. Tak jak ona za pomocą swojego umysłu. Naginanie czyjejś woli do swojej było jej ulubionym zajęciem w ETAPie. Była u władzy, pociągała za sznurki, zmuszała kogoś do spełniania swoich poleceń. A najlepsze w tym wszystkim było to, że ofiara doskonale pamiętała wydarzenia z najmniejszymi detalami i doskwierającą przy tym niemoc. Gdy Phil już gdzieś wpełzła, trudno było ją wygonić.
OdpowiedzUsuń- Wymyślę coś odpowiedniego do twojego przewinienia, gdy uporamy się z tymi amatorami. - Posłała uśmiech w jego stronę, następnie poświęcając uwagę komicznej bójce. Rzeczywiście, wyglądała jak przedstawienie teatralne. Jak wcześniej zaplanowana sekwencja ruchów, którą ustalało się, aby nikt zbytnio nie ucierpiał. Bez sensu. Walka powinna iść na całego. Krew miała bryzgać na ziemię, powietrze przepełnione od krzyków, powinno wabić niepożądanych gości, a kości miały się łamać na prawo i lewo. Ale czego można było spodziewać się po dzieciach, które wiedzę o walce czerpały z filmów lub gier komputerowych.
Momentalnie zaczęli na nią spoglądać, gdy Drake wspomniał o "damie". Mimo że byli młodsi, to Philippa przewyższała ich jedynie o parę centymetrów. Uśmiechnęła się, wychodząc z kółka. - Właśnie panowie. Zhańbiliście swój honor. - Stanęła pośrodku, przerzucając wzrok z wcześniej walczących chłopców, którzy spoglądali na nią z niemym pytaniem. Odwróciła się do tyłu, wślizgując się do umysłu dobrze zbudowanego chłopca. - Uderz go. - Bez chwili wahania spełnił jej polecenie. Potem poszło szybko. Wchodziła i wychodziła do cudzych głów, rzucając prostymi poleceniami, a gdy zamykała połączenie, nikt już nie przestawał. Stworzył się zbyt duży chaos. Nie wiedzieli czemu walczą, beznamiętnie tłukli się pięściami, kopali nogami i zwalali się na ziemię. Odpowiadali agresją na agresję. Teraz prezentowali większą klasę, a nabytego doświadczenia nikt nie będzie żałował. Łamane kości, płynąca krew, kolejne siniaki. Można by z tego utworzyć piękny obraz.
Zdążyła schylić się przed promieniem światła, który trafił w pobliską skałę, rozbijając ją na drobne części. Oho, do gry dołączyły i moce. Jeśli jeszcze wpadną gające kojoty, rozpęta się prawdziwy Armageddon.
Przeturlała się, dochodząc do jednego z mocniej umięśnionych dzieciaków, który obijał dwie mordy jednocześnie. Za dobrze mu szło. Ktoś musiał mu poprzeszkadzać. Zaczęła okładać zaskoczonego chłopca pięściami, nie szczędząc przy tym siły. Celowała w nieosłonięte lub kruche części ciała. Aby zadać jak najwięcej bólu. Brzuch, klatka piersiowa, głowa. Z twarzy nie schodził jej uśmiech, a spojrzenie szukało coraz to nowych celów. Ile dzikiej satysfakcji z tego płynęło! Miała w poważaniu, że ofiara jest młodsza, niedoświadczona i przestraszona. Nie umiał się bronić, więc był stracony.
Nagle do jej uszu doszedł krzyk. Inny. Niewymuszony czy bolesny. Brzmiał bardziej jak okrzyk bojowy. Odrzuciła pobitego chłopca jak zużytą chusteczkę, który zatoczył się i ucałował ziemię.
Usuń- Drzewo! - Krzyknęła, chcąc przebić się przez arię najróżniejszych dźwięków. Jeden z mutantów uniósł je za pomocą telekinezy, celując prosto na kompana Phil. - Drake, uważaj!
[ Wreszcie skończyłam! Zróbmy z tego chłopca bossa, hue hue. Cicha woda, brzegi rwie. Ciężki do pokonania, nawet Phil nie będzie potrafiła wślizgnąć się do jego myśli. :D ]
Wierny kompan Philippa
Zdezorientowana spojrzała na Drake'a. Troszczyć się? Ściągnęła brwi. Przecież Drake też był człowiekiem, okropnym co prawda, ale był - i w dodatku Maya nie miała tak naprawdę za co go nienawidzić, skoro nie zrobił jej bezpośrednio krzywdy. Może była głupia i naiwna, ale nie miała w zwyczaju przypisywać ludziom etykiety tylko dlatego, że ludzie coś gadają. Dlaczego Drake tak drwiąco zareagował na troskę? Chyba był bardziej pokrzywdzony i samotny niż myślała.
OdpowiedzUsuńCzy stąd wziął się jego sadyzm? Cholera, Maya, nawet go nie znasz! Czemu zastanawiasz się nad jego głową? Co z tą migającą lampką ostrzegawczą? Czy ty naprawdę musisz się pchać w niebezpieczeństwo? Ryzyko wyzwala adrenalinę, ale to jest głupie ryzyko. Maya, ty masochistko..., skarciła się w myślach. Drake jednak za bardzo ją ciekawił. Fascynowało ją to, że nie mogła czytać z niego jak z otwartej księgi. Umykał jej. Jego mechanizm wydawał się prosty: wyżyć się i straszyć. Ale Mayę zastanawiało, dlaczego? Po co? Skąd się to wzięło? Co takiego widział w broni, że dotykał ją w delikatny, czczący sposób, jak rastamani podawali sobie blanta czy mnisi, którzy głaskali swój święty posążek..?
— Drake?
Wyrwany z transu chłopak spojrzał na nią zmieszany. Schował pistolet i zaczął napychać się magazynkami. Skoro tak dbał o wyposażenie, to co jeszcze mógł ukryć? Przyszedł jej na myśl jeden z pingwinich komandosów, który potrafił wyrzygać dosłownie wszystko. Może Drake też tak potrafił?
— Oj nie przesadzaj, Drake — burknęła. — Nie nagrabiłeś sobie tak bardzo. Wprawdzie dzieciaki wolą pić i zajadać się słodyczami niż srać w gacie na myśl o Wielkim Drake'u Merwinie. Caine obiecuje im lepsze życie, Rada kiwa głową, ale tak naprawdę nikt nikogo nie słucha. Po coś na pewno Sam i Astrid utworzyli tę Radę, prawda? Mówili coś o zagrożeniu, mniejsza, ale słuchaj - my wiemy o zagrożeniu, więc rozsądnie będzie im o tym powiedzieć. Znasz Caine'a, znasz mnie, może uznają, że postanowiłeś być dobry i... eh, co ja gadam. Pewnie nawet mi nie uwierzą, bo jestem z Coates.
Podparła dłonią czoło. Może miał rację? Byłoby prościej, gdyby znała członków Rady lepiej. I gdyby nie traktowała tego systemu tak absurdalnie - znikają dorośli, płacz przeplata się z chaosem, grupka heroicznych dzieciaków chce wprowadzić porządek, ale większość ma ich w dupie i żyje po swojemu.
— Dobrze. Dobrze, zrobimy po twojemu. Ale przydałby się jakiś plan, prawda? Masz rację, Caine zareaguje na dyplomację manipulacją, trzeba znaleźć jego czułe punkty. Dia...
Przerwała, uświadamiając sobie podtekst w zdaniu Drake'a. Spojrzała na jego twarz, na jego krocze i znów na jego twarz, podnosząc brew w mieszance zdziwienia i wyzwania. Widocznie Drake je podjął, bo nie musiała długo czekać na jego reakcję - chłodna lufa wystrzeliła zimne igiełki wzdłuż jej działa, jeżąc włosy na rękach dziewczyny. Znowu dała złapać się w pułapkę. Pamiętała, jak miesiąc po nowym roku Drake wpadł w szał. Katował chłopaka na korytarzu szkolnym, rozkoszując się jękami bólu i okrzykami przerażenia. Był w transie tak głębokim, że nie dało się go odciągnąć. Nie przestraszyła się samej bójki, a wzroku - obłąkanego wzroku szaleńca, przepełnionego przemocą, brutalnością i agresją, niczym zwierzę.
Teraz widziała tylko zimny błękit.
Niemniej nie lekceważyła jego gry.
Postanowiła w nią grać, a nagrodą było rozpracowanie psychiki Drake'a Merwina.
— Nie zabijesz mnie... Ale będziesz straszył i terroryzował. — Spojrzała na niego przenikająco. Nie pytała. Stwierdzała. Miała kilka przemyśleń, ale postanowiła nie drążyć tematu. — Więc jaki jest plan? Znając ciebie i twoją nienawiść do Diany pewnie chciałbyś ją porwać i się znęcać, torturując ten sposób nie tylko Dianę, ale i Caine'a, by zobaczyć, jak się przed tobą płaszczy, dobrze myślę?
[No ba! Mnie również nie ma na innym grupowcu, ale możemy pisać indywidualnie na mailu czy GG :3 BTW, coś czuję, że Maya dostanie syndromu sztokholmskiego. Postać mi sie wymyka spod kontroli!]
Maya
— Owłosione robaki? — zdziwiła się. — Najwyraźniej są martwe.
OdpowiedzUsuńMaya przyzwyczaiła się do mieszanych zdań na temat jej włosów, ale opinii o owłosionych robakach jeszcze nie słyszała. Nie wiedziała tylko dlaczego Drake palnął o jej włosach. Mayka, weź się ogarnij, nie analizuj go cały czas. Im dłużej z nim rozmawiała, tym bardziej miała mętlik w głowie. Nie używała telepatii, nie wchodziła mu do umysłu - pewnie z obawy, co mogłaby w nim zobaczyć - więc zdawała się jedynie na własną intuicję i wiedzę opartą na doświadczeniu i książkach psychologicznych, ale nie umiała powiązać ze sobą faktów. Coraz mniej myślała o rozgryzieniu Drake'a, a więcej o nim samym; o jego towarzystwie. Niepewność, niepokój, fałszywe poczucie bezpieczeństwa i dwa odmienne charaktery zamknięte w świecie bez zasad, połączone interesem. Uciekaj, Maya.
Zamknij się, chcę coś zobaczyć.
Swoją śmierć?
Mniej więcej.
— Masz bardzo niehumanitarne fantazje — stwierdziła. Podczas gdy wokół niej krążył, Maya spoglądała mu na ręce i twarz, mając nadzieję wyłapać czy Drake zdecyduje się znów pomacać ją bronią. — I ja mam ci w tym pomóc? A skąd będę mieć pewność, że będę bezpieczna, gdy tobie nie będzie już nikt zagrażał, a ja stanę się niepotrzebna? Nie wierzę, że uspokoisz swoje sadystyczne zapędy po obaleniu Caine'a. Myślę, że się rozkręcisz. Że będziesz gorszy.
I w tym momencie do niej podszedł, a Maaike drgnęła jak wystraszona zwierzyna, gdy ją dotknął. Dopiero kiedy obydwoje patrzyli sobie w oczy, dotarło do niej, że fantazje Drake'a są całkowicie szczere i bardzo realne. Nie udawał. Nie wyolbrzymiał. On naprawdę o tym myślał. To nawet nie były marzenia - to rzeczywiście były plany.
Przełknęła ślinę.
Jego śmiech wzdrygnął dziewczyną, ale mniej intensywnie niż dotyk. Zimny śmiech. Śmiech hieny.
— Strach napędza do działania — wymamrotała. — Strach daje adrenalinę. Strach jest dobry, jeśli umiesz nad nim panować. I nie chodzi mi tutaj o sianie terroru - chodzi mi o samokontrolę.
Odsunęła się, robiąc krok w tył. Poczuła wielką ulgę na wieść, że śmierć z rąk Drake'a jej nie grozi, ale nie poddała się radości. Dobrze wiedziała, że śmierć oznacza koniec zabawy - ważniejsze jest to, co Drake planował w razie niesubordynacji. A kiedy zwracał się do niej grzeczna dziewczynko, traciła zapał na kombinowanie z kompletnie nieznanych sobie powodów. Usiadła na kanapie i powinęła kolana do piersi. Przygryzła wargę i patrzyła nieobecnie w nieokreślony punkt przed sobą.
— Nie musimy tam iść. Telepatia nie ma ograniczeń odległościowych — wyjaśniła. — Skąd w ogóle wiesz? Zresztą, nieważne. Nie jestem pewna, czy umiem na tyle wykorzystać telepatię, by poznać wszystkie jego sekrety za jednym razem... Jestem pewna, że mogę go zmusić do pewnych rzeczy, podsunąć pomysły, prowadzić z nim dialogi w umyśle, ale czy umiem wejść mu do głowy? Nie wiem. — Zamyśliła się. Nie odzywała się przez kilka chwil. — Puff. Caine obawia się puff. Zniknięcia. Żywi niechęć do swoich rodziców. Myśli, że jest adoptowany. Jest zły na ciebie, bo nie przyszedłeś się z nim dzisiaj spotkać. Wrzeszczy, a Diana udaje, że go słucha. — Wplotła rękę we włosy. — Planuje coś, ale nie wiem co. Czuję, jak bardzo chce władzy. Czuję, jak jego siła i pewność siebie rośnie wraz z każdym dzieciakiem, którego uda mu się zmanipulować.
Zamrugała szybko i wyprostowała się, patrząc na Drake'a.
— Wiesz, wydaje mi się, że on tylko ma za duże ego. Czy to naprawdę wystarczający powód, żeby skazać go na tortury? — zapytała, obejmując nogi ramionami. — Może po prostu wystarczy odpowiednio wjechać mu na ambicję?
[Syndrom sztokholmski raz, proszę! c: Maya będzie miała przebłyski zwątpienia, więc Drake będzie musiał się bardziej postarać o jej lojalność i ufność!]
Maya
Czy dotyk Drake'a ją brzydził? Nie, raczej nie. Maya lubiła bliskość fizyczną - przytulanie było na porządku dziennym, tak samo jak chodzenie ze wszystkimi za rękę czy głaskanie po głowie. Nie miała problemu kiedy nieznani jej ludzie przypadkiem otarli się o nią ramieniem. Potrafiła wtulić się w nowo poznaną osobę jak w przyjaciela. Jednak kiedy Drake ją dotykał nie mogła powstrzymać się przed tym dziwnym uczuciem, które w gruncie rzeczy nie było ani złe, ani dobre. Kontrolował te uczucie, przechylając szalę w jedną lub drugą stronę, manipulując w ten sposób jej odczuciem.
OdpowiedzUsuńMusiała coś z tym zrobić. Nie mogła cały czas pokazywać mu jak na nią działa.
Skrzyżowała nogi, siadając po turecku i rozpuściła włosy, którymi zaraz zaczęła się bawić przeplatając jednego z owłosionych robaków między palcami i trącała powplatane weń koraliki i malutkie piórka. Myślała nad jego słowami. Faktycznie opinia o Drake'u była mocno przesadzona, bo według niej był inteligentnym, wcale nie ślepo agresywnym chłopakiem. Mogła z nim rozmawiać mimo chwilowych napadów wątpliwości i dreszczy, ale tak naprawdę nie czuła się zagrożona. Wcale nie był aż taki zły.
— Masz rację. Nie wmówię ci, że nigdy nie wyobrażałam sobie tortur. Groziłam, wymachiwałam nożem i krzyczałam, ale na myśleniu się skończyło. Tutaj się różnisz, Drake. Oprócz myślenia, działasz. Nie wiem czy byłabym zdolna spełnić scenariusze z Piły. Ale ty? Ty śmiałbyś się wesoło i cieszył jak dziecko rozpruwając człowiekowi brzuch i robiąc zwierzaki z jelit jak klaun z balonów. Ale wiesz co? Myślę, że jeśli nauczysz się żyć między bodźcami, które cię prowokują, będziesz całkiem... normalny, o ile to słowo jakkolwiek się do ciebie odnosi. O ile w ogóle da się zdefiniować normalność. — Spojrzała na niego. — Tak, pomogę ci. Jeśli tylko mnie, mojemu psu i moim przyjaciołom nie stanie się krzywda. Jeśli nauczysz mnie strzelać z broni i pokażesz kilka trików przydatnych w walce. Nie chcę być kulą u nogi. Chcę tylko, żeby w ETAP-ie był względny spokój. Chcę nie martwić się o to, czy jacyś kretyni nie splądrują mi domu, bo czują się bezkarni. I tak jak ty, chcę sprawiedliwości u władzy.
Chciała jeszcze dodać kilka słów, ale plastikowa butelka po wodzie rąbnęła z impetem w okno w salonie. Nie trafiła jednak na tyle mocno, by zrobić cokolwiek poza tępym łomotem.
— Ty ośle! Tu mieszka Merwin! Spadamy!
— O kurwa!
— Biegnij!
Maya uśmiechnęła się pod nosem. Chłopcy nie mieli więcej niż czternaście lat, co oceniła po głosach i po tym, jak bardzo wierzyli w opowieści o Drake'u. Spojrzała na swojego towarzysza, ciekawa jak ten zareaguje. Mógł potraktować to jako prowokację i polecieć za nimi, ale właśnie przed chwilą rąbnął gadkę o lepszej przyszłości, a ona mówiła mu o życiu między drażniącymi bodźcami.
[Ja już nie mogę się tego doczekać. <3]
Nie było innego wyjścia jak tylko uciekać z tamtego miejsca. Dla mnie było to trochę trudne, zważając na fakt, że na plecach miałem niezły balast w postaci siostry. Już ja z nią pogadam na temat takiego wychodzenia z domu. Nie dość, że zmarnowałem kilka godzin na odnalezienie tej smarkuli, spuściłem łomot szeryfowi to jeszcze teraz goniły nas gadające i przerośnięte kojoty. I pomyśleć, że to wszystko w jeden dzień. To mi się w głowie nie mieściło. Ok, ludzi zmutowało, ale żeby i zwierzęta? Na litość boską...
OdpowiedzUsuń- Jak widać w moim przypadku siłownia i WF bardzo mi się przydały. - Odpowiedziałem, biegnąc dalej. Co jak co, ale z minuty na minutę biegło mi się coraz ciężej. No, a teraz jeszcze musiałem współpracować z szeryfem. Panie Boże kochany za coś ty mnie tak pokarał? Przecież ja tylko chciałem sobie na tym padole łez spokojnie żyć. Nikogo nie zabilem, nie okradłem, nie zgwałciłem, prawa nie złamałem... No kurwa za co to wszystko?
Kiedy tamten grzebał się gdzieś przy samochodzie to ja z młodą odpieraliśmy szturm kojotów. Śmiało mogłem przyznać, że szło to nam całkiem nieźle. Tylko, że te włochate skurwisyny nie odpuszczały tak łatwo. Wskoczyłem do samochodu, wrzucając uprzednio Nikę i psa. Odetchnąłem z niewyobrażalną ulgą. Odjechaliśmy.
- Jeszcze mamy ogon za sobą. - Stwierdziłem, patrząc jak te wszarze biegną za nami. Biegły zdecydowanie za szybko jak na zwykłe kojoty.
- Kai... Ja przepraszam... - Zaczęła Nika.
- Porozmawiamy dosyć poważnie w domu. - Wycedziłem do niej, aż się wystraszyła.
- Ale ja...
- Zamknij się i siedź cicho. - Powiedziałem ze złością i jakąś nutą agresji w głosie. Spojrzałem w lusterko. Kojoty nie ustępowały.
- Zjedź w las i jedź piaskową drogą z jakieś piętnaście kilometrów. - Rzuciłem do Drake'a. Lepiej aby mi się nie sprzeciwił, bo nerwy i tak ledwo już trzymałem na wodzy. Droga prowadziła do mojego domu. Ale raczej nie chodziło mi teraz o dom. Raczej o pułapki, które były tam przed nim porozstawiane.
[Mam nadzieję, że nie jest tragicznie ;) I dziękuję, dziękuję, dziękuję za zaczęcie <333 ]
OdpowiedzUsuńChey nie do końca rozumiała, dlaczego to właśnie ją wysyłali na tę durną misję, za partnera dając jej sadystycznego prostaka. Nie znała się specjalnie na epidemiach, jej domeną były komputery, nie posiadała też umiejętności Rambo, więc w razie nieprzewidzianych wypadków jej pierwszym instynktem byłoby podstawienie nogi Drake'owi, a następnie ucieczka. Może samozwańczej Radzie Miasta złożonej z samych kretynów chodziło właśnie o to, że ze wszystkich osób to jej najłatwiej będzie pozbyć się Merwina, wystarczyło spojrzenie lub dotyk, by stał się nieszkodliwy, a tym pseudo-przywódcom mogło zależeć na nieszczęśliwym wypadku chłopaka. Cheyenne na wszystkie sposoby próbowała wymyślić logiczne wytłumaczenie jej udziału w tym chorym przedsięwzięciu, ale nie potrafiła znaleźć wyjaśnienia i w końcu się poddała. Nie było sensu rozmyślać i narzekać, skoro wszystko było już postanowione. Spakowała do plecaka apteczkę, jedzenie, nóż myśliwski i kilka innych, według niej przydatnych rzeczy, ale nie miała zbyt dużego doświadczenia w planowaniu samobójczych wypraw, więc była to raczej zabawa w chybił trafił. Na tylne siedzenie rzuciła też ciężki kij baseballowy, z którym się nie rozstawała. Miała dziwne przeczucie, że będzie musiała go użyć podczas tej pożal się Boże ekspedycji.
Nie ma to jak pogruchotać komuś kości o poranku.
Po usłyszeniu wrzasków Merwina, Cheyenne szarpnięciem otworzyła drzwi. Miała zamiar rzucić kilka niepochlebnych uwag pod adresem tego szowinisty, ale kiedy zauważyła Drake'a wylegującego się na kafelkach, postanowiła zemścić się na nim w inny sposób za nazwanie jej laską. Rzuciła przygotowaną na podróż półtoralitrową butelkę wody na jego napięty brzuch. Co prawda celowała w krocze, ale sądząc po stęknięciu, jakie wydał z siebie chłopak, to też musiało być bolesne.
- Ups, mój błąd. Straszna ze mnie niezdara. - Głos Chey ociekał sarkazmem. Trąciła go stopą w bok, po czym ruszyła na zaplecze - Rusz dupę, nie mam całego dnia.
Drake był idiotą. Myślał, że gdzie się znajdował, w szkółce niedzielnej? To była cholerna stacja benzynowa. Każda taka stacja znajdująca się na wylotówce sprzedawała mapy, więc nie będą mieli problemu z dotarciem do Jeziora Tramonto, o ile ten tępy osiłek nie będzie nawigował. Część dorosłych zniknęła podczas tankowania samochodów, więc środek transportu również mieli zapewniony, mimo że większość aut została już zniszczona przez wandalów, którzy powybijali okna i przedziurawili opony. Ostała się jednak jedna terenówka, która poza obraźliwym graffiti była w miarę dobrym stanie. Problem polegał na tym, że Cheyenne nie potrafiła prowadzić, a pozwolenie, by to Drake zasiadł za kierownicą, było niemal równoznaczne z wydaniem na siebie wyroku śmierci. Nie miała jednak innego wyboru, więc po prostu rzuciła kluczykami w twarz Merwina.
- Dasz sobie radę, troglodyto? - zapytała szyderczo, próbując zamaskować swoją niepewność, gdy wsiadała na fotel pasażera. To nie był zły pomysł. To był tragicznie, absolutnie, bezwzględnie popieprzony pomysł.
Cheyenne
-Szczerze mam gdzieś Twoje problemy, Merwin. I nie, nie ma we mnie odrobinki empatii, szczególnie dla Ciebie- powiedziała, posyłając mu ten jakże przemiły uśmiech. Przglądając mu się tak z uwagą, stwierdziła, że Drake nie potrafi pić. Na każdych imprezach, jakie były organizowane w Coates, zawsze gdzieś tam unikał alkoholu. Pił dopiero w chwili, gdy praktycznie już nic nie zostało. Skrzywił się, gdy alkohol wlał się do jego gardła, na co Diana uśmiechnęła się delikatnie, jakby z satysfakcją i powróciła do leniwego raczenia się swoim czerwonym winem. Smakowało jej, było słodkie, czyli takie, jakie dziewczyna lubiła najbardziej.
OdpowiedzUsuń-Akurat Ciebie to najmniej powinno interesować, Merwin. To nasza sprawa, a że Twój przyjaciel nie mówi Ci o takich rzeczach... Cóż, widocznie tak mało dla niego znaczysz, że woli taką informację zachować dla siebie- powiedziała, wzruszając przy tym lekko ramionami. Nie sądziła, że Cain i Drake się przyjaźnią. Nie, to nie była przyjaźń, raczej rywalizacja. Tak mogłaby to nazwać.
-Zazdrościsz, tylko tyle. Żżera Cię zazdrość, że Cain może mieć lepsze życie seksualne od Ciebie. W sumie, nie dziwię się. Dziewczyny boją się iść do łóżka z takim psycholem jak Ty- dodała po chwili, by następnie syknąć cicho. Spojrzała na swoje ramię, a potem, niewiele myśląc, wolną ręką trzasnęła Drake'a prosto w twarz.
-Posłuchaj mnie, idioto. Jeszcze raz, cokolwiek mi zrobisz, a obiecuję, źle się to dla Ciebie skończy. Za dużo sobie pozwalasz, Drake!- podniosła nawet głos, bo była zdenerwowana. Oj była. A potem, zerwała się z kanapy, i ruszyła przed siebie, w stronę schodów. Miała ochotę skryć się przed Merwinem w jednym z kilku pokoi. Tak aby jej nie znalazł.
Diana
Mogła spodziewać się tego, że Drake ją dogoni. Jakżeby inaczej. Przecież musiał ją dogonić, nie mógł dać jej świętego spokoju. Znieważyła go, spowodowała że się wściekł. I musiał jej się za to odpłacić, bo gdyby tego nei zrobił, nie byłby sobą. Nie byłby Drake'm Merwinem, chłopakiem, którego bał się każdy. Psychopatycznym sadystom, czerpiącym niebywałe przyjemności z zadawanie bólu innym. Wiedziała, że ma wielką ochotę ją zabić. Wystarczyło, że Diana raz spojrzała w jego oczy i już to wiedziała. Że przesadziła, i teraz będzie musiała w jakiś sposób odpokutować, ale jeszcze nie wiedziała w jaki.
OdpowiedzUsuńNie bała się. Przyzwyczaiła się do zachowania Drake'a. Do jego chęci zabicia jej. Było to dla niej już wręcz codziennością. Gdyby był tutaj z nimi Cain, zapewne nie martwiłaby się o nic. Ale tak musiała sobie radzić sama. Mimo, iż Merwin trochę wypił, nadal miał siłę, a ona czuła to bardzo dobrze. Miejście, gdzie ściskał jej ramię piekło i zapewne pozostanie tam ślad. Na nic znowu zdały się szarpnięcia i chęć uwolnienia się z jego uścisku.
Cholera.
-Polecenia?- zapytała, po czym prychnęła tak, jakby usłyszała najlepszy kawał w życiu.
-Nie rozśmieszaj mnie, proszę- mruknęła, po czym spojrzała mu w oczy. I nagle w jej głowie rodził się pewien plan.
Faceci, są tak łatwi w obsłudze.
Przybliżyła się nieco do Merwina, tak że prawie dotykała ustami jego ucha.
-Przepraszam, Drake- wyszeptała, po czym odsunęła się nieco i ręką dotknęła jego policzka, by następnie zsunąć ją na szyję.
-Głupio się zachowałam- dodała, spoglądając na jego twarz.
Z moich ust popłynęła wiązanka siarczystych przekleństw. Raczej nie zanosiło się na to, aby szybko się poddali. Skurwysyny wyczuli okazję i nie ma bata. Zacisnalem dłonie movno w pięści. Tak mocno, ze aż mi knykcie zrobiły się białe. A niechby ich tak wszystkich szlag jasny trafił i krew nagła zalała.
OdpowiedzUsuń- Nawet nie wiesz jak bardzo ta wiedza się przydaje. A zwłaszcza w tak podłych czasach jakie nam tutaj teraz nastały. - Odpowiedzialem z ogromną powagą w głosie. Zaniepokojony spogladalem co rusz w lusterko. I dochodzilem do wniosku, że albo te straszydła są szybsze, albo to my mamy tak "zajebista prędkość", że tamci nas zaczeli po prostu doganiac. Patrząc na Drake'a i jego prowadzenie samochodu obstawilem na to drugie.
- Zamienmy się szybko miejscami. - Zacząłem się przeciskać z miejsca pasażera na kierowcy. O dziwo " pań szeryf" współpracował. Przy okazji znów kilka kojotow poczestowalem sporą dawką telekinezy. Znawu zaklnalem głośno, kiedy zwierzęta próbowały dobrać się do nas, atakując agresywnie samochód.
- Czołgów tam nie ma, ale i tak jest zajebiście. - Odezwała się Nika, stawiając w płomieniach kolejne kojoty.
- Przykro mi, ale to nie jest Disneyland. Będziesz musiał zadowolić się kilkunastoma pułapkami, małym polem minowym i paroma granatami. - Zwróciłem się do chłopaka, odjezdzajac na pełnym speedzie, na chwilę zostawiając w tyle kojoty. Kilkaset metrów przed domem zatrzymałem się. - Biegnij za mn i to bez dyskusji. Nie mam ochoty patrzeć na to jak mi machasz rączkami na pięć kilometrów. - Rzucilem do chłopaka. Wziąłem Nike na plecy a psa pod pachę.
Po przebiegnieciu parunastu metrów na mój teren wbiegly kojoty, nie patrząc na nic. Wbiegly wprost na pole z pułapkami. Kilkoro zawisło na linach, a jeszcze inne w sieciach na drzewach dyndajac. Nika wiedziała co ma robić. Po chwili jasna plomienna luna rozjaśniła teren. A myśmy wbiegli do naszej piwnicy. Do domu nie zamierzałem go wpuścić. To, że urotowalismy sobie wzajemnie tyłki nie oznaczało od razu, że jest moim przyjacielem.
Chey wywróciła demonstracyjnie oczami, kiedy chłopak wspomniał o kaloryferze. Że niby płeć piękna była beznadziejna, bo gadała o zakupach, makijażu i nowych zauroczeniach? A co z napakowanymi facetami, którzy musieli pokazywać na każdym kroku swoją męskość, chwaląc się mięśniami, uczęszczaniem na siłownię, ilością zaliczonych panienek i wiedzą z zakresu typowo męskiego hobby, jakim była piłka nożna, samochody lub piwo? Merwin oczywiście musiał zamanifestować swój wysoki poziom testosteronu płynącego we krwi nie tylko komentarzem o kaloryferze (nawiasem mówiąc, Cheyenne była przekonana, że jego brzuch bardziej przypomina bojler, ale to chyba nie jest odpowiedni moment na takie dyskusje), ale także głupim zachowaniem. Zamiast zatrzasnąć drzwi od auta i odjechać w stronę zachodzącego słońca, ignorując dzieciaki szukające rozróby, Drake nie mógł się powstrzymać przed spuszczeniem im łomotu. Chłopak naprawdę powinien sobie znaleźć jakieś mniej agresywne zainteresowanie niż okładanie pałką przypadkowych ludzi.
OdpowiedzUsuńW dodatku jego żarty były żenujące. Jeśli przez całą drogę będzie opowiadał równie słabe dowcipy, miała zamiar wypchnąć go z samochodu.
Dlaczego faceci musieli być takimi idiotami? Chey właśnie miała zamiar wywalić nogi na deskę rozdzielczą i oglądać najnowszy odcinek Masakry według Drake'a Merwina - była przekonana, że jako reality show ten program miałby szansę szybko wspiąć się do pierwszej piątki najczęściej oglądanych programów rozrywkowych, gdyby tylko udało się go wyemitować - zajadając się przy tym popcornem, gdy chłopak nagle spotulniał i zaczął się wycofywać. Taki z niego chojrak, a gdy przyszło co do czego, wyszedł z niego tchórz i wszystkim ona musiała się zająć. Westchnęła niczym cierpiętnica, bo naprawdę miała nadzieję na ciekawą rozróbę i miło by było, gdyby ktoś w końcu zgasił to rozdmuchane ego Drake'a, tymczasem to jej w udziale przypadła brudna robota.
Zabawne. Najpierw jej ubliżał, a teraz potrzebował jej pomocy. Chciała się nad nim pastwić przez chwilę i pozwolić, by napastnicy nadpalili mu ubrania, by nauczył się nieco szacunku do kobiet, ale bawienie się ogniem przy zbiornikach z paliwem było chyba najdurniejszym pomysłem w historii. Musiała temu zapobiec i to szybko. Da Drake'owi nauczkę kiedy indziej.
- Jaki ty jesteś żałosny. Patrz i ucz się, chłopie - mruknęła Cheyenne, wysiadając z auta. Wyszła przed maskę, przechylając głowę w lewo, a potem w prawo, wyciągnęła dłonie przed siebie, strzelając stawami dla odpowiedniego efektu, bo naoglądała się za dużo filmów akcji i ściągnęła okulary przeciwsłoneczne, które chroniły żywe stworzenia przed zbyt dużym wpływem jej umiejętności.
- Posłuchajcie. Nic do was nie mam. Gdyby nie fakt, że jadę na misję z tym idiotą i może mi się jeszcze przydać, pozwoliłabym wam go spalić na kupkę popiołu, ale będziecie musieli z tym poczekać. Jeżeli odejdziecie teraz, nic wam się nie stanie. Jeżeli nie, no cóż, nie ręczę za siebie. - Przemowa Chey najwyraźniej na nikim nie zrobiła wrażenia: banda wciąż się do nich zbliżała, bełkotliwie wykrzykując przekleństwa i groźby, podczas gdy Drake sikał w majtki i się trząsł. - Może wam to przetłumaczę, bo nie wyglądacie na specjalnie inteligentnych: spierdalajcie stąd!
Więcej śmiechu, krzyku i ognia. Och, jak ona nienawidziła facetów! Uniosła znad ziemi wzrok i jej spojrzenie odnalazło oczy chłopaka stojącego najbardziej z lewej, wokół jego dłoni już zdążyły się uformować syczące płomienie. Na kilka sekund tęczówki Cheyenne wypełniły się nieprzeniknioną czernią, w tym samym momencie nastolatek zamarł w połowie ruchu. Przedłużyłaby kontakt wzrokowy, by mieć pewność, że nie będzie stanowił już zagrożenia, ale jego znajomy zdążył do niej doskoczyć, unosząc szklaną butelkę na głowę. W ostatniej chwili uchyliła się przed ciosem i na oślep wyciągnęła dłonie przed siebie, by musnąć jego skórę, jednak napastnik musiał wiedzieć, z kim ma do czynienia, bo starał się trzymać poza zasięgiem jej rąk. Po drugiej stronie samochodu słyszała szarpaninę, ale nie zawracała sobie głowy Merwinem. Przynajmniej dopóki nie zobaczyła, że jego przeciwnik miota płomieniami jak oszalały, podpalając kolejne przedmioty. Zakaszlała, gdy do jej gardła wdarł się dym.
Usuń- Trzymaj go z daleka od dystrybutorów! - krzyknęła Chey, czując, jak ogarnia ją panika. Zaraz wszyscy zostaną wysadzeni w powietrze.
Cheyenne
[Ble potrójne ;) ]
- Och, nie narzekaj. Pomyśl, że jeszcze kilka minut wcześniej nie miałbyś szans na teraźniejsze narzekanie. - Stwierdziłem, wzruszając mimowolnie ramionami. Fakt faktem jeszcze kilka minut temu byłem tak zaślepiony furią, że aż nie umiałem zapanować nad sobą. Chyba tylko cud uratował Drake'owi tyłek. - "Zajebiście" to nie jest przekleństwo. Tak przynajmniej mówił pastor, który uczył mnie religii. - Prychnąłem cicho pod nosem. - Więc nie wiem o co ci chodzi. - Uśmiechnąłem się nikle do niego. Mała zaś wymamrotała w kierunku szeryfa coś w rodzaju "I tak ci nie ufam i mam cię na oku", robiąc charakterystyczne widełki i wskazując zaraz na niego.
OdpowiedzUsuńKiedy dotarliśmy do piwnicy otworzyłem sporej wielkości sejf pancerny. A tam to już był taki mały arsenał broni. Uśmiechnąłem się lekko, dobywając w swoje ręce Kałacha. To tak na wszelki wypadek.
- Chcesz pooglądać fikających kojotów w ogródku? - Zapytałem, widząc jak Nika siada przy okienku. - Więcej nie będziesz miał takiej okazji. - Zmrużyłem nieco oczy, obserwując sytuację na zewnątrz. Tak jak się spodziewałem... Co niektóre jednostki zdołały uniknąć pułapek. Szły dalej na dom. Uparcie jak stado osłów. - Zaraz wejdą na pole minowe.
- Walter... Kto? - Zapytała Nika, robiąc zaraz wielkie "Wooooow", gdy tylko zwierzęta wbiegły tam gdzie nie trzeba.
- Walter White, taki gostek z serialu. - Wytłumaczyłem jej na szybko. - A więc teraz kojoty mają dwa wyjścia. Albo są tak głupie i dalej będą szły tutaj. A raczej ich niedobitki, które w razie co to załatwimy. Albo wycofają się. - Zdecydowanie wolałem opcję numer dwa. Mniej sprzątania później zostanie dla mnie. - Całe szczęście, że poprzedni właściciel pozostawił nam po sobie takie... - Szukałem odpowiedniego określenia. - Pamiątki. - Tak, to było chyba dobre.
[A dzięki, dzięki za powitanie. Jakiś pomysł na wątek? Jakieś torturki? A później Drake oberwie od kogoś za bardzo i pół przytomny znajdzie się u buntowników, którzy przypadkowo go zabrali z miejsca starcia z glinami i Anakin go rozpozna?]
OdpowiedzUsuńTak naprawdę myślała, że Drake wybiegnie za dzieciakami, przytłaszczy je do domu i skatuje. Ale ucieszyła się kiedy nie przekroczył progu, nie zgarnął żadnego z dzieci ani nawet nie rzucił w nie niczym - przeszedł ją jednak dreszcz, kiedy agresywny, wściekły ryk opuścił jego gardło i niczym zerwany ze smyczy pies pognał za małolatami, gryząc ich w nogi i plecy. Do Mayi również dobiegł, ale nie zrobił jej krzywdy. Pozytywnie zaskoczył ją również fakt, że Drake pracował nad samokontrolą. Oczywiście widziała na jego twarzy zdenerwowanie, dziwny rodzaj podniecenia i zmieszanie, napięcie, czuł się niespełniony, trapiony, ciągnięty przez żądzę - a jednak trzymał się na wodzy. Czy to dlatego, że obiecał Mayi, że nic jej nie zrobi? Czy jeśli byłaby kimś innym wyżyłby się na niej? Pewnie tak, ale machnęła na to ręką. Poczuła się wyjątkowo i kompletnie nie zauważała możliwości manipulacji jej osoby. Zbyt cieszyła się potwierdzeniem swojej teorii o tym, że brutalny pan Merwin jednak może być dobry.
OdpowiedzUsuń— Może do materii nieożywionej również dotarły plotki o twoim bestialstwie i postanowiła być bohaterem? Myślę, że chce sama cię obalić i atakuje przy każdej okazji, także miej się na baczności — powiedziała rozbawiona.
Słyszała dźwięk tłuczonego szkła, jednak bardzo stłumiony. Nie chciała drążyć tego tematu. Wiedziała, że to był warunek, dzięki któremu Drake się uspokoił i uśmiechała się na tę myśl, ale trochę smutno, bo nadal jego wyładowanie się skutkowało krzywdą. Będzie musiała mu znaleźć jakiś worek treningowy.
— Coś w tym jest. W tym dziedziczeniu — przyznała. — Ale to nie wszystko. Z pewnością mijasz się z wygórowanymi opiniami, ale jednocześnie zależy ci na szacunku, więc je podsycasz, żeby teraz mi mówić, że nie jesteś zły... — ciągnęła, myśląc. Jej wzrok przez chwilę sprawiał wrażenie, jakby go rozgryzła, jakby przebłysk świadomości rozjaśnił ciemne miejsce w umyśle Drake'a, a ona zobaczyła, że coś knuje. — Jesteś pogubiony — skwitowała. — Ale mądrze gadasz. Z tą ochroną również. W takim razie mamy układ - łączą nas interesy, mamy do spełnienia cel. ETAP jest dziki, więc musimy zdobyć popracie. Nie prowokuję cię, jestem grzeczna i publicznie zachowujemy się jak dobrani partnerzy na patrolu. Dzieciaki cię znają, więc mamy punkt zaczepienia, który wystarczy trochę pomacać, zniekształcić i nagle wszyscy będą po naszej stronie. Jeśli zauważą, że wpuściłeś w swoje towarzystwo kogoś innego niż Caine i Diana - mnie, uroczą, grzeczną babę z fuchą w przedszkolu i psem-łamaczem-serc, zobaczą, że też jesteś ur... — ugryzła się w porę w język — dobry. Czy coś. Dobra, pokaż mi twoje kochanki.
Stanęła u boku Drake'a, nie dotykając go jednak ciałem. Postanowiła, że nie będzie go dotykać, chociaż miala w zwyczaju przyjacielsko klepać, szturchać, mierzwić włosy i trzymać za rękę, popychać, przytulać się i wskakiwać na plecy. Nie wiedziała, czy Drake umie odbierać dotyk w inny sposób niż wyładowanie napięcia, agresję, i wolała nie ryzykować.
— Oh, ładne — skomentowała broń, ciekawie się jej przyglądając. — Jest taka mała i urocza. W twoich rękach wygląda na jeszcze mniejszą.
[Wybacz, że tak długo czekałaś, ale zjadło mnie życie i właśnie wypluło :c]
Maya
— Mam wrażenie, że im dłużej będę z tobą, tym bardziej będę niegrzeczna — powiedziała pół-żartem, pół-serio, zerkając na niego przez chwilę. Maya chyba nie chciała przyznać się Drake'owi, że oglądała bronie na tumblrze i nie bała się ich na zdjęciach, ale miała mieszane uczucie stojąc twarzą w twarz z pistoletem. — Jestem odważna! Ale musisz mnie pilnować, bo nie daj Boże upuszczę pistolet, porysuję albo uszkodzę, a tego byś nie chciał, prawda? Patrz na to w ten sposób, a mnie przy okazji nie stanie się krzywda.
OdpowiedzUsuńZeszła razem ze swoim nauczycielem - w myślach śmiejąc się z ich nowej relacji, bo przypominały jej się scenariusze ze stron dla dorosłych - do piwnicy, przyglądając się nietypowemu wystrojowi. Zauważyła, że wszystko ma swój porządek i miejsce, a nieznaczny bałagan miał prawo występować tylko wtedy kiedy Drake na to pozwolił. Stanęła obok chłopaka, wzięła pistolet do ręki i spojrzała na bezpiecznik, który przed chwilą trącił. Wraz z jego instrukcjami, starała się ułożyć dokładnie w taki sposób jaki opisywał. Zamykała to jedno, to drugie oko, przyzwyczajając się do widoku muszki na celowniku, ale nie umiała dobrze wycelować. Upatrzyła dokładnie środek tarczy i biła się chwilę z ułożeniem muszki, walcząc także z drżeniem ręki, którego absolutnie nie rozumiała. Chociaż może... Była sama w domu chłopaka pojętego przez dziecięce społeczeństwo jako psychopatę, była w jego piwnicy, w jego utopii, w składzie broni, którą traktował jak świętość, którą właśnie jej podarował. Może dlatego czuła dziwny, tlumiony niepokój i obawę?
Wzięła głęboki wdech żeby się uspokoić. Emocje i broń to bardzo, bardzo złe połączenie i Maya nie musiała być ekspertem, żeby to wiedzieć. Drake jednak nie pomagał jej w tym, bo kiedy zaskoczył ją swoją bliskością i dotykiem, dziewczyna podskoczyła. Wstrzymała oddech, spoglądając jak jego dłoń obejmuje jej rękę, ustawia jej palce i trzyma pewnym uchwytem, a jego klatka piersiowa dotykała jej pleców, unosiła się z każdym oddechem, napierając na nią. Chyba przesadzała, ale nie mogła tego powstrzymać.
— Staram się, Drake — burknęła. — Jak to jest, że potrafisz bez ustawiania się poprawnie celować? Albo czekaj... Nie, cicho bądź, nie ruszaj się.
Maya ponownie wzięła głęboki wdech i skupiła się, ustawiając celownik. Przygryzła nieświadomie wargę, napięła się i nie oddychała trochę dłużej niż powinna, bo kiedy nacisnęła spust kompletnie bez wyczucia, wystraszyła się odrzutu, straciła cel, a kula nawet nie trafiła w tarczę. Gdyby nie Drake, pewnie potknęłaby się o własne nogi, zaskoczona kompletnie tym, że takie małe coś potrafi być takie głośne.
— O matko... — Obejrzała broń, przyglądając jej się z każdej strony. — Jakie... Jakie to dziwne, damn... Ja chcę jeszcze raz!
Ucieszyła się z nowego doświadczenia i podniecona tym faktem ustawiła się ponownie, wyginając lekko plecy i rozstawiając nogi w napiętej, pewnej postawie. Wyciągnęła prawą rękę przed siebie i po minucie bawienia się z celownikiem nacisnęła spust, trafiając tym razem w tarczę. W prawym dolnym rogu, ale trafiła!
Spojrzała wesoła na Drake'a i podskoczyła kilkukrotnie w miejscu.
— Już rozumiem dlatego je kochasz. Zobacz: nie idzie mi kompletnie, a już się podjarałam! Ile muszę wystrzelać magazynków, żeby choć trochę umieć trafiać? — zapytała się, miziając w dłoniach pistolet. Jej ruchy były ostrożne, jakby bała się, że zaraz uszkodzi broń.
[Więc przytulmy się, piszmy i przeczekajmy :3]
- Och, bo moim największym pragnieniem był wyjazd na pustkowie w towarzystwie szowinistycznego gbura! - syknęła Chey, uchylając się przed ciosem, który prawdopodobnie pozbawiłby ją zębów. Nie miała jednak czasu na dalsze dyskusje, bo musiała unikać ognia i mocnych ciosów. Jakby tego było mało, kiedy jej partner zniknął w myjni, trzeci z atakujących ocknął się z jej paraliżu i Cheyenne z trudem udawało się przetrwać zmasowany atak, z którego nie wyszła z niego bez szwanku. Miała rozbitą wargę, w ustach czuła posmak rdzy, a lewa strona jej twarzy zaczynała puchnąć.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nie miała do czynienia z dżentelmenami.
- Serio, Drake? Tobie piętnaście minut zajęło rozprawienie się z jednym chuderlawym dzieciakiem, podczas gdy ja biłam się z dwójką napakowanych mutantów i ty to nazywasz amatorszczyzną? - warknęła Cheyenne, kopiąc przeciwnika w jaja. Chłopak skulił się pod wpływem ciosu, pragnąc chronić swoje klejnoty, a ona to wykorzystała, uderzając łokciem o nasadę jego głowy i posyłając go na asfalt. Pochyliła się do przodu, opierając dłonie na kolanach i próbując złapać oddech. Nigdy nie była specjalnie wysportowana, więc kilkuminutowe zmagania z większymi od niej napastnikami poważnie dały jej się we znaki. Kiedy adrenalina, strach i złość nieco opadły, Chey poczuła przemożne zmęczenie i zachwiała się na nogach, ale udało jej się ustać. Uniosła wzrok, marszcząc brwi z dezaprobatą na widok Merwina znęcającego się nad ostatnim z przeciwników.
- Drake, już wystarczy. Dałeś mu nauczkę. - W jej głosie dało się wyczuć napięcie i zdenerwowanie, ale także stanowczość. Nie mogła pozwolić, by skatował przy niej chłopaka. Tak, młokos był idiotą, skoro zdecydował się zaatakować Merwina i Bazyliszka, zasłużył na nauczkę, ale to nie oznaczało, że z powodu napadu szału miał umrzeć lub zostać inwalidą do końca życia. Drake jej nie słyszał lub nic sobie nie robił z jej słów, a Cheyenne poczuła, jak w jej klatce piersiowej narasta gniew. Nie pozwoli się lekceważyć. Był to swego rodzaju pokaz siły w walce o dominację, musiała dać mu jasno do zrozumienia, że nie będzie stała z boku, posłusznie wypełniając jego polecenia i przyglądając się, jak katuje ludzi.
- Dosyć - wycedziła przez zaciśnięte zęby, niby od niechcenia zaciskając dłoń na jego barku. Kiedy nie przyniosło to efektów, Cheyenne musnęła palcami szyję Merwina. W przeciągu sekundy ciało chłopaka zwiotczało i runęło na ziemię, wznosząc w powietrze drobinki pyłu.
- Ciekawe, kto teraz pomoże tobie, jełopie - powiedziała Chey ze złośliwym uśmiechem na ustach. Co prawda będzie musiała spędzić kolejne kilkanaście minut na czekaniu, aż paraliż Drake'a ustąpi, ale było warto, choćby po to, by zobaczyć strach i bezsilność w oczach chłopaka. Właściwie sam był sobie winny, kusił los głupimi komentarzami, a ona zdecydowanie wierzyła w karmę. Szkoda, że w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby podziwiać "niepokonanego" Merwina leżącego u stóp niezbyt pokaźnych rozmiarów dziewczyny, ale musiała sama napawać się tą chwilą. Nucąc pod nosem We Are The Champions, weszła do budynku i wróciła do nieruchomego chłopaka, po czym uklękła u jego boku. Nachyliła się nad nim, czarnym markerem dorysowując mu wąsy pod nosem, a potem pozwoliła, by wyobraźnia ją poniosła i przyozdobiła policzki Drake'a wszystkim, co wydawało jej się być urocze, słodkie i niewinne, czyli serduszkami, kwiatuszkami i słoneczkami. Próbowała nawet narysować jednorożca, ale tak jak Merwin nie był uzdolniony muzycznie i katował jej uszy swoim wyciem, tak ona nie radziła sobie za dobrze z malarstwem. Ale w końcu liczą się chęci, nawet jeśli jednorożec przypominał penisa!
- Nie martw się, Drakie. Wyglądasz cudownie! - zapewniła go Cheyenne, w końcu odkładając marker i spoglądając na zegarek. Chłopak wkrótce przestanie być sparaliżowany i dla własnego bezpieczeństwa wolała się odsunąć. Przydałby się dystans kilku kilometrów, ale już i tak zmarnowali mnóstwo cennego czasu, więc po prostu wsiadła do samochodu, blokując drzwi. Tak na wszelki wypadek. Nie żeby bała się Drake'a Merwina. To byłoby śmieszne. Jakiś absurd. Kto obawiałby się nienormalnego, agresywnego psychopaty z sadystycznymi skłonnościami? Absolutnie nikt.
UsuńCheyenne
[No dobra, ble razy pięć!]
[Potrzebuję z Tobą wątku. Mniej czy bardziej skomplikowanego i emocjonalnego, pozytywnego czy negatywnego, w sumie wszystko wymyślę i na wszystko się zgodzę. Cudowny jest ten Drake. Wołaj, jeśli masz na coś między nim a Jam ochotę, to zaraz sie coś stworzy.]
OdpowiedzUsuńBarnes.
[Tak myślę i myślę i staram się zlepić skrawki pomysłów w ciąg przyczynowo-skutkowy. Z pewnością widzę jakiegoś bladego, cwanego, trzynastoletniego młokosa na tyle odważnego w czynach, by sprowokować Merwina do rozłupania mu czaszki o ścianę albo przerwania piszczela w trzech miejscach, czyli po prostu skatowania chłopaka na miejscu. Chłopak ma starszego brata, brat po ranach młokosa może podejrzewać Drake'a, sprawa robi się coraz bardziej śliska i nieprzyjemna. No i tutaj wkracza Jam i zastanawiam się, w jaką stronę chciałybysmy pójść. Drake ucieka z miejsca zdarzenia, a ona zostaje wezwana do sprzątnięcia ciała i ku zaskoczeniu obydwojga zaciera ślady zbrodni i stara sie odwrócić oskarżenia od sadysty? Drake sam ją wzywa i szantażuje albo grozi, robi z niej przymusowego partnera w zbrodni i w nocy, we dwoje chowają jego ciało, zmywają krew w bruku, zacierają wszelkie ślady istnienia ofiary? Wtedy brat mógłby zgłosić zaginięcie młokosa, byłoby jakieś małe śledztwo, a Jam i Drake, czy by tego chcieli czy nie, musieliby bronić się i niejako wspierać nawzajem. Obydwoje w obliczu nagłego zagrożenia pewnie zgrywaliby jakieś szopki, dawali sobie nawzajem alibi, szukali innych winnych. A przy tym byliby niebezpiecznie blisko siebie nawzajem, z czego zawsze można zrobić dobrą dramę (ja to zawsze gdzieś ją wepchnę, hah). Nie wiem, mów, czy to ma jakiś sens i ci odpowiada. No i zapewne zaczynasz! :>]
OdpowiedzUsuńJam.
[Ostrzegam tylko, że mój mózg niemal zawsze równa dramę romansowi, nawet i niepodzielanemu, także oprócz udręk psychicznych możesz oczekiwać i fizycznych. Niewielkich, acz słodkich. Czekam z niecierpliwością na początek c:]
OdpowiedzUsuńJam.